Jeszcze chwilę temu siedzieli i bawili się na dworze pod
czujnym wzrokiem Żurawinowego Krzewu, a już wrócili do żłobka. Dlaczego musieli
uciekać do środka? Ciemne chmury przysłoniły słońce, by po chwili sprowadzić do
obozu Klanu Nocy ulewę.
Deszczyk trząsł się lekko, tak samo Toń, jednak żadne z nich się na to nie skarżyło. Oprócz przejmującego chłodu, na dworze było przecież tak wspaniale! Deszcz był super, zresztą kocurek uznał, że jego mama trafiła z jego imieniem doskonale! Uwielbiał krople wody spadające na jego półdługie niebieskie futerko. Po kilku chwilach szaleńczych biegów i skakania na powietrzu Deszczyk usłyszał przejmujący lament Łezki na okropną pogodę. Nie dziwił się, miała o wiele krótsze futerko niż on. Tylko dlaczego koteczka nie bawiła się z nim? Czyżby miała złe wspomnienia po tamtym wypadku w żłobku? Mogli zacząć się bawić się w coś innego, od razu byłoby im cieplej!
— Deszczyku! — zatrzymał się, zwracając swoje niebieskie oczy w kierunku wołającej go mamy — Chodź, wracamy.
Kocurek jęknął zawiedziony, jeszcze raz zwracając pyszczek w kierunku spadających kropli. Toń, która również wola zostać na dworze, prychnęła cicho.
— Może najlepiej w ogóle nie wychodźmy… — mruknęła pod nosem, garbiąc się, gdy szła w kierunku kociarni.
W żłobku Żurawinowy Krzew od razu złapała w swoje łapy Łezkę, która po chwili mruczała uradowana, będąc czyszczoną przez królową. Nawijała cichutko o tym, jak fajnie było na dworze i muszą wyjść kiedyś jeszcze raz. Niebieski wstrząsnął się, pozbywając się z futerka nadmiaru wody. Nadal jednak czuł się przemoczony, więc zaczął wylizywać swoje futerko na piersi. Dopiero teraz zaczęło mu to przeszkadzać. Obrócił głowę, próbując sięgnąć swojego grzbietu. Przez błędne wyliczenia, przewrócił się na ziemię, wywijając koziołka.
Biała kotka siedząca niedaleko zachichotała cicho.
— Chodź skarbie, pomogę ci, póki twoja mama jest zajęta — zamruczała ciepło, spoglądając na cynamonową królową z uśmiechem.
— Dziękuje Zawilcu — miauknęła Żurawinowy Krzew, zwalniając nieco czyszczenie Łezki.
Bura vanka spojrzała na brata swoimi jasnymi oczami, wpatrując się w niego wesoło. Po chwili wróciła do swojej paplaniny, obrzucając cynamonkę kolejną falą pytań.
Zawilec pojawiła się w żłobku nagle. Deszczyk nie widział jej nigdy wcześniej. Miała takie śmiesznie krótkie łapki, przez co wydawało się kocurkowi, że może jest w jego wieku? Gdy się nią o to zapytał, ta zaśmiała się serdecznie, tłumacząc, że taka się urodziła. No i że jednak jest od niego starsza, co niebieski przyjął z lekką ulgą. No bo w końcu jakby to wyglądało, gdyby był tylko jednym kocurem w tej rodzinie? No w sumie jest jedyny, ale przynajmniej nie mają aż tak wielkiej przewagi.
W sumie żłobek i tak zaczęły przejmować same kotki. Ciocia Pianka też ostatnio zawitała do środka i ku uciesze maluchów powiedziała, że będzie z nimi spać następne kilka księżyców. Przyszła królowa znikała jednak z kociarni, tłumacząc się, że nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu przez dłuższą chwilę.
Westchnął cicho, kładąc się tuż obok białej kotki, która energicznie zaczęła ściągać wodę z jego przemoczonego futerka. Toń usiadła gdzieś na boku, po czym sama zaczęła czyścić swoje futro. Kocur zazdrościł jej tego, że była o wiele większa od niego, sama mogła już sięgnąć do swojego grzbietu! Zastanawiał się, jak ona może wytrzymać, nie gadając tak długo? On nie potrafi utrzymać języka za zębami po kilku uderzeniach serca, a ona robi tak prawie cały dzień. Odzywała się ostatnio tylko kilka razy, ponieważ Żurawinowy Krzew często podchodziła do nich i opowiadała różne historie.
Biała królowa już kończyła pielęgnacje niebieskiego, gdy ten nagle usłyszał hałas. Nadstawił swoje antenki, czujnie obserwując wejście do żłobka. Przyjaciel czy wróg? Kto chce się z nim zmierzyć!?
— Ał, AŁ, AŁ, Żwirowa Ścieżko to boli! — jęknął nieznany jeszcze Deszczowi głos.
Zdziwił się nieznacznie. Dlaczego jeszcze nie znał tego kota? Przecież podobno wszyscy już zawitali do żłobka, by ich zobaczyć. Mama nigdy nie kłamie!
— No szo tu — odpowiedziała kotka lekko niezrozumiale — Szaras pszestanie.
Za to gdy usłyszał dźwięk głosu jednej z jego ulubionych cioci, jego oczy zaświeciły entuzjazmem.
— Ciocia Żwirka! — Łezka i Deszczyk miauknęli rozradowani, biegnąc w kierunku wyjścia ze żłobka, w którym pojawiła się dymna wojowniczka wraz z kilkoma innymi postaciami.
Jedną z nich był Srebrne Poroże, który razem z dymną szylkretką trzymali za oba ucha rudego kocura.
Za nimi stała Spieniona Fala, uśmiechająca się szeroko do kociaków.
— Kto to? Kto to? — zawołała Łezka, podskakując rozradowana obok niebieskiego.
Deszczyk zmierzył podejrzliwym wzrokiem rudego vana, który wpatrywał się w kociaki wielkimi jak spodki oczami.
<Żwirowa Ścieżko?>
Deszczyk trząsł się lekko, tak samo Toń, jednak żadne z nich się na to nie skarżyło. Oprócz przejmującego chłodu, na dworze było przecież tak wspaniale! Deszcz był super, zresztą kocurek uznał, że jego mama trafiła z jego imieniem doskonale! Uwielbiał krople wody spadające na jego półdługie niebieskie futerko. Po kilku chwilach szaleńczych biegów i skakania na powietrzu Deszczyk usłyszał przejmujący lament Łezki na okropną pogodę. Nie dziwił się, miała o wiele krótsze futerko niż on. Tylko dlaczego koteczka nie bawiła się z nim? Czyżby miała złe wspomnienia po tamtym wypadku w żłobku? Mogli zacząć się bawić się w coś innego, od razu byłoby im cieplej!
— Deszczyku! — zatrzymał się, zwracając swoje niebieskie oczy w kierunku wołającej go mamy — Chodź, wracamy.
Kocurek jęknął zawiedziony, jeszcze raz zwracając pyszczek w kierunku spadających kropli. Toń, która również wola zostać na dworze, prychnęła cicho.
— Może najlepiej w ogóle nie wychodźmy… — mruknęła pod nosem, garbiąc się, gdy szła w kierunku kociarni.
W żłobku Żurawinowy Krzew od razu złapała w swoje łapy Łezkę, która po chwili mruczała uradowana, będąc czyszczoną przez królową. Nawijała cichutko o tym, jak fajnie było na dworze i muszą wyjść kiedyś jeszcze raz. Niebieski wstrząsnął się, pozbywając się z futerka nadmiaru wody. Nadal jednak czuł się przemoczony, więc zaczął wylizywać swoje futerko na piersi. Dopiero teraz zaczęło mu to przeszkadzać. Obrócił głowę, próbując sięgnąć swojego grzbietu. Przez błędne wyliczenia, przewrócił się na ziemię, wywijając koziołka.
Biała kotka siedząca niedaleko zachichotała cicho.
— Chodź skarbie, pomogę ci, póki twoja mama jest zajęta — zamruczała ciepło, spoglądając na cynamonową królową z uśmiechem.
— Dziękuje Zawilcu — miauknęła Żurawinowy Krzew, zwalniając nieco czyszczenie Łezki.
Bura vanka spojrzała na brata swoimi jasnymi oczami, wpatrując się w niego wesoło. Po chwili wróciła do swojej paplaniny, obrzucając cynamonkę kolejną falą pytań.
Zawilec pojawiła się w żłobku nagle. Deszczyk nie widział jej nigdy wcześniej. Miała takie śmiesznie krótkie łapki, przez co wydawało się kocurkowi, że może jest w jego wieku? Gdy się nią o to zapytał, ta zaśmiała się serdecznie, tłumacząc, że taka się urodziła. No i że jednak jest od niego starsza, co niebieski przyjął z lekką ulgą. No bo w końcu jakby to wyglądało, gdyby był tylko jednym kocurem w tej rodzinie? No w sumie jest jedyny, ale przynajmniej nie mają aż tak wielkiej przewagi.
W sumie żłobek i tak zaczęły przejmować same kotki. Ciocia Pianka też ostatnio zawitała do środka i ku uciesze maluchów powiedziała, że będzie z nimi spać następne kilka księżyców. Przyszła królowa znikała jednak z kociarni, tłumacząc się, że nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu przez dłuższą chwilę.
Westchnął cicho, kładąc się tuż obok białej kotki, która energicznie zaczęła ściągać wodę z jego przemoczonego futerka. Toń usiadła gdzieś na boku, po czym sama zaczęła czyścić swoje futro. Kocur zazdrościł jej tego, że była o wiele większa od niego, sama mogła już sięgnąć do swojego grzbietu! Zastanawiał się, jak ona może wytrzymać, nie gadając tak długo? On nie potrafi utrzymać języka za zębami po kilku uderzeniach serca, a ona robi tak prawie cały dzień. Odzywała się ostatnio tylko kilka razy, ponieważ Żurawinowy Krzew często podchodziła do nich i opowiadała różne historie.
Biała królowa już kończyła pielęgnacje niebieskiego, gdy ten nagle usłyszał hałas. Nadstawił swoje antenki, czujnie obserwując wejście do żłobka. Przyjaciel czy wróg? Kto chce się z nim zmierzyć!?
— Ał, AŁ, AŁ, Żwirowa Ścieżko to boli! — jęknął nieznany jeszcze Deszczowi głos.
Zdziwił się nieznacznie. Dlaczego jeszcze nie znał tego kota? Przecież podobno wszyscy już zawitali do żłobka, by ich zobaczyć. Mama nigdy nie kłamie!
— No szo tu — odpowiedziała kotka lekko niezrozumiale — Szaras pszestanie.
Za to gdy usłyszał dźwięk głosu jednej z jego ulubionych cioci, jego oczy zaświeciły entuzjazmem.
— Ciocia Żwirka! — Łezka i Deszczyk miauknęli rozradowani, biegnąc w kierunku wyjścia ze żłobka, w którym pojawiła się dymna wojowniczka wraz z kilkoma innymi postaciami.
Jedną z nich był Srebrne Poroże, który razem z dymną szylkretką trzymali za oba ucha rudego kocura.
Za nimi stała Spieniona Fala, uśmiechająca się szeroko do kociaków.
— Kto to? Kto to? — zawołała Łezka, podskakując rozradowana obok niebieskiego.
Deszczyk zmierzył podejrzliwym wzrokiem rudego vana, który wpatrywał się w kociaki wielkimi jak spodki oczami.
<Żwirowa Ścieżko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz