Spojrzała niepewnie na rysunek na podłożu. Prowizoryczny, jednak było widać treść. Zawahała się lekko. Odrzucić propozycję czy nie? Bez byłby załamany, a ona nie wiedziała, czy da radę. Przełknęła ślinę. Niby to było dość dawno, już było z nią dobrze… Ale musiała chwilę odreagować. Takie miała wrażenie. Może taka przechadzka będzie miała dobry wpływ?
A co jeżeli nie?
Westchnęła cicho, lecz kiwnęła głową, ku radości niebieskiego. Podniosła jedną brew zaciekawiona. Gdyby tak wszystkich zwykłe małe cuda cieszyły. Gdyby potrafili postawić się w miejscu takich niepełnosprawnych, których tak ciekawi świat, bo nigdy go nie poznają dokładnie. Cicha nigdy nie wydobyła z siebie głosu, nie wiedziała jak brzmi. A Bez nigdy nie usłyszy czegokolwiek. Nawet jej. Jego matki.
Szczerze, dziwnie się czuła, bo teraz bardzo mocno do niej trafiło to, jak ważna była w życiu jej dzieci. Gdy Leszczyna umarła, czuła się bardzo skołowana. A gdyby jej się udało? To samo by czuły one. Brak matki był naprawdę straszny. Nie wiedziała do kogo się zwrócić, nie widziała już sensu, bo została tylko z Jabłkiem, jedynym rodzeństwem. Rodzice zrobili kaput. Teraz tylko oni jej zostali.
Potrafiła się nimi zajmować? Raczej nie.
- Możemy pójść… - mruknęła, choć wiedziała, że Bez tego nie usłyszy. Podreptała powoli do przodu, a jej syn ruszył szybko za nią. Jego mordkę rozświetlało szczęście. Widział, że się zgodziła i już. Szli obok siebie, a mały czasem zmieniał kierunek. Podobała jej się jego pewność siebie. Wiedział czego chce i…
Przekonał ją oraz rozweselił. Uśmiechała się lekko do niego, musiała czasem przyspieszyć, by dogonić młodego. Był pełen energii.
Zauważyła jak kocurek zaczął intensywnie wąchać kępkę trawy. Zaciekawiona podeszła do młodego, jednak on poszedł gdzieś dalej, ciągle węsząc. Nagle zatrzymał się niepewnie i przypadł do ziemi. Spojrzała na obiekt przed nim. Zauważył małego ptaka, najpewniej sikorkę, bo nie widziała dokładnie. Sama też przyjęła pozycję łowiecką. Maluch (albo już nie taki maluch, powinna go bardziej doceniać) zaczął się skradać tak, jak widział czasem to u niej. Uczył się pewnie też tego trochę na treningach, ale do końca nie można mu było wytłumaczyć co ma poprawić. I tak była dumna z tego jak się starał poprawnie poruszać. Nagle trzasnęła mała gałązka. Ptak się spłoszył, a Bez zdziwił z jakiego powodu. Nie mógł wiedzieć, że zachowywał się za głośno. Syknęła cicho i skoczyła by złapać stworzenie, które zerwało się do lotu. Zaczepiła łapą o skrzydło, przez co wyrywający się ptak klapsnął na ziemię wraz z nią. Dokończyła dzieła ugryzieniem w kark.
Zaskoczony uczeń znowu uśmiechnął się szeroko i ruszył w stronę truchła. Brzoskwinka strząsnęła z pyska pióra, które jej się przyczepiły. Mały wpatrywał się zaciekawiony w puchate pierze, aż w końcu chwycił jedną z lotek, które wypadły podczas całej akcji. Wczepił ją w futerko i przytulił się mocno do calico. Spojrzała na niego zdziwiona.
A co jeżeli nie?
Westchnęła cicho, lecz kiwnęła głową, ku radości niebieskiego. Podniosła jedną brew zaciekawiona. Gdyby tak wszystkich zwykłe małe cuda cieszyły. Gdyby potrafili postawić się w miejscu takich niepełnosprawnych, których tak ciekawi świat, bo nigdy go nie poznają dokładnie. Cicha nigdy nie wydobyła z siebie głosu, nie wiedziała jak brzmi. A Bez nigdy nie usłyszy czegokolwiek. Nawet jej. Jego matki.
Szczerze, dziwnie się czuła, bo teraz bardzo mocno do niej trafiło to, jak ważna była w życiu jej dzieci. Gdy Leszczyna umarła, czuła się bardzo skołowana. A gdyby jej się udało? To samo by czuły one. Brak matki był naprawdę straszny. Nie wiedziała do kogo się zwrócić, nie widziała już sensu, bo została tylko z Jabłkiem, jedynym rodzeństwem. Rodzice zrobili kaput. Teraz tylko oni jej zostali.
Potrafiła się nimi zajmować? Raczej nie.
- Możemy pójść… - mruknęła, choć wiedziała, że Bez tego nie usłyszy. Podreptała powoli do przodu, a jej syn ruszył szybko za nią. Jego mordkę rozświetlało szczęście. Widział, że się zgodziła i już. Szli obok siebie, a mały czasem zmieniał kierunek. Podobała jej się jego pewność siebie. Wiedział czego chce i…
Przekonał ją oraz rozweselił. Uśmiechała się lekko do niego, musiała czasem przyspieszyć, by dogonić młodego. Był pełen energii.
Zauważyła jak kocurek zaczął intensywnie wąchać kępkę trawy. Zaciekawiona podeszła do młodego, jednak on poszedł gdzieś dalej, ciągle węsząc. Nagle zatrzymał się niepewnie i przypadł do ziemi. Spojrzała na obiekt przed nim. Zauważył małego ptaka, najpewniej sikorkę, bo nie widziała dokładnie. Sama też przyjęła pozycję łowiecką. Maluch (albo już nie taki maluch, powinna go bardziej doceniać) zaczął się skradać tak, jak widział czasem to u niej. Uczył się pewnie też tego trochę na treningach, ale do końca nie można mu było wytłumaczyć co ma poprawić. I tak była dumna z tego jak się starał poprawnie poruszać. Nagle trzasnęła mała gałązka. Ptak się spłoszył, a Bez zdziwił z jakiego powodu. Nie mógł wiedzieć, że zachowywał się za głośno. Syknęła cicho i skoczyła by złapać stworzenie, które zerwało się do lotu. Zaczepiła łapą o skrzydło, przez co wyrywający się ptak klapsnął na ziemię wraz z nią. Dokończyła dzieła ugryzieniem w kark.
Zaskoczony uczeń znowu uśmiechnął się szeroko i ruszył w stronę truchła. Brzoskwinka strząsnęła z pyska pióra, które jej się przyczepiły. Mały wpatrywał się zaciekawiony w puchate pierze, aż w końcu chwycił jedną z lotek, które wypadły podczas całej akcji. Wczepił ją w futerko i przytulił się mocno do calico. Spojrzała na niego zdziwiona.
<Bzie? Masz następne piórko do kolekcji ptasi wojowniku>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz