*dawno temu*
Urodziła w miarę niedawno, i nie mogła przestać się dziwić, jak szybko rosną jej dzieci. Otworzyły już oczy, zaczynały łazić po żłobku, a obecnie już po całym obozie hasały…Teraz jednak postanowiła wyjść na chwilę, zobaczyć, co się dzieje w obozie i pooddychać świeżym powietrzem, skorzystać z tego, że Nikt właśnie wypełniał rolę rodzica, spacerując z ich trójką kulek.
Szła sobie przez obóz, rozciągając kończyny po długim leżeniu w kociarni, gdy nagle ktoś na nią wpadł. Dawno się nie widzieli. Larwa rzadko przebywał w obozie odkąd został uczniem…
— Mamo? — miauknął zdumiony czekoladowy, widząc kotkę. — Co robisz?
— Wyszłam. Cieszę się, że cię spotkałam. Dawno nie rozmawialiśmy! — Dostrzegając jego opadające powieki, przyjrzała się mu. Dostrzegła na pysku młodszego owocniaka przemęczenie. Wyglądał, jakby nie spał z co najmniej księżyc, może nawet dwa. Zmartwiło ją to bardzo, co od razu ukazało się na jej pysku — Czy coś ci się stało? Nie wyglądasz najlepiej.
— Jestem zmęczony. Trenowałem od rana — srebrny wyżalił się kotce, wzdychając i siadając obok z ulgą. — Przepraszam, że cię nie odwiedzam, ale nie mam czasu. Szpak mnie gania... I jeszcze ta cała zasrana Daglezja kradnie mi ojca.
Ah, tak… zauważyła akurat, że nie lubił chyba za bardzo Daglezji. Ona wręcz przeciwnie, jednak postanowiła tego nie okazać i po prostu skupić się na tej części jego słów, która nie dotyczyła rudej.
— Oh... rozumiem... masz naprawdę ciężki trening... ostatnio też rzadko widać cię w obozie. Czemu tak długo trenujecie każdego dnia?
— To tak zawsze. Szpak uważa, że dzięki temu przestanę być słabiakiem. — napuszył się na to. — No i zgrywa twardziela, rządząc się strasznie. Uh...
Ah. Szpak.
— Współczuję ci. Też go nie znoszę. Nie jest nikim wielkim, a potrafi się zachowywać jakby był co najmniej zastępcą lidera, nawet wobec dorosłych wojowników. — miauknęła.
Naprawdę mocno ją to irytowało. Do tego kocur nie raz był niemiły dla niej i dla jej partnera, szczególnie dla niego, ze względu na to, iż ten był pół nocniakiem. Na dodatek wiedziała, iż kocur kiedyś, gdy Nikt był mały, wpychał mu do pyska wodorosty i podtapiał wraz ze Świtem…
Larwa uśmiechnął się pod nosem na jej słowa.
— Trafna uwaga — ziewnął. — Ale on to tam pal licho — Machnął łapą. — Gorszą istotą jest ta wronia strawa, obrzydliwa wywłoka. Udaje miłą i taką ah, cudowną, a ja wiem, że kłamie. To szpieg z Klanu Klifu. Czemu Komar ją do nas wpuścił?
Ach. Miała nadzieję, że nie wróci do tematu pointki. Cóż, teraz już musiała coś powiedzieć. I akurat tutaj wiedziała co, by Larwa był zły na… jeszcze jednego kota. — Sądzę że na prośbę Lukrecji. On ją tu chyba sprowadził jeśli się nie mylę.
Syn Niczego zakaszlał. Pokręcił łbem.
— Co za głupiec! — syknął. — Robi mi wstyd. A taki z niego wielki wojownik! — uczeń najeżył się.
Tak… jego złość na ojca wzrosła. Nareszcie mogła w miarę swobodnie mówić przy Meszku o tym, jakim okropieństwem był Lukrecja.
— Na szczęście nie tylko jego masz w rodzinie — miauknęła.
Jej rozmówca burknął pod nosem.
— Mhm... Tak... ale z nim najbardziej jestem kojarzony, bo to mój ojciec. Nie chcę mieć nowego rodzeństwa przez macoche.
Skrzywiła się na samą myśl że jej brat miałby się dorobić więcej kociąt. Nie lubiła go. Do Daglezji nic nie miała, czego nie miała zamiaru powiedzieć Larwie, ale nie chciała, by jeszcze z Lukrecji wyszły jakieś kreatury. Im więcej miał dzieci, tym więcej mogłoby ich się pojawić na tym świecie.
— Ja też mam nadzieję, że znowu nie pójdzie w krzaki. — mruknęła. Tylko jej tego Owocowemu Lasowi brakowało, kolejnych Lukrecji!
Słysząc jej słowa, arlekin oparł łeb na jej boku.
— Zostawmy ten temat — powiedział, czując że zaczyna mu pękać głowa.
— Dobrze. — miauknęła, po czym pociągnęła go za policzek, robiąc mu puci puci. Ten zamrugał na to zdumiony, patrząc na kotkę zaskoczonym wzrokiem. — Um? Mamo? Co robisz?
— Puci puci — wyjaśniła, przestając. Larwa zaczął pocierać swój biedny policzek — Chcesz może położyć się u mnie w żłobku? Jest tam znacznie wygodniej niż na gałęziach a moje dzieci są na spacerze z Niktem.
Bratanko-syn nim odpowiedział rozejrzał się szybko po obozowisku, po czym skinął łbem.
— Ale nikomu o tym nie mów. — poprosił. — I szybko, by nikt nas nie zobaczył — dodał jeszcze.
— Dobrze – zgodziła się z nim, czując się jak w wielkiej konspiracji, po czym przeprowadziła kocura do żłobka. Weszli dość sprawnie i szybko, żaden kot się chyba nimi nie zainteresował, więc mieli na razie spokój. Ułożyła się na mchu, a zaraz obok niej położył się Meszek, wtulając w jej szylkretowe futerko, wydając z siebie pełne ulgi westchnięcie.
— Ale mnie łapy bolą...
Miodunka polizała przemęczonego kocura delikatnie.
— Odpocznij. — miauknęła, otulając go ogonem. Ten zamruczał zadowolony, dość szybko zasypiając przy boku kotki.
Gdy już zasypiała u boku synka, jej dzieci i Nikt wrócili do żłobka. Na początku byli bardzo zdziwieni, ale potem trójka jej biologicznych pociech ułożyła się przy niej i czekoladowym, tak, że również były okryte ogonem liliowej. Również Nikt się w nich wtulił, na co zamruczała cicho i polizała go w policzek. W szóstkę było nawet przyjemniej spać, niż w piątkę, bo było cieplej. Wszyscy razem usnęli.
***
Kotka spała sobie w najlepsze, gdy nagle do żłobka ktoś wparował. Nie obudziła się jeszcze jednak, dalej pływając w krainie snów. Zaspana w końcu otworzyła jednak oczy, dostrzegając spod nieomal zamkniętych powiek Szpaka. Ugh…
— Larwo! – dymny wydał z siebie ton, po którym zawołany kocur natychmiast się ocknął. Larwie chwilę zajęło ocknięcie się na tyle, by zrozumieć, co się działo.
Czekoladowy spojrzał na oblicze niezadowolonego mentora. — Jak tak ci dobrze w żłobku to Komar może z radością cię tu cofnąć. Jazda. Idziemy. Trening czeka — rzucił syn Krzemienia przez ramię wychodząc.
Terminator wstał na łapy, wymijając małe kociaki, po czym westchnął cierpiętniczo.
— Musze iść... Przyjdę może później...
Zaspana Miodunka spojrzała na niego, ale nim zdążyła zrozumieć, co dokładnie się dzieje, jej bratanka już tam nie było.
— Cholerny Szpak... — warknęła tylko już po ich odejściu.
<Meszku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz