— O co biega z tobą i ojcem? — zapytała, jednak widząc nieprzychylne spojrzenie niebieskookich ślepi, skarciła się w myślach. — Nie ważne. — odparła szybko, kładąc po sobie uszy. — To jak cię nazywać, żeby odróżniać... was? — miauknęła w końcu.
Jak ich odróżniać? To naprawdę nie widziała, po tonacji głosu z kim rozmawia? Ścieżka warknął coś pod nosem. Widać było, że dzieciak jest głupi jak Muszy Lot.
- Ja jestem Ścieżka. - przedstawił się jej. - To ja z tobą najczęściej rozmawiam. Ten drugi, wystraszony i jąkający się, to twój ojciec - Dreszcz, ale ja go nazywam Drżący. Nasze wspólne imię to Drżąca Ścieżka. Łapiesz? - Machnął ogonem. - Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, to idziemy zwiedzać teren. - Nie czekając na słowa, które mogły paść z pyska tej małej, udał się poza obóz.
***
- T-t-t-u jest duuużo trawy jak widzisz... - Drżący przemógł się, zaczynając opowiadać o terenie należącym do Kalnu Burzy. Ścieżka miał rację, że musiał wziąć się w garść i nie trząść się na widok córki. Starał się bardzo, ale gdy tylko jego wzrok padał na jej pyszczek i uszy, które przypominały te jego, znów widział scenę, w której został zmuszony do jej powstania. Dlatego bardzo trudno mu było nawiązać bliższe relację z małą. Po prostu... miał traumę, a jej widok tylko przypominał o tym co się stało.
- P-p-p-polujemy tu na króliki. Mają duuużo nor. Trzeba u-u-uważać, aby biegnąć w nie nie wpaść. - wyjaśnił. - A t-t-o... Stwór Dwunożnych. Traktor Tom. O-on nie żyję od daawna, ale lepiej nie podchodźmy.
Ścieżka słuchał tego bełkotu znudzony. Obserwował teren, czasami zerkając na Płaczącą Łapę. Ta szła za nimi i słuchała z uwagą, nadal chyba nie pojmując kto jest kim.
- Możesz... ty teraz? Zmęczyłem się - usłyszał proszący głos jego drugiej strony. Kiwnął głową.
- Dobra mała. Teraz czas na szybsze tempo - powiedział i puścił się biegiem przez teren.
Zatrzymał się dopiero w miejscu, gdzie zmarł jego ojciec. Skrzywił się. Uczennica dotarła do niego zdyszana, nie ukazując, że to ją zmęczyło.
- Tutaj zmarł twój dziadek - powiedział po prostu wskazując łapą to miejsce.
W jego wyobraźni nadal widział czerwień na trawie i błyskające odpadki Dwunożnych, które zabiły Ośle Ucho.
- To koniec wycieczki. - Uniósł pysk do nieba, a widząc zachodzące powoli słońce, nie wrócił z córką do obozu. Przeszył ją okiem, po czym wskazał na nakładające się po polanie cienie.
- Widzisz to? Nadchodzi noc. Będziemy polować, aż do świtu. O tej porze... dużo zwierząt wychodzi z ukrycia. Panuje cisza. Czasami huknie jakaś zabłąkana sowa. Drżący się tego boi. Kiedyś prawie padł na zawał, kiedy jako wojownik pilnował obozu. - Uśmiechnął się na to wspomnienie. Wspomniany nic nie miauknął. Już teraz czuł grozę i ścisk w sercu. Ścieżka wytłumaczył mu, że to było potrzebne, aby zobaczył, że noc nie stanowi dla nich zagrożenia. Ufał mu. Wiedział, że chcę dla niego dobrze. On sam nie chciał bać się ciemności. Nie byli sami. Mieli Płaczącą Łapę.
No właśnie... Ona... Ścieżka miał nadzieję, że nie popłacze się. Gdyby odziedziczyła geny po ojcu, to chyba by nie wytrzymał z nią ani chwili dłużej. To nie tak, że Drżący mu przeszkadzał. Był po prostu jak zagubione kocię. Dwóch takich nie chciał mieć na głowie.
Usiedli w trawie, a on zaczął tłumaczyć młodej jak należy polować.
<Płacz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz