*dawno*
Żar opuścił legowisko, a ona z cichym westchnieniem wróciła do swojej roboty.
* * *
*wciąż dawno*
Przebywała w swoim legowisku, gdy usłyszała czyjeś kroki. Oczywiście, spodziewała się Rozżarzonego Płomienia. Wszedł do środka, cały spięty. Wiedziała, że ostatnio Kamienna Gwiazda cofnęła go do roli kocięcia. Nie zamierzała mu tego wypominać.
— Witaj, Wiśniowa Iskro — miauknął. — Czy potrzebujesz w czymś mojej pomocy?
Owszem, potrzebowała. Poza tym rudzielcowi przyda się czymś zająć.
— Akurat miałam wybierać się do starszyzny, żeby skontrolować ich stan zdrowia. Możesz mi pomóc — miauknęła, nie komentując jego nowej kary. Zdążył już chyba zaleźć pod skórę nowej liderce.
Zauważyła, że kocur się skrzywił. Domyślała się, że nie chciał przebywać w towarzystwie kotów, które mogły naśmiewać się z jego karnego imienia. Współczuła mu, ale miała robotę do wykonania. Robotę, która nie cierpiała zwłoki.
— Mhm... — miauknął rudy niechętnie.
— Jeśli będę potrzebowała konkretnego zioła, to się po nie zawrócimy — obwieściła spokojnie i wyszła z legowiska, kierując się do starszyzny razem z kuzynem. Gdy już tam oboje byli, medyczka przywitała się krótko ze starszymi i skierowała wzrok na rudego. — Sprawdź, czy mają kleszcze.
Żar podszedł do jednego ze starszych i zaczął przeglądać mu sierść. Sądząc po jego obrzydzonej minie, Wiśnia wnioskowała, że niezbyt mu się to podobało.
— Ygh... mają... sporo...
Medyczka kazała jednemu ze starszych - Szybkiej Łani - pokazać swoje zęby. Kotka skarżyła się na ich ból. Wiśnia nie była zdziwiona, bowiem starsi często mieli takie problemy, także żadna nowość. Na wieść kuzyna o kleszczach, skinęła głową.
— Idź do legowiska i przynieś mysią żółć. Przenieś ją na liściach buku, nie bierz do pyska, bo śmierdzi. Jak będziesz odczepiał kleszcze to przesuwaj mysią żółć łapami, a potem je umyj. Jest teraz dużo kałuż, więc do rzeki iść nie musisz. A, i możesz przynieść mi też korę olchy, powinna leżeć z wierzchu składziku.
Zdegradowany niedawno wojownik wyszedł z legowiska i poszedł po te medykamenty. Wrócił z tym chwilę później, krzywiąc nos i dając kuzynce. Umoczenie łap w mysiej żółci, to najgorsze co mogło mu się trafić. Zrobił to jednak bardzo niechętnie, smarując kleszcze. Gorzej być już nie mogło.
Widząc jak Żar zajmuje się kleszczami, ona podała Szybkiej korę olchy. Starsza natychmiast zaczęła ją żuć, oblizując zębiska co jakiś czas.
— Jak ci idzie? — spytała do kuzyna.
— Yh... Obrzydliwie — podsumował, nakładając dalej żółć na kleszcze. — Ale jest już tego mniej
— Oczywiście, że obrzydliwie. Twój nos jednak się przyzwyczai do zapachu i nie będziesz go czuł, spokojnie — miauknęła. — Dobrze. Możesz zająć się teraz innymi, wyręczę cię z żółcią. Tylko umyj dokładnie łapy czystą wodą.
Jakby właśnie doznał wybawienia, od razu wyszedł, łapiąc świeże powietrze. Widziała kątem oka, że zaczął łapy w śniegu.
Gdy już dokończyła swoją robotę, wyszła do kuzyna z wysoko uniesionym ogonem. W pysku trzymała mysią żółć. Skinęła mu głową i szybko odniosła medykament do legowiska.
— Muszę się umyć. A ty zanieś w tym czasie to do mojego legowiska. — podsunęła łapą korę olchy, którą wcześniej przyniosła dla starszych. — I czekaj tam na mnie. Nawet wojownikowi przyda się wiedza medyczna, a skoro spędzamy teraz ze sobą więcej czasu, a jak podejrzewam, nie chcesz kopać dzisiaj dołów, to mogę nauczyć cię czegoś pożytecznego — dodała, po czym wzięła na łapę dużą garść śniegu, który roztopił się, zamieniając w wodę.
Żar chwycił w tym czasie korę bez szemrania, po czym odszedł z nią do legowiska medyka.
Zastała go tam, gdy wyczyściła łapy z żółci. Wiedziała, że kocur nigdy nie doceniał znajomości medycyny, która jednak była wręcz niezbędna. Inaczej klany już dawno by wymarły. Zamierzała to jednak zmienić.
Może zbyt szybko ponownie mu ufała. Jednak coś podpowiadało jej, że miała szansę naprawić swoje relacje rodzinne. Żar pod rządami Kamień zdawał się trochę... Inny. Lepszy. Chociaż wciąż długa droga przez nim.
— Możesz zostać zaatakowany w każdej chwili, gdy nie będziesz w niczyim towarzystwie. Kot nie znający się na medycynie prędzej się wykrwawi, niż dotrze do obozu. Wiem, że nigdy nie przemawiała do ciebie ta droga, ale znajomość podstaw ratuje życie - dosłownie.
Żar skinął łbem.
— Akurat co nieco wiem, bo widziałem jak naprawiałaś moje ciało. Pajęczyna i patyki... — przypomniał sobie co zbierał z nią w Porze Zielonych Liści.
Skinęła głową.
— Ale to ci się na niewiele zda. Nie każdy patyk jest odpowiedni. Musi mieć odpowiednią grubość, by nadawał się do przymocowania do łapy. Cienkie z rozgałęzieniami, albo szybko się złamią, albo nie usztywnią wystarczająco łapy, albo będą niewygodne.
— A pajęczyna? Jak ją zrywałem z krzaków, to jakoś nie zwracałaś uwagi na jej lepkość — Było to takie śmieszne. Czuł się powoli niczym jej uczeń. A właśnie... Ciekawe gdzie podziewała się jej uczennica.
— Pajęczyna w dużej ilości zawsze jest w stanie zatamować ranę. Nawet cienka i mniej lepka, zmieszana z innymi, będzie się nadawać. Patyki to inna sprawa — wytłumaczyła. — Oprócz tego rany dobrze jest okrywać liśćmi nagietka. O tak wygląda — wskazała na kwiat, który leżał na stercie. — Dość charakterystyczny i rzuca się w oczy. Pomaga tamować rany w użyciu z pajęczyną.
Przyjrzał się liściom uważnie. Rzeczywiście miał ciekawe liście.
— I go wystarczy przyłożyć do rany z pajęczyną? — zapytał, próbując sobie wyobrazić to wszystko. Pamiętał, że gdy był młody naśmiewał się z Wiśniowej Iskry i drogi jaką podjęła. A teraz siedział tutaj i się od niej uczył... Tego naprawdę nigdy by się nie spodziewał. Uśmiechnął się na te myśli, karcąc się zaraz za to, by nie wyglądać jak szaleniec, który cieszy się do roślin. Tak nisko jeszcze nie upadł.
— Najpierw nakładamy na rany nagietek, dopiero potem przymocowujemy okład pajęczyną. Trzeba to zrobić dokładnie, by przylegał do ciała, czyli także skutecznie tamował krew. Ważne jest, by zachować sterylność, by nie wdała się żadna infekcja. Okład trzeba wymieniać na noc, by ciało odpoczęło, i założyć nowy, czysty. — miauknęła, tłumacząc mu uważnie. — Gdyby w pobliżu nie było nagietka, można użyć jakichkolwiek większych liści, na przykład liści buku czy bluszczu, na których przenoszone są zioła.
— A co podaje się kotu w razie zatrucia? — zapytał.
— Cóż, to trochę ciężki orzech do zgryzienia. Działanie trucizny jest zazwyczaj szybkie, a większość ziół na zatrucia nie występuje powszechnie i można znaleźć je na terenach Dwunogów. A to daleko — stwierdziła. — Jednak możesz użyć do tego wrotyczy. To taki charakterystyczny żółty kwiat z intensywnym zapachem. Łatwo go wyczuć, ale nie rośnie w lesie. Musisz go zjeść, ale ważne jest, by robić to w małych ilościach. W większych może zaszkodzić. Na zatrucia dobra jest jeszcze zwykła pokrzywa. Rośnie wszędzie. Wywołuje wymioty. Nie działa jednak na wszystkie trucizny, ale na wiele z nich. Tylko musisz ją spożyć szybko, zanim trucizna zdąży rozejść się po organiźmie. Inaczej nawet zwrócenie jej ci nie pomoże. — odwróciła łeb w stronę składziku. — A będąc już przy temacie trucizn... — na chwilę zniknęła, by potem wyłowić się znów ze składziku, tym razem tocząc łapą urwaną z krzewu gałązkę, na której wisiały krwistoczerwone jagody. Uważała, by nie brać tego do pyska. — Powiedzieć ci ciekawostkę na temat tej trucizny?
Medyczka widziała zainteresowanie na jego pysku. Uważała z tym, by nie mówić mu zbyt dużo o truciznach, ale nie sądziła, by Żar miał kogo w tej chwili otruć, zwłaszcza z tak nikłą wiedza.
— Chętnie posłucham...
— Tak naprawdę nie są trujące — miauknęła, ciekawa, czy zaskoczy go ta informacja. — Wiele kotów nieznających się na medycynie unika jagód cisu jak ognia. Prawda jest taka, że nic ci nie zrobią, gdybyś połknął je w całości. Jeśli jednak, tak jak większość kotów, zaczniesz ją gryźć, skończy się to dla ciebie śmiercią. Same jagody są jadalne, trujące jest nasienie, które znajduje się w środku, oraz sam krzew. Może zabić kota w przeciągu kilkuset uderzeń serca.
Zamrugał zdziwiony. No takiej ciekawostki to się nie spodziewał.
— Jesteś... naprawdę dobrze w tym obeznana — zauważył. — Raczej nie pokusiłbym się, by je zjeść od tak, nawet jeśli nie są trujące. Wariatem nie jestem... — miauknął, chociaż patrząc na swoje zachowanie podczas tamtej pamiętnej nocy, gdzie zachowywał się jak szaleniec, zaczął mieć co do tego wątpliwości.
— Cóż, Jeżowa Ścieżka był dobrym mentorem, doświadczonym przez swój wiek. Wiele mnie nauczył — miauknęła tylko. — Ale dzięki, że tak sądzisz. Ja także nie zjadam tych owoców. Wystarczy drobny błąd, by umrzeć. Nie warto igrać z losem. Poza tym zakładam, że nie są specjalnie dobre.
Kiwnął łbem, zostając u niej jeszcze przez jakiś czas, słuchając jej wywodów o ziołach, nim zmuszony był wrócić do żłobka.
* * *
dawna, dawna zima
Nie spodziewała się, że po tym, jak Żar zostanie wypuszczony z obozu, wróci zakrwawiony, zmęczony i w takim stanie, że zaczęła zastanawiać się, czy nie wykrwawiał się wewnętrznie. Nie mogła ukrywać zaskoczenia, które od razu wymalowało się na jej pysku, gdy Tygrysia Smuga go do niej przyprowadziła.
— Co ci się stało na litość zaświatów? — wykrztusiła wreszcie, gdy zaczęła przemywać jego rany sokiem z odkażających ziół, nim sięgnęła po okład z nagietka. Rozłożyła liście w miejscu ran i przymocowała je pajęczyną.
— No wiesz... zaatakował nas wygłodniały samotnik. Tygrysiej Smudze nic nie jest. Nie drasnął jej. Wziąłem wszystko na siebie — Skrzywił się, próbując się podnieść, ale nadaremno. — Niech to, jak Kamienna Gwiazda się dowie, to już nigdy mnie nie puści na zewnątrz.
Prychnęła.
— Wszyscy powariowali przez ten głód. Nie zdziwiłabym się, gdyby chciał pożreć was żywcem. To było odważne z twojej strony, Żar. Dobrze, że nic poważniejszego wam się nie stało. — mruknęła. Na wieść o Kamiennej Gwieździe zastrzygnęła uszami. — Cóż, skoro się nie lubicie, to może nie spodobać jej się, że wykorzystuję zapasy ziół do leczenia ciebie. Jednak myślę, że nie powinna cię ukarać za zwykłe bronienie swojego klanu, zwłaszcza w takiej porze. Jeśli to zrobi, to świadczy o tym, że źle rozpatrzyła sytuację. Jednak - w końcu uratowałeś Tygrys, jej własną zastępczynię. W pewien sposób jest ci nawet dłużna, jeśli jej na niej zależy.
— Prawda — Kuzyn położył po sobie ucho. — Uratowałem jej życie. Nie da się tego zaprzeczyć. I to nie ze względu na jej kolor futra czy pozycje. Po prostu... Nie chciałem, by zginęła. Doceniam co dla mnie robi... — miauknął.
— Widzę, że ją polubiłeś — zaśmiała się cicho. — Lepiej dla ciebie. Zazwyczaj siedziałeś sam, więc dla odmiany... Masz kogoś. Przyjaźnicie się, czy po prostu jesteście dobrymi znajomymi? — spytała. Przejechała łapą po miejscu opatrunku, by przylepić go bardziej do sierści rudego. — Mocno cię poharatał. Trochę to się będzie goiło. Nie nadwyrężaj się, liderka powinna ci dać trochę ulgi, by rany ci się zagoiły.
— Nie wiem... Mamy te... terapeutyczne rozmowy, więc wie o mnie wszystko. Jak się czuję, co myślę. Czasem się ze sobą nie zgadzamy, ale odpuszcza widząc, gdy nie mam już sił na te jej ględzenie. — wyjaśnił. — Tak... Mam taką nadzieję, że da mi trochę spokoju. Zrobiłem w końcu za tarcze, powinna to docenić.
— Ale poprawiło ci się przez ten czas? — spytała. W międzyczasie przyniosła ze składziku trochę maku; niewielką ilość, by działała przeciwbólowo, ale nie uśpiła go. Podsunęła mu pod nos. — Może w końcu wyjdziesz z tego stanu i Kamień zaufa ci na tyle, by przywrócić cię do dawnej rangi. Zresztą ta kara przynajmniej nauczy cię trochę medycyny i pozwoli ćwiczyć mięśnie. Wrócisz silny.
Żar wziął medykament, przełykając go.
— Nie wiem... zdegradowanie do kociaka bardziej mnie dobiło. Tygrys mówiła mi jakieś bzdury, że trzeba sięgnąć dna, by się odbić. Jednak mój powrót do sił będzie... ciężki. Nie ma nic tu do żarcia. Gdybym był w lepszej kondycji, ten samotnik by mnie tak nie poharatał.
— Sięgnąć dna, by się odbić? — zamyśliła się chwilę, w trakcie jak grzebała w ziołach tuż obok kuzyna. — Nie sądzę, że to najlepszy pomysł. Wiesz... Gdy zaczniesz tonąć, będziesz zbyt zmęczony by odbić się od dna, a odległość między tobą a powierzchnią, będzie zbyt duża. Trzeba unikać dna jak ognia, i wydostać się na powierzchnię wtedy, gdy jest najlepsza okazja. — mruknęła metaforycznie. — Cóż, najwidoczniej każdy to inaczej interpretuje. Bądź co bądź, myślę, że zawsze jest czas, żeby pójść dobrą ścieżką. Polepszyłeś się, Żar. Może nie fizycznie, ale psychicznie na pewno.
— A gadasz... — prychnął, machając ogonem. — Już i tak sięgnąłem dna, bo zostałem kociakiem. Odbić się mogę, wracając do rangi ucznia. Chociaż mnie wrobiono, stąd ta głupia kara. Ale powoli zaczyna mi to już zwisać. Nikt mi nie wierzy, to co będę się starał...
Zaśmiała się jedynie cicho, kręcąc łbem.
— Za pojęcie dna uważasz rangę, jaką masz? — zadała pytanie, na które nie oczekiwała odpowiedzi. — To nie kary określają kim jesteś, tylko twój charakter. Kot, który osiągnął dna, to kot, który nie ma czym się cieszyć i odpycha każdą deskę ratunku. Kot, który jest na powierzchni, to kot, który brnie do przodu, cieszy się z tego co ma, a nie smuci przez to, co stracił. W każdej chwili możesz się zmienić i to już będzie znaczyło o poprawie twojego punktu przebywania. Wystarczy zdobyć zaufanie kotów i naprawić swoje błędy. Nie musisz mieć do tego ani rangi, ani imienia, ani siły fizycznej.
— Widzę, że dogadałabyś się z Tygrysią Smugą. Znacie się na motywacyjnych gadkach. — skomentował to tylko, kładąc łeb na mchu. — Dla mnie... w życiu ważna była siła, no i pozycja. Teraz nie mam i tego i tego, więc się dziwisz?
Wzruszyła ramionami.
— To nie motywacyjna gadka, tylko zwykła logika. Czarnowron, ten nowy samotnik, który dołączył do klanu, był jedynie zwykłym włóczęgą, który pewnie nikogo nie obchodził i mógłby być obrzucany wyższymi spojrzeniami ze strony kotów urodzonych w klanie. Zamiast tego jednak, stał się jednym z bardziej lubianych wojowników. Koty mają w zwyczaju długo rozpamiętywać dawne winy, ale wystarczy im pokazać, że nie ma co rozdrapywać ran. — miauknęła. — Siła nigdy nie pomogłaby ci zdobyć lepszej pozycji, a tym bardziej szczęścia. Siła to jedynie coś przejściowego. I tak każdy z nas straci ją na starość. To nie ona decyduje o życiu. Nawet silny wojownik nie ma szans na zostanie kimś większym w oczach klanu, jeśli nie zna takich wartości jak opanowanie i szacunek.
— Wątpię bym zdobył uznanie, nawet jeśli bardzo bym się starał. Niektórych win ciężko zapomnieć. Sam mam z tym trudności, a co dopiero moje ofiary. Jestem złym kotem, nie zaprzeczam. Pogodziłem się z tym jednak, by nie upaść jeszcze bardziej. Lubiłem swoją siłę... Chociaż... może nadal ją mam? Obroniłem w końcu Tygrysią Smugę przed rozerwaniem na strzępy. Wiesz co mi powidziała? Że zachowałem się jak bohater... to... takie dziwne.
— Bo tak się właśnie zachowałeś. Nie myliła się — mruknęła medyczka, odrywając wzrok od ziół i spoglądając mu w oczy. — Siły można używać w dobry sposób, na przykład chroniąc swój klan. To atut fizyczny, który może bardzo pomóc, ale nie powinien być wyznacznikiem czyjejś wartości. Cóż... Nie zaprzeczam, ciężko byłoby ci znowu zdobyć uznanie w oczach klanowiczów, ale to nie znaczy, że to niemożliwe. Nie muszą ci ponownie ufać, grunt, żebyś pokazał im, że się zmieniłeś. Zrobiłeś dużo złych rzeczy. Ale złe czyny to nie to samo co zły kot. Nie powinno się z nich usprawiedliwiać, jednak ty masz uczucia i już to pokazałeś. Potrafisz współczuć i chronić tych, których kochasz.
— Gdyby tylko inni zauważyli, że je mam — prychnął, mając na myśli uczucia. — Zresztą... zawsze je miałem. Uważałem jednak to za słabość, więc się nie odnosiłem z nimi publicznie. Chociaż szczekanie Jałowego Pyłu i Kamiennej Gwiazdy sprzed jej depresyjnego momentu, bardzo mnie denerwowały i godziły w dumę. Dlatego wyżywałem się na słabszych... By czuć się silniejszy i wielki. To było przyjemne uczucie, takie... takie jak ty czujesz, gdy ocalisz komuś umierającemu życie. Takie szczęście i satysfakcja oraz ulga... To było najtrudniej okiełznać, by nie wylecieć na zbity pysk z klanu... Gniew również... Widziałaś mnie kiedyś spokojnego? Teraz się nie liczy. Boli mnie ciało — zażartował z lekkim uśmiechem.
— Rozumiem cię, Żar — miauknęła. — Krzywdzenie innych pomagało ci podbudować samoocenę. ale widzisz, do czego cię to doprowadziło. Karma zawsze znajdzie sposób, by wrócić, więc nie warto robić sobie wrogów. — na ostatnią wzmiankę pokręciła głową, uśmiechając się. — Spokojny to ty chyba byłeś tylko podczas snu, Żar.
— Możliwe — mruknął. — Ale powiem ci, że widzę jeden plus tej sytuacji. Wiesz jaki? Szczypiorkowa Łodyga już się do mnie nie może kleić przez sen. Jak tu przyleci to powiedz, że śpię czy coś. Nie mam ochoty słuchać jej lamentów...
Skrzywiła pysk.
— Czy ona ci się narzucała? — mruknęła. Szczypior nie była dla niej niemiła, w końcu była częściowo ruda, ale Wiśnia za nią nigdy nie przepadała.
— Myślisz, że skąd wytrzasnęła ze mną dzieci? — prychnął. — Naćpała mnie i wykorzystała. A potem liczyła, że zostaniemy wielką szczęśliwą rodziną, jakby to miało mnie przekonać do życia z nią. Jeszcze nasyłała na mnie kocięta, by mnie zmiękczyć.
Wiśnia nigdy nie postrzegała Szczypiorkowej Łodygi jako kogoś, kto chciałby mieć dzieci. Pamiętała, jak zawzięcie rywalizowała z Kamienną Gwiazdą, gdy jeszcze rządziła Piasek. Zawsze była czymś zajęta, zawsze wypełniała jakieś obowiązki, zawsze robiła wszystko, by pokazywać nierudym, gdzie ich miejsce. Zdawało się, że nie miała czasu, by myśleć o kociętach. Pokiwała jednak głową.
— To dobrze, że się od niej uwolniłeś.
* * *
Tyle się zmieniło przez ten szmat czasu. Wiśniowa Iskra zbudziła się dość wcześnie, gdy obóz pogrążony był jeszcze we śnie. Niebo dopiero zaczynało przyjmować jasne, błękitne barwy. Wstała, wyszła ze Skruszonego Drzewa i udała się prosto do legowiska starszyzny. Poczuła potrzebę, by porozmawiać z Żarem.
— Wciąż śpisz? Widać, że starość ci się udziela — mruknęła żartobliwie, a Żar gwałtownie podniósł głowę. — Przyszłam porozmawiać. Oboje jesteśmy u kresu swojego życia, więc może warto byłoby utrzymać jakieś relacje rodzinne, zanim któreś z nas wyparuje. Widziałam, że często spędzasz czas ze swoimi wnukami. To pozytywne dzieci. Szybko się uczą.
<Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz