— JA? Ja jestem obłąkana, szalona?! — Odwróciła się nagle, nastroszona niczym kogut.
— Tak, masz jakieś wątpliwości co do tego? — Stoicka postawa czekoladowej jeszcze bardziej doprowadzała ją do szału. Starsza kocica siedziała wyprostowana, łapy jej nie drgały, a wzrok miała tak zimny, tak karcący, że większość kotów byłoby w stanie poczuć się pod jego ciężarem winnym, nawet jeśli niczego nie zrobiło.
— Oskarżasz mnie?! Nie ich?! — Splunęła jej w pysk.
— Kogo niby? — zapytała, krzywiąc się delikatnie.
— Ten zaszczany, zaplugawiony klan... — wysyczała z takim obrzydzeniem, że zabolała ją szczęka.
— Ten, który nosisz w sobie? — Chociaż wydawało się to niemożliwe, futro na karku liliowej jeszcze bardziej się nastroszyło. Walka bez cienia obawy kontynuowała — Ten, który wmówiłaś sobie, no i nam, że ocalisz? Ten, na który nikt nie kazał ci wracać? Te-
— Milcz! Ty...ty wszo! — wrzasnęła, zamachując się niezdarnie na dwukolorowe ślepia. Bez większych problemów uniknęła ciosu, co jedynie dolewało oliwy do ognia Umknęła i przed kolejnym chaotycznym ciosem, aż w końcu wycieńczona, osłabiona przez dolegające jej od dłuższego czasu kłopoty ze zdrowiem, Taniec potknęła się i upadła. Walkiria spojrzała na nią z politowaniem; była szczerze zasmucona stanem towarzyszki.
— Tak mi przykro, ale w tym momencie nasze drogi się rozchodzą... Nie będę brać w tym udziału — oznajmiła, patrząc na liliową z góry. Jej szaleńcy wzrok mógłby zabić.
— Zostawisz Jagienke?! Zostawisz ją na ich pastwę?! — krzyknęła, aż zabolało ją gardło.
— Pozwoliłam jej być na twojej już wystarczająco długo... — To były ostatnie słowa, które skierowała do Terpsychory. Spokojnym krokiem opuściła szopę. Stojąc w wejściu, jeszcze jeden raz spojrzała na pozostałe kotki; wiedziała, że gdyby chciały zrezygnować z bycia pod "przewodnictwem" oszalałej, już dawno by to zrobiły. Skinęła im na pożegnanie łbem. Żadna jednak nie odwzajemniła gestu. Odeszła w akompaniamencie słabnącego wrzasku jednookiej, która z każdą sekundą brzmiała na bardziej zatraconą.
— Kogo niby? — zapytała, krzywiąc się delikatnie.
— Ten zaszczany, zaplugawiony klan... — wysyczała z takim obrzydzeniem, że zabolała ją szczęka.
— Ten, który nosisz w sobie? — Chociaż wydawało się to niemożliwe, futro na karku liliowej jeszcze bardziej się nastroszyło. Walka bez cienia obawy kontynuowała — Ten, który wmówiłaś sobie, no i nam, że ocalisz? Ten, na który nikt nie kazał ci wracać? Te-
— Milcz! Ty...ty wszo! — wrzasnęła, zamachując się niezdarnie na dwukolorowe ślepia. Bez większych problemów uniknęła ciosu, co jedynie dolewało oliwy do ognia Umknęła i przed kolejnym chaotycznym ciosem, aż w końcu wycieńczona, osłabiona przez dolegające jej od dłuższego czasu kłopoty ze zdrowiem, Taniec potknęła się i upadła. Walkiria spojrzała na nią z politowaniem; była szczerze zasmucona stanem towarzyszki.
— Tak mi przykro, ale w tym momencie nasze drogi się rozchodzą... Nie będę brać w tym udziału — oznajmiła, patrząc na liliową z góry. Jej szaleńcy wzrok mógłby zabić.
— Zostawisz Jagienke?! Zostawisz ją na ich pastwę?! — krzyknęła, aż zabolało ją gardło.
— Pozwoliłam jej być na twojej już wystarczająco długo... — To były ostatnie słowa, które skierowała do Terpsychory. Spokojnym krokiem opuściła szopę. Stojąc w wejściu, jeszcze jeden raz spojrzała na pozostałe kotki; wiedziała, że gdyby chciały zrezygnować z bycia pod "przewodnictwem" oszalałej, już dawno by to zrobiły. Skinęła im na pożegnanie łbem. Żadna jednak nie odwzajemniła gestu. Odeszła w akompaniamencie słabnącego wrzasku jednookiej, która z każdą sekundą brzmiała na bardziej zatraconą.
* * *
Mimo że jedna z towarzyszek pozostawiła ich na pastwę losu właśnie wtedy, kiedy zdawały się najbardziej jej potrzebować, plan nie zmienił się. Sola i Terpsychora niczym cienie przeskakiwały między gałęziami, z elegancją lądując na cienkich, chybotliwych gałęziach. Skorek i Żelazna Zośka, nie przejmując się wywoływanym hałasem, mknęły po pokrytym listowiem runie leśnym. Ignorując pałętające im się pod łapami myszy, nie zważając na wzbijające się w powietrze ptaki, biegły w stronę granicy z Klanem Wilka. Dzień się kończył, a pomarańczowy, ognisty blask przebijał się przez korony drzew, barwiąc szylkretowe futra. Pogoda była nieprzewidywalna niczym grupa samotniczek. Wiatr mocny wiatr, przez co poruszanie się po drzewach było dość ryzykowne. Dla wyprawionych w boju kotek jednak nie było niemożliwe. Imponujące, rozżarzone chmury mknęły po niebie, jak gdyby gonione przez nadciągający zmrok. Soczyście chłodne powietrze wpływało im do nosa, do pyska, pobudzając ich, już i tak utrzymywane w gotowości, zmysły. Jedynie zimno było problemem; zwłaszcza po przejściu przez rzekę. Każda dygotała.
Dotarł do nich zapach Klanu Wilka. Głos Zośki rozproszył ciszę.
— Drugi patrol jeszcze tutaj nie był — mruknęła, zadzierając głowę.
— Znakomicie, tak jak przewidziałaś — odpowiedziała Terpsychora. Jej głos był pusty, pozbawiony emocji. Postać kotki wisiała nad nimi. Nawet Sola nie wybierała tak wysokich gałęzi jak dawna Klifiaczka.
— Co teraz, hm? — zapytała Skorek, której lekki ton kompletnie nie pasował do sytuacji.
— Czekamy — rzuciła krótko liliowa.
— Mm... — Niezadowolony pomruk wyrwał się z pyszczka Soli; nie podobało jej się to... Znaczy, może nie nie podobała jej się akcja z zaplanowanym atakiem, ale żałowała, że nie może być z nimi Natty... Wolałaby, żeby chwile poczekały, żeby niebieska mogła działać z nimi. Chociaż... Tortie wiedziała, że Taniec nie ufa już jej siostrze. Gdyby mogła, wyrzuciłaby ją za szopę. Obie o tym wiedziały.
— Masz jakieś obiekcje? — Chłodny komentarz padł zaraz obok jej ucha.
— Przecież nic nie mówię — prychnęła w odpowiedzi.
— Ale chciałabyś... Nie chcesz, to nie mów. — Starsza wskoczyła na jedną gałąź wyżej, wychylając się niebezpiecznie do przodu. Obserwowała. Sola wypuściła zirytowana powietrze. Przez moment panowała całkowita cisza; nawet owady zdawały się usnąć. Pomarańcz zamieniał się w róż, fiolet, a po przeciwnej stronie mrok pożerał niebo. W końcu odezwała się. — Idą. Trójka kotów.
— Nic nadzwyczajnego — rzuciła Zośka z uśmieszkiem.
— My patrolujemy we dwie... — odgryzła się ciemna szylkretka.
— Bo jakby było trzeba, Zośka by kogoś sama pożarła! — zawołała Skorek, a zielone spojrzenie skarciło ją z góry.
— To, że nie mamy w interesie zostać w ukryciu, nie znaczy, że macie się drzeć, kiedy tylko nadarzy się do tego okazja i najdzie was ochota — prychnęła Taniec.
— Spokojnie Pani Lider — zaczęła olbrzymka. — Jaki plan?
— Atak — odpowiedziała krótko.
— I tyle? — dopytała Sola.
— Tak, czego chcecie jeszcze? Wiwatów, okrzyku bojowego? — Skrzywiła się podirytowana.
— Nie brzmi ambitnie...
— A od kiedy to dla ciebie takie ważne?
— Ah... Zapomnij, że cokolwiek mówiłam — burknęła w końcu pomarańczowooka i odwróciła wzrok.
— Schodzimy na dół; to nie ma być zaskoczenie. Chce, żeby nas widzieli — rozkazała i niczym wiewiórka zeskoczyła z drzewa. Chociaż postać miała filigranową, tak przez panującą dookoła cisze, dźwięk jej łap uderzających w szeleszczące liście, rozniósł się po lesie. Bez skrupułów ruszyła bliżej granicy. Mknęła między drzewami, a za sobą słyszała kroki pozostałej trójki. Miały przewagę i to sporą.
Koty z Klanu Wilka wydawały się spokojne, niczego nie podejrzewały, nawet jeśli słyszeli hałasy, to nie spodziewają się, że to cokolwiek innego niż buszujący w liściach zając. Rude futerko jednego z wojowników zamigotało między ciemnymi konarami. Ognista kita nagle przestała poruszać się do przodu, a zielone ślepia zatrzymały się wpatrzone w grupę samotniczek. Dużo ostatnio padała, a więc zapach siana znacznie stracił się z ich futer; mieszkały na terenach już wystarczająco długo, że ich zapach zmieszał się z tym charakterystycznym dla Klanu Klifu. Zwłaszcza dla młodszych, mniej doświadczonych czy czujnych wojowników, nie było niemal czuć różnicy. Grało to niesamowicie kluczową rolę w ich planie.
Łapy kotek stanęły na granicy. Pusty wzrok Terpsychory padł prosto na oblicze liliowego kocura, który najpewniej prowadził patrol. Trójka była... bardzo zdezorientowana... Chociaż jeszcze w tym momencie nie wydawała sie wroga.
— Jesteście blisko granicy... Cofnijcie się — zaczęła ruda wojowniczka. Była widocznie młoda, najmłodsza z całego patrolu. Najpierw odpowiedziała jej cisza; kompletna, ciężka cisza. Ciężar twardego wzroku "Klifiaczek" sprawił, że widoczny dreszcz przebiegł po rdzawym grzbiecie. Odwróciła się w stronę kocura.
— Zajmijcie się swoim patrolem, nie mamy na to czasu — powiedziała wcześniej milcząca liliowa, której ciało i pysk ozdobione było bliznami. Jej słowa zagłuszyły początek wypowiedzi wojownika, który jednak umilkł całkowicie i nie wznowił próby.
— Właśnie to robimy — mruknęła gardłowo Terpsychora, a jej wzrok stwardniał, ochłodził się jeszcze bardziej.
— Słucham? — W końcu odezwał się kocur. — Nie wiem, o co wam chodzi, ale idźcie stąd. Zaraz naruszycie granice.
— Oj tak — szepnęła, a następnie rzuciła się do przodu, a zaraz za nią popędziła Żelazna Zośka.
Taniec skoczyła na najmłodszą z trójki. Drasnęła pazurami rudy grzbiet. Nie udało jej się go złapać i przeturlała się kawałek dalej. Wojownik chciał wesprzeć swoją towarzyszkę, ale przeszkodziła my wielka szylkretka. Jej wielka łapa uderzyła go w pysk, zostawiając krwawy ślad. Liliowy splunął czerwoną śliną, ale nie poddał się. W tym samym momencie na gruby grzbiet wskoczyła druga wojowniczka. Bez skrupułów, nie zważając na przygotowującego się do kontrataku Wilczaka, Zośka zwaliła się na grzbiet, przygniatając jej tylną łapę. Jej pisk rozbiegł się po lesie. W końcu odezwał się kocur.
— Dyniowa Skórko biegnij do obozu. — Zielone oczy rozbłysły. Rdzawa przygotowała się do ucieczki po pomoc, ale nagle Taniec ponowiła atak, a pomogła jej Skorek. Zablokowały drogę owej Dyniowej Skórce. Momentalnie odgłosy czynnej walki zdawały się ucichnąć.
— Biegnij... Ale powiedz waszemu liderowi, że to nie jest ostatnie oświadczenie Liściastej Gwiazdy — wymruczała, uśmiechając się delikatnie.
— To groźba?! — prychnęła wojowniczka z krótkim ogonem.
— Niech to rozstrzygnie wasz klan — dodała.
— Śmiesz mówić takie rzeczy na NASZYCH terenach?! — Głos najmłodszej nie był tak pewny jak reszty Wilczaków.
— Jeszcze waszych... — szepnęła samotniczka. Karki trójki zjeżyły się wrogo. — To tylko ostrzeżenie, tylko nasza wiadomość... Zrobicie to, co uważacie za słuszne, ale wiedzcie, że Klan Klifu już zadecydował...
Z tym słowami, niczym zmory uciekły w przeciwnym kierunku. Wojownicy z Klanu Wilka słyszeli jeszcze w oddali śmiech jednej z kotek.
Dotarł do nich zapach Klanu Wilka. Głos Zośki rozproszył ciszę.
— Drugi patrol jeszcze tutaj nie był — mruknęła, zadzierając głowę.
— Znakomicie, tak jak przewidziałaś — odpowiedziała Terpsychora. Jej głos był pusty, pozbawiony emocji. Postać kotki wisiała nad nimi. Nawet Sola nie wybierała tak wysokich gałęzi jak dawna Klifiaczka.
— Co teraz, hm? — zapytała Skorek, której lekki ton kompletnie nie pasował do sytuacji.
— Czekamy — rzuciła krótko liliowa.
— Mm... — Niezadowolony pomruk wyrwał się z pyszczka Soli; nie podobało jej się to... Znaczy, może nie nie podobała jej się akcja z zaplanowanym atakiem, ale żałowała, że nie może być z nimi Natty... Wolałaby, żeby chwile poczekały, żeby niebieska mogła działać z nimi. Chociaż... Tortie wiedziała, że Taniec nie ufa już jej siostrze. Gdyby mogła, wyrzuciłaby ją za szopę. Obie o tym wiedziały.
— Masz jakieś obiekcje? — Chłodny komentarz padł zaraz obok jej ucha.
— Przecież nic nie mówię — prychnęła w odpowiedzi.
— Ale chciałabyś... Nie chcesz, to nie mów. — Starsza wskoczyła na jedną gałąź wyżej, wychylając się niebezpiecznie do przodu. Obserwowała. Sola wypuściła zirytowana powietrze. Przez moment panowała całkowita cisza; nawet owady zdawały się usnąć. Pomarańcz zamieniał się w róż, fiolet, a po przeciwnej stronie mrok pożerał niebo. W końcu odezwała się. — Idą. Trójka kotów.
— Nic nadzwyczajnego — rzuciła Zośka z uśmieszkiem.
— My patrolujemy we dwie... — odgryzła się ciemna szylkretka.
— Bo jakby było trzeba, Zośka by kogoś sama pożarła! — zawołała Skorek, a zielone spojrzenie skarciło ją z góry.
— To, że nie mamy w interesie zostać w ukryciu, nie znaczy, że macie się drzeć, kiedy tylko nadarzy się do tego okazja i najdzie was ochota — prychnęła Taniec.
— Spokojnie Pani Lider — zaczęła olbrzymka. — Jaki plan?
— Atak — odpowiedziała krótko.
— I tyle? — dopytała Sola.
— Tak, czego chcecie jeszcze? Wiwatów, okrzyku bojowego? — Skrzywiła się podirytowana.
— Nie brzmi ambitnie...
— A od kiedy to dla ciebie takie ważne?
— Ah... Zapomnij, że cokolwiek mówiłam — burknęła w końcu pomarańczowooka i odwróciła wzrok.
— Schodzimy na dół; to nie ma być zaskoczenie. Chce, żeby nas widzieli — rozkazała i niczym wiewiórka zeskoczyła z drzewa. Chociaż postać miała filigranową, tak przez panującą dookoła cisze, dźwięk jej łap uderzających w szeleszczące liście, rozniósł się po lesie. Bez skrupułów ruszyła bliżej granicy. Mknęła między drzewami, a za sobą słyszała kroki pozostałej trójki. Miały przewagę i to sporą.
Koty z Klanu Wilka wydawały się spokojne, niczego nie podejrzewały, nawet jeśli słyszeli hałasy, to nie spodziewają się, że to cokolwiek innego niż buszujący w liściach zając. Rude futerko jednego z wojowników zamigotało między ciemnymi konarami. Ognista kita nagle przestała poruszać się do przodu, a zielone ślepia zatrzymały się wpatrzone w grupę samotniczek. Dużo ostatnio padała, a więc zapach siana znacznie stracił się z ich futer; mieszkały na terenach już wystarczająco długo, że ich zapach zmieszał się z tym charakterystycznym dla Klanu Klifu. Zwłaszcza dla młodszych, mniej doświadczonych czy czujnych wojowników, nie było niemal czuć różnicy. Grało to niesamowicie kluczową rolę w ich planie.
Łapy kotek stanęły na granicy. Pusty wzrok Terpsychory padł prosto na oblicze liliowego kocura, który najpewniej prowadził patrol. Trójka była... bardzo zdezorientowana... Chociaż jeszcze w tym momencie nie wydawała sie wroga.
— Jesteście blisko granicy... Cofnijcie się — zaczęła ruda wojowniczka. Była widocznie młoda, najmłodsza z całego patrolu. Najpierw odpowiedziała jej cisza; kompletna, ciężka cisza. Ciężar twardego wzroku "Klifiaczek" sprawił, że widoczny dreszcz przebiegł po rdzawym grzbiecie. Odwróciła się w stronę kocura.
— Zajmijcie się swoim patrolem, nie mamy na to czasu — powiedziała wcześniej milcząca liliowa, której ciało i pysk ozdobione było bliznami. Jej słowa zagłuszyły początek wypowiedzi wojownika, który jednak umilkł całkowicie i nie wznowił próby.
— Właśnie to robimy — mruknęła gardłowo Terpsychora, a jej wzrok stwardniał, ochłodził się jeszcze bardziej.
— Słucham? — W końcu odezwał się kocur. — Nie wiem, o co wam chodzi, ale idźcie stąd. Zaraz naruszycie granice.
— Oj tak — szepnęła, a następnie rzuciła się do przodu, a zaraz za nią popędziła Żelazna Zośka.
Taniec skoczyła na najmłodszą z trójki. Drasnęła pazurami rudy grzbiet. Nie udało jej się go złapać i przeturlała się kawałek dalej. Wojownik chciał wesprzeć swoją towarzyszkę, ale przeszkodziła my wielka szylkretka. Jej wielka łapa uderzyła go w pysk, zostawiając krwawy ślad. Liliowy splunął czerwoną śliną, ale nie poddał się. W tym samym momencie na gruby grzbiet wskoczyła druga wojowniczka. Bez skrupułów, nie zważając na przygotowującego się do kontrataku Wilczaka, Zośka zwaliła się na grzbiet, przygniatając jej tylną łapę. Jej pisk rozbiegł się po lesie. W końcu odezwał się kocur.
— Dyniowa Skórko biegnij do obozu. — Zielone oczy rozbłysły. Rdzawa przygotowała się do ucieczki po pomoc, ale nagle Taniec ponowiła atak, a pomogła jej Skorek. Zablokowały drogę owej Dyniowej Skórce. Momentalnie odgłosy czynnej walki zdawały się ucichnąć.
— Biegnij... Ale powiedz waszemu liderowi, że to nie jest ostatnie oświadczenie Liściastej Gwiazdy — wymruczała, uśmiechając się delikatnie.
— To groźba?! — prychnęła wojowniczka z krótkim ogonem.
— Niech to rozstrzygnie wasz klan — dodała.
— Śmiesz mówić takie rzeczy na NASZYCH terenach?! — Głos najmłodszej nie był tak pewny jak reszty Wilczaków.
— Jeszcze waszych... — szepnęła samotniczka. Karki trójki zjeżyły się wrogo. — To tylko ostrzeżenie, tylko nasza wiadomość... Zrobicie to, co uważacie za słuszne, ale wiedzcie, że Klan Klifu już zadecydował...
Z tym słowami, niczym zmory uciekły w przeciwnym kierunku. Wojownicy z Klanu Wilka słyszeli jeszcze w oddali śmiech jednej z kotek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz