— Gdy ziewasz zakrywaj pyszczek. Gdy siedzisz nie garb się. Szeroki uśmiech, dumny krok, głowa wysoko. Aby zachować czyste futerko musicie je myć pięć razy dziennie — Tak wyglądał trening z mamą, która tłumaczyła im zasady dobrej prezentacji. To było... Straszne. To całe granie kogoś kim się nie jest. Kotka jednak na cel obrała sobie, aby każde z jej dzieci potrafiło robić wokół siebie otoczkę snobstwa. Po krótkiej teorii pokazywała jak chodzić, a siostrzyczki wodziły za nią wzrokiem niczym najprawdziwsze fanki. A on? On chciał stać się niewidzialny i zniknąć.
Gdy nadeszła pora na niego, dźwignął się na kończyny i starając się naśladować mamę, przeszedł się dumnie i z gracją, zadzierając wysoko nos. Chyba było dobrze, bo Zięba nic nie mówiła. Na ostatniej prostej, potknął się jednak, upadając na pyszczek. Dojrzał jak Lew wali się łapą w czoło, a mama z zaciśniętym pyskiem kręci łbem.
Westchnął ciężko. Czekało go mnóstwo pracy...
***
No i tak właśnie wyglądało jego życie. Ciągła nauka, zero zabawy. Mama starała się jak mogła, aby wypełnić mu czas wolny. Nie chciała, aby zastanawiał się dłużej nad głupotami. Dziadek Rozżarzony Płomień przychodził wciąż, a ostatnio nawet przyniósł królowej coś na ząb. Powoli stres związany z jego rozmowami o praprababci znikał. Nawet go polubił. Był może nieco dziwaczny, ale był jego rodziną.
Jeśli jednak chodzi o tatę... Z nim miał wciąż problem. Cieszył się więc, że kocur nie odwiedzał ich często. Zawsze, gdy się pojawiał, wpychał się mamie pod łapki, znikając w jej futerku albo udawał, że śpi. Byle nie patrzeć na tą jego straszną twarz. Wiedział, że robi sobie tym wstyd, ale bał się kocura. Tamta noc wciąż mu się śniła.
Uczucie bycia w potrzasku nie znikało. Nasilało się z każdym dniem. Doszło nawet do tego, że Lew go pilnowała... Co było okropne! Siostra bardzo przypominała mu mamę. Pewnie dobrze się dogadywały...
Nie wiedział przez to co robić. Jeżeli znów ucieknie nie skończy się na jednym uderzeniu. Mama była zdolna do wszystkiego, gdy widziała, że się jej buntował. Na dodatek jej dziwne poglądy na temat futra, które wygadywał dziadek też mu nie podpasowały. Dlaczego musieli zgrywać tych lepszych? Czemu nie mogli żyć wszyscy w zgodzie? Na te pytania nigdy nie dostawał odpowiedzi. Wszystko musiało być tak, jak chciała mama. Nie mógł samodzielnie podejmować decyzji, zawsze to ona miała swoje zdanie. Nie cierpiał tego.
A co najgorsze... dzisiaj... pojawił się on. Tata. Nie wiedział co tu robił, czemu się nim zainteresował. Ciężko mu przychodziło zachowywać pozory spokojnego, gdy widział jego oszpecony pysk. Wzrok rudzielca spoczął na nim. Mama była za daleko, aby szybko do niej się ewakuować. A zresztą... Zaraz zacznie mu wypominać, że zachował się bardzo niegodnie, tchórząc niczym mysi bobek.
Dlatego też jego łapki przykleiły się do ziemi, a oddech ugrzązł w gardle.
— Coś... coś się stało tatusiu? — zwrócił się do kocura, chcąc zrozumieć powód tych odwiedzin.
<Tato?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz