W ślepiach kocura płonęła czysta nienawiść do uczennicy. Chciał sprawić, że ta będzie błagała o litość, że będzie żałowała swojego zachowaniu, że… że będzie błagać te swoje zapchlone gwiazdki o litość, jednocześnie żałując tego, że się urodziła. Splunął jej pod łapy, strosząc sierść.
Obserwował, jak ta się cofa. Bała się go, była wręcz przerażona, a on miał zamiar to bezczelnie wykorzystać.
— Oh, to? To nic takiego. Mam dla ciebie dużo gorszą informację. To jest po trochu taktyka Burzaków. Naszych największych wrogów. A gdzie się tego nauczyłaś? Na zgromadzeniu? Toczyłaś jeszcze jakieś inne bójki? — zapytał, przeciągając ostatnie słowa. Ledwie powstrzymywał nerwy, by jej nie rozszarpać, przerabiając na dywanik dla Szakalej Gwiazdy. Szkoda, że kocica nie pozwalała mu tego zrobić. Naprawdę szkoda...
— Nie! To nie tak! Pierzasta Łapa mnie tego nauczył! — zawołała, protestując. Mógłby przysiąc, że w jej ślepiach ponownie zebrały się łzy.
— Hmmm, czyli on też ma dostać karę? - zapytał, obchodząc ją dookoła, niczym bezbronną mysz.
— N-n-nie! To nie on mnie uczył, sama na to wpadłam! — krzyknęła jeszcze bardziej przerażona. Obserwował, jak ta unosi wzrok ku niebu, gdzie znajdowało się rażące słońce. Ojejciu, czyżby szukała pomocy w tych swoich zdradzieckich gwiazdkach? Jak przykro… Podciął ogonem jej łapy, sprawiając, że uczennica zaryła pyskiem w młodą trawę.
— Gdybyś zamknęła pysk i zachowywała się tak, jak lider tego wymaga, problemu by nie było! — syczał, nadal krążąc dookoła Rozwydrzonej Łapy niczym wygłodniały sęp. Zatrzymał się, zbliżając swój pysk do czarnej kotki, nim kłapnął gwałtownie szczękami.
— Ale spokojnie… ja już cię nauczę. Naprostuję… — szepnął ściszonym głosem, który jego samego przyprawiał o nieprzyjemny dreszcz na grzbiecie. A co dopiero tę gówniarę.
— Pozycja łowiecka. Jeszcze raz.
Obserwował, jak kotka wykonuje jego polecenie, krzywiąc się. Co to miało być? Kto ją nauczył tego gówna?
— Źle, kto cię tego nauczył?
— G-gronostajo-
Nie wytrzymał. Uderzył ją z całej siły w pysk, aż uczennica zatoczyła się, upadając na zad. Ślepia liliowego płonęły żywym ogniem, zaś on sam wbijał je z czystą furią w kotkę. Obserwował, jak krew kapie z jej mordki wprost na ziemię.
— Pozwoliłem ci się odezwać? — warknął wściekle, podchodząc bliżej.
— N-n-nie… — szepnęła, kaszląc i dławiąc się własną krwią. — P-przep-praszam…
Skrzywił się, widząc, jak ta wypluwa ząb na ziemię. No tak… jedyne, co potrafiła robić to ryczeń. Nic więcej.
— Przestań ryczeć, bo zaraz dam ci powód do ryku — złapał Rozwydrzoną Łapę za pysk swoją łapą, zaglądając do środka. — To tylko mleczak — oznajmił obojętnym tonem głosu, co najmniej, jakby tłumaczył komuś, że ryby żyją w wodzie.
— Nadal wierzysz w te swoje zapchlone gwiazdeczki?
Nie odpowiedziała mu. Bezczelność! Cholerna gówniara! Oj już ona go popamięta! Jego mięśnie drgnęły, szykując się do ciosu, lecz na moment zamarł. Jeśli złamie bachorowi łapę czy szczękę, to Szakala Gwiazda rozwali mu łeb, a skórę wygarbuje.
Westchnął ciężko.
— No cóż, w takim razie ta twoja cała Kunia Norka musi do nich dołączyć — przeciągnął się, zachowując przy tym, jakby mówił o pójściu na zwykłe polowanie. — A tak chciałem tego uniknąć… Ojej…
Zrobił kilka kroków w drodze powrotnej do obozu. Liczył, że ta pęknie i za nim poleci.
Była strasznie przewidywalna.
< Rozwydrzona Łapo? >
[508 słów]
[Przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz