Korzystając z uroków macierzyństwa wylegiwał się całe dnie (jakby tego przed tym również nie robiła). Musiała uważać, by nic złego jej się kociętom nie stało. Żałowała, że wcześniej nie zdecydowała się na potomstwo, bo w jej wieku co najwyżej powinna zostać młodą babcią, a nie matką.
Zdając sobie sprawę, że zjawił się u niej sam Jafar, od razu wyszła na zewnątrz. Ostrożnie zeszła po schodach, i już po chwili stała przed młodszym kocurem.
— Witaj Jafarze. — przywitała się z nim, na dobrą sprawę myślała, że dopiero po narodzinach kociąt przyjdzie im się ponownie spotkać. Tak to mimo wszystko pozostawali ze sobą w kontrakcie poprzez inne koty. — Ostatnio to naprawdę dobrze mi się wiedzie, śmiem stwierdzić że są to jedne z lepszych kwadr. I teraz już będzie tylko lepiej — podjęła na jego wcześniejszą uwagę, nie mogąc się doczekać momentu, gdy będzie mogła swoje kocięta wyprzytulać
— Rozumiem. Działo się coś ciekawego wtenczas w okolicy? — wypytywał, owijając ogon o swoje łapy.
— Nieszczególnie. — przyznała. — Wieść o tym, że poszerzyłeś swoje tereny, jak i obecność twoich podwładnych musiała najpewniej ostudzić zapał młodych śmiałków, którzy jeszcze nie tak dawno kręcili się w okolicy. Obecność Kamiennej Sekty zapewne również się do tego przyczyniła. Tak też panuje cisza i spokój. — Na którą kotka w swym stanie nie szczególnie narzekała — Jedyne co mnie martwi, to przygarnięcie przez dwunożnych sporych rozmiarów psa parę domów od mojego. Strach pomyśleć co z niego wyrośnie, gdy już jako szczenię jest przerażający.
— To dobrze, że jest spokój. Nie mam teraz głowy do rozwiązywania problemów. Można się zrelaksować. — Posłał jej uśmiech. — A o psa nie trzeba się martwić. Jak wyjdzie bez swojego Dwunożnego poza swój teren, szybko złapie go hycel — uspokoił ją.
Może i tak faktycznie by było. W końcu wtedy hycel na coś by się przydał, a nie zatruwał życie samotnikom. Jednak obawiała się, czy aby nie trafi jej się kocię, który z trudem usiedzi w miejscu i na własną łapę będzie chciało odkrywać świat. Może i pies by nie opuścił swojego terenu, ale kociak mógłby zechcieć się wybrać ciągnący ciekawością. Na początku będzie mogła ich upilnować z łatwością, jednak z upływem księżyców to się zmieni.
Wspomniała również Jafarowi na temat kotów, które wyraziły chęć poszerzenia jego szeregów, nawet jeśli tak jak i ona były pieszczochami. W szczególności poleciła pewnego vana co ze wszystkich kotów mógł przypodobać się kocurowi najbardziej, ze względu na to, że w przeszłości był samotnikiem.
***
Pieszczoszka pomimo zmęczenia porodem z dumą przyglądała się swoim dzieciom. Udało jej się, wydała na świat szóstkę zdrowych kociąt — trzy dziewczynki i trzech chłopców. Maluchy instynktownie niemal od razu przyssały się do boku Cynamonki, a ona nie mogła przestać ich podziwiać. Były takie małe, a przede wszystkim piękne. Każde było jedyne w swoim rodzaju, różniły się kolorem futerka.
Była wdzięczna Jeżyk za pomoc przy porodzie. Samej by jej było ciężko, a tak to jej przyjaciółka zadbała o wszystko, by bez większych problemów na świecie powitać kocięta. A pod koniec porodu dołączyła do nich biała koteczka, której udało się wślizgnąć do garażu, by upewnić się że z karmicielką jest wszystko w porządku. Tak, to właśnie w garażu na świat został wydany miot, nawet jeśli dwunożni zadbali o to, by pieszczoszka urodziła ich w pokoju, w spokoju. W końcu wolała w spokoju urodzić kocięta. Miała zamiar przenieść kocięta, gdy zbierze na to siły.
— Nie sądziłam, że urodzę aż szóstkę... — miauknęłam otulając ogonem swoje pociechy
Zdawała sobie sprawę, że miała bardzo duży brzuch, jednak założyła, że taki jej urok. Zakładała maksymalnie czwórkę kociąt. A tu przez dwa księżyce rozwiało się w niej aż sześć maluchów.
Polizała łebek najbliższego kocięcia, tego które urodziło się jako drugie. Była to mała koteczka, która od razu pisnęła, gdy szorstki język kotki dotknął jej sierści.
— Nazwę ją Lilia. Jej dwie siostry, które kolorem sierści wdały się we mnie będą się nazywać Kremówka i Miedź — przedstawiła swojej partnerce i przyjaciółce kolejno koteczki, które leżały wtulone w siebie, po tym jak skończyły ssać mleko
Swój wzrok skupiła na dwóch kocurkach, którzy przepełźli bliżej krawędzi uwitego legowiska. Tych dwóch przedstawiła jako Kos i Duszek. Pozostawało jej tylko już nazwać kocurka, który wyglądał jak jedna wielka mieszkankach genów jej i rudego kocura, z którym była tamtego wieczoru. Nie czuła, by żadne imię do niego pasowało, które zrodziło jej się w głowie.
Wróbelek? Cynamonek? Nie, to było zbyt proste. Chciała nazwać jakoś wyjątkowo swojego pierworodnego.
— Chyba wiem co by do niego pasowało. — miauknęła w pewnej chwili Jeżyk dostrzegając, jak pieszczoszka się głowi nad wymyśleniem imienia dla syna — Jest taki kamień, kamień cynamonowy. Kiedyś miałam przyjemność go widzieć na własne oczy, gdy byłam mała. Jego inna nazwa to Hessonit — uśmiechnęła się
Propozycja członkini Kamiennej Sekty przypadła Cynamonce do gustu. Tak też cynamonowego małego kocurka nazwała na cześć kamienia cynamonowego. Miała nadzieję, że każde z jej dzieci polubi swoje imię. W końcu nie chciała czekać do momentu, aż to dwunożni wybiorą imiona dla kociąt, ona też chciała mieć w tym jakiś udział, zresztą to ona była ich matką.
Nie mogła się doczekać aż jej pociechy będą już na tyle samodzielne, by odkrywać gniazdo dwunożnych. Chciała być świadkiem każdego ważnego momentu w ich życiu, przekonać się na kogo wyrosną, mając przed sobą całe życie. Córek najchętniej nie oddawałaby Jafarowi, były zbyt małe, delikatne w jej oczach, wręcz miała wrażenie, że tak zawsze będzie je postrzegać. Za to z jej synów czarny kocur na pewno będzie miał pożytek, o ile zdecydują się dołączyć do niego. Nie pozostało więc nic innego jak poinformować przywódcę gangu, o tym że cynamonowa urodziła aż szóstkę przyszłych potencjalnych podwładnych, o przekazanie tej wiadomości poprosiła samą Krokus.
***
Czasami miała momenty, że żałowała decyzji o posiadaniu potomstwa. Może, gdyby urodziła dwójkę, trójkę to by tego tak nie odczuwała. Ale szóstka? Szóstka kociąt o różnorodnym umaszczeniu jak i charakterze spędzała jej sen z powiek. Na szczęście mogła liczyć na pomoc zarówno Sekty, swojej partnerki, Nico no i oczywiście Dwunożnych. Między obowiązkami jakim było wychowanie aż szóstki pociech wykonywała obowiązki medyczne wobec kotów, które tak jak i ona należały do gangu Jafara. Jeżyk podzieliła się z nią zapasami ziół, jak i również wskazała miejsca, z których mogłaby się w ich większą ilość zaopatrzyć.
Kocięta nieco podrosły, wciąż jednak wymagały jej opieki. Leżąc w cieniu drzew przyglądała się jak jej dzieci dokazują bawiąc się. No może nie każdy podchodził do tego tak entuzjastycznie, jednak dostrzegła liderkę ich grupy. A była nią Lilia, która chciała rozstawiać swoje rodzeństwo po kątach, sama nie chcąc nic robić. Nie wtrącała się jednak w ich relację, wiedząc, że prędzej czy później pogodzą się. Była świadkiem już nie jednej takiej sytuacji.
Dostrzegając nieznajome koty, przynajmniej dla kociąt, zmierzające w ich kierunku, wszystkie od razu podbiegły do matki, przylegając do jej boku. Wszystkie z wyjątkiem jednego, który z zaciekawieniem przyglądał się gościom. Nim zdążyła się przywitać z Jafarem, jej czarno-biały syn, który do wszystkiego podchodził poważnie zwrócił się do kocura, zadając jedno pytanie, które sprawiło, że kotkę w pierwszej chwili zatkało.
— Tata?
Tak to się kończyło, jak było się samotną matką. Wystarczyło, że na horyzoncie pokazywał się jakiś kocur wyglądem zbliżonym do Kosa, a ten już pytał się to czy jest jego ojcem. Nie jednego czarno-białego kocura już tak dopadał i wypytywał, który zaszczycił Cynamonke swą obecnością chcąc, aby kotka wyleczyła jego rany.
Ignorując uczepione jej boku resztę potomstwa, podniosła się, by wyprowadzić z błędu swego syna. Jeszcze by brakowało, by reszta to podchwyciła.
— Nie, Kosie, to nie jest tata, tylko Jafar. Mówiłam wam o nim. — westchnęła. Przeprosiła Jafara za gafę, która palnął jej syn. Dała znać reszcie kociaków, aby się do nich zbliżyły. Jedne wykazywały zainteresowanie obcym, inne w obawie przed nim kryły się za łapami matki. — Jafarze, przedstawiam ci moje dzieci. Córki: Kremówka, Miedź i Lilia, oraz synów: Hessonit, Duszek i Kos. Jeśli będzie chcieli, w przyszłości będziecie mogli dołączyć do jego gangu, tak jak i ja to zrobiłam. Tylko musicie jeszcze trochę podrosnąć. — zwróciła się do dzieci, szczególnie tych, w których oczach tlił się zachwyt, że sam kocur, o którym to nie raz im wspomniała, przyszedł do nich w odwiedziny
<Jafar?>
[1325 słów trening med]
[Przyznano 27%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz