Przed kolejną zmianą mentora i mianowaniem Mniszka
Wścieklizna, masowe śmierci i nowe koty. Przede wszystkim, zmiany. Wszystko wokół się zmieniało. Momentalnie stawało się zupełnym przeciwieństwem tego, czym było wczesniej. Jedynym elementem, który wciąż, mimo tak licznych zmian, pozostawał w takim samym stanie, było życie Iskry. Tak samo mizerne, paskudne i bolesne, jak zawsze. Tonęła w jego monotonii. Tkwiła w nim bez celu. Błądziła, gubiąc wszelką nadzieję, jaka się w niej tliła. Nie była w stanie odnaleźć się w tej plątaninie. Nim zdążyła się obejrzeć, jej mentor zniknął w skutek zamieszania związanego z wścieklizną. Nie rozumiała swoich uczuć. Całą tą sytuację odczuwała z lekką obojętnością, obserwowała z boku. Nie miała nikogo, o kogo stan w dobie choroby mogłaby się obawiać. Czy było jej przykro? Ciężko stwierdzić. Nie darzyła go szczególnymi uczuciami, on również zdawał się do niej takimi nie pałać. Nie zdążyli do końca się poznać. Zastąpili go jedną z wojowniczek. Nie pamiętała nawet dokładnie jej imienia, wiedziała tylko, że było idiotyczne. Kotka sama w sobie była specyficzna i nie sprawiła dobrego wrażenia. Czego po niej oczekiwała? Sama nie była w stanie dokładnie tego określić. W głębi serca tliło jej się pewne uczucie. Nadzieja, że w końcu trafi na kogoś, z kim znajdzie wspólny język? Kogoś, kto obdarzy ją miłością, której nigdy nie było dane jej zaznać? Wstydziła się tego żałosnego uczucia. Nie była w stanie się go jednak wyprzeć. Musiała radzić sobie sama. Nie wolno było jej się oglądać na innych. Zawiodła, jak wszyscy wokół.
— Iskra.
Warkot wdarł się do jej uszu. Jej chude łapy natychmiast zastygły w bezruchu. Dreszcz przebiegł jej po grzbiecie i zjeżył sierść na karku. Nieprzyjemne uczucie gorąca rozbiegło się po calutkim jej ciele. Dobrze wiedziała, do kogo należał ten głos. Wbiła wzrok w rozgrzane przez słońce podłoże skąpane w pomarańczowej barwie. Szykowała się do kolejnych słownych tortur. Przeżywała je praktycznie każdego dnia, a mimo tego, niemal drżała ze strachu.
— Gdzie podziewałaś się przez ten cały czas? Wszędzie cię szukałam — gniewne syknięcie wydało się z pyska Fretki. — Mało to kotów ostatnio zginęło? Chcesz być następna? Proszę bardzo, droga wolna — zaczęła wygłaszać ironicznie.
Zarzuciła uszami do tyłu. Z pewnością tego pragnęła. Marzyło jej się, by dopadła ją wścieklizna. Ba, sama jeszcze podałaby jej truciznę z paskudnym uśmiechem na pysku. Nie odpowiadając ani słowem, kontynuowała nerwowe badanie wzrokiem ziemi.
— Zamierzasz się odezwać? — prychnęła pogardliwie, zaczynając ją okrążać. — Przyszłam zapytać cię o to, jak idzie ci trening. Wiesz zapewne, że od tego zależy, czy wciąż będziesz nosić przy swoim imieniu łatkę nieudaniczka i pokraki, czy staniesz się kimś, kto będzie się liczyć.
Nieudacznik. Pokraka. Z takimi właśnie określeniami uosabiała ją matka. Nie miała siły dłużej walczyć. Pozwalała jej słowom wpadać do swoich uszu i brutalnie je ranić. Musiała liczyć się z tą cholerną świadomością. Fretka jej nienawidziła. Własna matka, tak bardzo nią gardziła. Nie mogła pojąć, czemu była tak piekielnie źle nastawiona akurat na nią. Była najbardziej problematyczna? Miała najtrudniejszy charakter? Przełknęła głośno ślinę. W tej sytuacji żadna odpowiedź nie zdawała się być odpowiednia. Błądziła wśród tysiąca myśli, nie będąc w stanie znaleźć tej, która podsunie jej odpowiednią odpowiedź. Powinna była powiedzieć prawdę? Rzuci się jej do gardła. Skłamać? Żmija się dowie. Zdeterminowana, przetrzepie wszystkich i się dowie, nieważne jaka przeszkoda stanie jej na drodze. Kłamstwo z ziarnem prawdy? Prawdę z ziarnem kłamstwa? Niemal drżała.
— Wiesz, że miałam przerwę w treningu przez całe zamieszanie ze wścieklizną — wydukała, uciekając wzrokiem w bok, tak, aby ich spojrzenia się nie spotkały. — Wiesz także, że zmieniono mi mentora.
Ogon Iskry znalazł się tuż pod jej kremowym brzuchem. Dygotał nerwowo, pusząc się. Smukłe i kościste kończyny kotki stały nieruchomo i sztywno, wbijając się w rozgrzane podłoże. Jej oczy gorączkowo rozglądały się, szukając ratunku. Zaczepienia. Czegokolwiek, co mogłoby umozliwić jej nie branie udziału w tej dyskusji.
— I? — kocica zatrzymała się natychmiast, stając tuż obok barku córki. — Przerwa była już dawno. A to, że zmieniono ci mentora, to żadna wymówka. Mam przez to rozumieć, że opuściłaś się w nauce, a postęp w twoim treningu jest znikomy?
Jej źrenice się zwężyły. W oczach kremowej zgasł nerwowy płomień, dając zastąpić się przeźroczystym płynem, niemal niewidocznym, zlewającym się z kolorem jej oczu. Powieki opadły bardziej na należące do niej wymęczone trudem codzienności ślipia. Ogon przywarł do jej chudych łap, kończąc drżeć pod brzuchem.
— Poprawię się, obiecuję — apatyczne mruknięcie wydało się z jej pyska — Przysięgam.
— Wiesz, ile razy już to słyszałam i wiesz jak bardzo mam tego po dziurki w nosie? Nie chce przysięg. Chcę, by twoje słowa przeniosly się na rzeczywistość. Wymagam tego od ciebie — liliowa wydała z siebie nieprzyjemny dla uszu warkot, jednocześnie obnażając kły. — Wiesz, jak bardzo jest mi za ciebie wstyd? Mazgaisz się na każdym kroku. Wstydze się faktu, iż wychowuję taką beznadziejną beksę. Skończ robić z siebie ofiarę losu. Nie przykładasz się do absolutnie niczego. Nawet twoje rodzeństwo prezentuje się lepiej — zarzuciła gniewnie, wrogo trzepiąc ogonem na boki. — Jeszcze dziś wyślę cię na patrol i załatwię pewną sprawę z twoją mentorką. Przygotuj się na podwojoną ilość patroli, treningów i aktywności w ciągu dnia — poinformowała, prostując się i przyjmując charakterystyczny, pogardliwy wyraz pyska. — Czas dorosnąć, Iskro.
Dorosnąć? Czy w tym momencie właśnie zakończyło się jej dzieciństwo? Dreszcz rozbiegał się właśnie po jej grzbiecie. Panika stopniowo, coraz bardziej ogarniała całe jej ciało. Jej serce biło szybciej. Coś, jak ostry pazur kuło je nieustannie swoim ostrzem. Nieprzyjemne, gorące uczucie pulsowało jej w głowie. Kotka machnęła ogonem, ponownie pusząc go i jeżąc, tym samym zmuszając go do ponownego przywarcia do brzucha. Panika gwałtownie targnęła jej powiekami i źrenicami. Nastroszyła futro na karku. Zacisnęła szczękę. Potrząsnęła łapami i wymusiła na nich gwałtownie drżenie. Niszczące uczucie zawiści przejmowało nad nią kontrolę. Przed oczami migał jej widok uśmiechniętych pysków. Szczęśliwych, pełnych rodzin. Kotów, mających motywację do ciągnięcia dalej swych żyć. Dlaczego los tak ją ukarał? Do jej jasnobłękitnych oczu napłynęły łzy. Okropne uczucie ścisnęło krtań młodej kotki i nie pozwoliło jej na wydanie z siebie jakiegokolwiek dźwięku.
Kremowa skinęła łbem twierdząco. Ruszyła swoimi ociężałymi, zdrętwiałymi łapami i skierowała się do przodu, pragnąć powrócić do obozowiska. Tak cholernie jej nie rozumiała. Nie potrafiła jej dogodzić. Robiła wszystko co w jej mocy. We wszystkim potrafiła doszukać się czegoś złego. Z każdym krokiem w kierunku obozu czuła się coraz mniej pewnie. Miała wrażenie, że matka idzie tuż za nią. Czuła na sobie ten gorący, parzący wręcz oddech. Bała obejrzeć się w tył. Kto wie, czy nie dostałaby po oczach pazurami, zakładając, iż Fretka rzeczywiście za nią szła? Każde oderwanie i postawienie łap z powrotem na ziemi sprawiało jej ból. Czuła na sobie spojrzenia wszystkich kotów. Były jak ogromna fala. Oblewała jej puchate futro i ujawniała na oczach wszystkich jej kruche i słabe wnętrze. Starając się nie nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego, pośpiesznie skierowała się w stronę uczniowskiego legowiska. Tonąc w ogromnej fali spojrzeń, lustrowała wzrokiem własne łapy, próbując powstrzymać się od wybuchnięcia płaczem. Na jej poduszkach jej łap znalazły się kropelki potu. Cała ta sytuacja z każdym uderzeniem serca męczyła ją coraz mocniej. Z trudem wypuściła powietrze z pyska. Kolejne podjęcie się próby zaczerpnięcia oddechu przerwało jej gwałtownie uderzenie w bok. Zdezorientowana, niemal straciła równowagę. Natychmiast się zjeżyła. Z jej pyska wydał się głośny warkot. Leżąca tuż przy jej łapach kremowa kotka podniosła się od razu i wytrzepała.
— Wybacz, nie chciałam na ciebie wpaść! — miauknęła donośnie, doskakując do jej boku i poprawiła wpadającą do oczu grzywkę. — To był wypadek, naprawdę — zapewniała.
Szylkretka wbiła szpony w podłoże. Zatrzepała gniewnie ogonem i utkwiła wzrok w brązowych ślilpiach kotki. Coś w niej pękło. Z pyska momentalnie spadła jej maska chłodu i pogardy, odsłaniając żałosny wyraz twarzy i łzy. Przytłoczona rozmaitą plątaniną emocji, potrząsnęła głową i wyminęła kotkę w panice.
< Krucha? >
[Przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz