Najbardziej spóźnione opowiadanie ever, odpisuję na opowiadanie sprzed miesiąca ;__;
Miłe było ze strony Czarnej Gwiazdy, że chciał pomóc mi przynieść zdobycze dla klanu. Sama musiałabym wracać jakieś trzy razy, aby przenieść wszystko, bo w moim pysku mieściło się nie więcej, niż dwie piszczki. Tak, brawo ja...
Odeszłam trochę dalej od wskazanego miejsca, bo wyczułam mysz. Niby zwykła, mała myszka, ale zawsze da się tym kogoś wykarmić. Już miałam skoczyć, gdy usłyszałam głos, który wystraszył moją zdobycz. Wpierw chciałam ruszyć za nią w pogoń, ale gdy zorientowałam się, że jest to głos lidera, odwróciłam się.
- Coś się stało, Czarna Gwiazdo? - spytałam. Kocur wyglądał na lekko zaniepokojonego.
- Długo nie wracałaś, myślałem, że coś się stało. - odparł, choć chyba sam nie był pewny swoich słów.
- Jak widzisz, nic mi nie jest. Możemy wracać do obozu. - uśmiechnęłam się i podniosłam piszczki z miejsca, w którym je odłożyłam i ruszyłam w stronę obozu. Czarny (rasistka! xD) kocur szedł za mną, lecz po chwili mnie dogonił. Szliśmy do obozu, gdy nagle usłyszeliśmy trzask łamanych gałęzi i... szczekanie.
<Czarna Gwiazdo? Przepraszam za takie opóźnienie, kompletnie o tym opowiadaniu zapomniałam ;__;
Żeby nie było, to ma być jeden pieseu, ale nie za wielki xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz