No tak, oczywiście, to on musiał wszystko robić. Nic nowego, domyślał się, że prędzej czy później tak się stanie. Poza tym, kultyści i tak jakoś bardziej woleli przychodzić do niego, aniżeli do tego cholernego bluźniercy, który kisił spasioną dupę w swoim legowisku.
Nic nie robiła.
Dosłownie nic.
Zastanawiał się, czy klan ma odpowiednią ilość ziół, by dotrwać do końca kolejnej pory nagich drzew. Ba! Był praktycznie pewien, że jeśli zielska starczy im do końca pory zielonych liści, to będzie to jakimś cholernym cudem. Też coś, żeby to on musiał się martwić takimi rzeczami… Niedorzeczne.
Spojrzał na Sosnową Igłę, która krzywiła się, kiedy grzebał przy jej łapie. Miał wręcz świetną świadomość, że kotka go wręcz nienawidzi. Sam sobie zapracował na to przez nieprzyjemny charakterek, jednakże głównie była to wina Chłoda, którego kocica wręcz nie znosi. No, a że byli razem to… cóż… Gęsi obrywał rykoszetem.
Na całe szczęście miał w głębokim poważaniu starą wariatkę.
— Przestań się wiercić, bo ci tę łapę wykręcę — warknął niezadowolony, gdy Sosna znowu szarpnęła kończyną, niemal wyrywając mu ją z łap. — Chyba że chcesz iść do Kuny. W takim wypadku zapraszam.
Rzucił pogardliwe spojrzenie kotce, która rzuciła w jego personę niewybrednym przekleństwem, do końca badania, czy może raczej leczenia, siedząc grzecznie.
— Staraj się nie przemęczać łapy, bo ci tak zostanie. Podobnie z wyrazem pyska — nie byłby sobą, gdyby nie oszczędził sobie paskudnych komentarzy w jej kierunku.
— Gęsi Wrzasku?
Z jego gardła wydobyło się niezadowolone warknięcie. Znowu ktoś mu dupę męczył.
— Czego. Kolejna chora a biedna psiemeńciona kunia nolka musi odpocońć? — zacmokał, celowo przyjmując ton głosu, którego zwykle używało się przy bachorach. Odwrócił łeb, a jego oczom ukazała się sylwetka Wilczej Tajgi. Czego ona do diabła chciała?
< Wilcza? >
Wyleczeni: Sosnowa Igła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz