"Dawno, dawno temu, gdy wasze kruche istnienia nawet nie stąpały jeszcze po powierzchni świata, w zatłoczonym i niebezpiecznym Betonowym Świecie urodziło się kocię. W miarę, jak dorastało, robiło się coraz silniejsze, a każdy wróg drżał, słysząc jego imię. Młode, niewinne i słabe kocię, które ledwo potrafiło chodzić, nie kuśtykając się na boki, zmieniło się w coś, czego nie da się opisać słowami. I zaczęło pracować, a każdy czas spędzało na nauce i treningach. Porzuciło to, co je ograniczało i skupiło się na tym, co rozwijające. I choć niegdyś bękart był wyszydzany, choć uliczne koty śmiały mu się w pysk – gdy zaczął zdobywać władzę, krok po kroku, gdy poszerzał horyzonty swoich udziałów w mieście, gdy zdobywał serię popleczników, śmiech zamienił się w płacz. Urodził się wojownikiem i pozostał nim do samego końca. Stanął na szczycie jako ktoś potężny, gdy wyśmiewali go nawet najlepsi z najlepszych. A to on sam pozwolił im patrzeć na to, jak odbiera im wszystko, na czym kiedykolwiek im zależało. Dzięki czemu to osiągnął? Doceniał swoich wrogów, był cierpliwy, nie pchał się do otwartej walki, a czekał na dogodny moment, by uderzyć. To nie na sile należy polegać, ale na sprycie. Co zrobi kot, który ma parę w łapach, ale móżdżek myszy? Musicie zapamiętać; życie jest kruche i wszystko, co materialne, bardzo łatwo jest odebrać. Kot, który ma wszystko, w jedno uderzenie serca może zostać z niczym. A przeznaczenia nie da się oszukać. Niektórzy urodzili się po to, by umrzeć, inni po to, by rządzić. Dowódca z mysim sercem nie utrzyma się długo przy władzy, a jego rzeczy go przywłaszczą. Pamiętajcie, że jeśli macie wszystko, musicie żyć, jakbyście nie mieli nic. W mieście nic nie jest trwałe, tu panuje stały chaos, a o władzę walczą wszystkie koty. Na stabilne miejsce w hierarchii trzeba sobie zapracować. Wielu kotom władza odbiera rozum i to ich właśnie zabija. Wy musicie tego uniknąć. Sami wybierzecie, czy wolicie ciepły kąt, czy ryzyko.”
Te słowa opowiadała im Matka. Mimo, że mówiła do wszystkich, zwrócona była do niej, Izydy i Klamerki; nie patrzyła nawet na drugiego z braci, Bluszcz, chociaż w tamtej chwili kotka nie uznała tego za nic dziwnego. Zauważyła jednak, jak bardzo zdystansowana była Bastet w stosunku do kocura. Ale czy ich traktowała specjalnie inaczej? Matka nigdy nie była czuła, nigdy nie karmiła ich pustymi komplementami, właściwie, Betelgeza nie znała innej definicji miłości rodzicielskiej niż właśnie to - chłodny wzrok, sztywna postawa ciała i słowa, do których wszyscy mieli się dostosować.
Na początku kotka pomyślała - co za okropna historia. Gdy jednak matka dotarła do końca, młoda nie miała wątpliwości, że chciałaby kiedyś żyć w ten sposób - na coś, na co sama sobie zapracowała. Wiedziała, że tego chciała dla niej matka. Dla nich wszystkich. Chciała, żeby nieśli dumę rodzinie bez względu na koszt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz