— Co ty nie powiesz? — Księżycowy Płatek przewróciła oczami, aby następnie spojrzeć krótko na przyjaciela. Przyjaciela? To dość skomplikowana sprawa. Czy ona w ogóle mogła powiedzieć, że ma przyjaciół? Czy jej lojalność leżała gdziekolwiek indziej, niż w Klanie Plagi? Wątpliwe, ale jeśli już musiała by mieć przyjaciela, to ten kocur nie był wcale najgorszym kandydatem. Był tak samo zmarnowany, jak ona. — Kaczeńcowy Pazur to idiota, jakich mało, w dodatku uważa się za nie wiadomo kogo. Tylko czekam, aż w końcu będę mogła zająć się jego córeczką.
No dobrze, może nie zależało jej już na treningach u boku Klonowego Futra, gdyż teraz Księżyc zaspokajał jej potrzeby, ale nie mogła znieść widoku Nocnej Gwiazdy. Zresztą, nie po to dziada otruła, aby teraz mieć go na głowie.
— Brzmisz, jakbyś zamierzała ją uwieść, nie zabić — zauważył z rozbawieniem jej towarzysz. Księżyc uśmiechnęła się pod nosem, rozbawiona tym stwierdzeniem.
— Końcem kija bym jej nie dotknęła — stwierdziła z obrzydzeniem — ta kupa łajna nie zasłużyła nawet na muśnięcie mojego języka.
Brzmiała tak, jakby była tego pewna i w istocie tak było. Księżycowy Płatek bez wątpienia uważała się za personę atrakcyjną, o zgrabnej sylwetce, a co najważniejsze, umiejącą zadbać o to, aby żaden kocur nie poczuł się przy niej zawiedziony. Och, tak, jeśli ktoś tego chciał, umiała się nim idealnie zatroszczyć.
— Mam rozumieć, że to zaszczyt? — zapytał Księżyc, a jego ton głosu wskazywał rozbawienie.
— Nie tak wielki, jak ten, którego zaraz doświadczysz — odparła z tajemniczym uśmiechem, aby przewrócić przyjaciela i zabrać się za to, co tygryski lubią najbardziej. Chyba nie trzeba mówić, kto dominował w tej relacji?
~*~
Och, niech to szlag. Księżyc jeszcze raz, z dokładnością godną wyszkolonej medyczki, obadała swój brzuch. Widziała niejednokrotnie kotki w ciąży, zresztą nie musiała, był to w końcu ulubiony temat Burzowego Serca, nic, tylko o tym nawijał. Ale jak? Jakim cudem ten wypłosz ją zapłodnił? Przecież fizycznie do niczego nie doszło. Co w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd zostaje w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd, prawda? Na osty i ciernie! Nie mogła teraz zostać w Klanie Burzy, a ta idiotka nadal była żywą i zadowolona z siebie. Musiała się jej pozbyć! Dlatego też, pierwszym, co zrobiła, było udanie się do leżą medyków, w poszukiwaniu swojej rzekomej przyjaciółki. Na szczęście, zastała ją na miejscu. Dobrze, Księżycowy Płatku. Czas zrobić minę zbitego pieska. Szczególnie, że tego idioty, Burzowego Serca, nie ma nigdzie w pobliżu...
— S-Skowronkowa Łapo... — Szylkretowa poruszyła niepewnie łapą w ziemi, aby następnie obserwować, jak kocica obraca głowę w jej kierunku, spoglądając nań czułym wzrokiem.
— Coś się stało, Księżycowy Płatku? — zapytała, aby następnie szybko do niej podejść. Księżyc pokiwała powoli łbem, wyglądając tak, jakby zaraz miała zwymiotować.
— T-ten kocur z Klanu Klifu... Myślałam, że się przyjaźnimy, wiesz? A on... Wykorzystał mnie do swoich chorych zachcianek. P-posiadł mnie i zostawił, a teraz... Teraz ja... — Niewiarygodne, jak łatwo przychodziło jej kłamanie. Tak, była idealną aktorką, szczególnie, że sama chciała wszystkiego, co wydarzyło się między nią, a wojownikiem. Któż jednak potwierdziłby jego niewinność? — Ja chyba będę mieć dzieci...
Skowronek przez moment spoglądała na nią w osłupieniu. Teraz chyba powinna się rozpłakać, prawda? Jednak w stosunku do swojego potomstwa czuła tylko obrzydzenie i wiedziała, że nie wywoła nim łez. Był jednak inny temat. O wiele ważniejszy od jakiś małych grzdyli!
— W dodatku... Moja siostra... Moja ukochana siostrzyczka zniknęła! — wręcz krzyknęła, tym razem wcale nie udając żalu. Jej ciałem wstrząsnął spazmatyczny dreszcz, a ona zaszlochała głośno, na myśl o Fiołkowej Bryzie. Zniknęła. Jedyna osoba, na której jej naprawdę zależało, zniknęła! — Ja... Boję się, że ona nie żyje, wiesz? Że już nigdy... Nigdy jej nie zobaczę!
Teraz Skowronkowa Łapa podeszła do niej, aby Księżyc mogła oprzeć się na jej ramieniu i wypłakać. To aż zabawne, że ta parszywa kocica naprawdę miała emocje. Tak, potrafiła odczuwać okropnie silny ból, tak, jak teraz. Długo jeszcze płakała, opierając się o belgijkę i wyjątkowo nie marząc, aby przegryźć jej tętnice. Nie, nie teraz, zaraz. Na razie musiała dać upust emocjom. Kiedy w końcu się uspokoiła, Skowronek spojrzała na nią troskliwie, a następnie liznęła ją za uchem.
Wyrwę ci ten język, idiotko.
— Hej, jestem tutaj, słyszysz? Zawsze możesz na mnie liczyć. Znajdziemy ją. Ale najpierw... Muszę ocenić, czy naprawdę jesteś w ciąży. Rozumiesz, prawda? Gdy tylko Burza wróci...
O nie. Ten pomyleniec nie może wiedzieć, bo nie da jej spokoju.
— N-nie! Nie chcę, aby ktoś wiedział, to takie poniżające! Zróbmy to poza obozem, p-proszę...
Skowronek pokiwała głową. Księżyc była pewna, że kocica wpadła już w jej pułapkę. Teraz wszystko się dokona.
~*~
Wojowniczka znajdowała się na uboczu terenów klanu, a bura bengalka pochylała się nad nią przez długi czas, dotykając łapami jej brzucha. W dwukolorowych oczach "pokrzywdzonej" koteczki nadal raz za razem pojawiały się łzy. Ciekawe, czy gdyby nie Fiołek, byłaby tak wiarygodna? Kto wie. Ta idiotka, Ciernista Gwiazda, wysłała chyba z tuzin patroli za swoją zgubą i nadal nic nie znalazła! Och, że też musiała wydać na świat Księżycowy Płatek. Co za obraza majestatu szylkretki. W końcu zeszła z niej i pokręciła głową.
— Tak mi przykro, Księżycowy Płatku... — powiedziała, a w jej oczach również pojawiły się łzy. Och, martwi się nią? Idiotka. Księżyc usłyszała potwora, nadjeżdżającego z drogi grzmotu, a na jej pysku pojawił się uśmiech.
— Dopiero będzie ci przykro — burknęła cicho. Skowronkowa Łapa otworzyła pysk, aby coś powiedzieć, ale nie zdołała. Wojowniczka wepchnęła ją na drogę, aby ta zaraz zginęła pod kołami potworów. Księżyc uśmiechnęła się szeroko, widząc plamę krwi, jaka rozlewała się wokół jej głowy. Nareszcie. Zaśmiała się szyderczo, aby jeszcze przez moment podziwiać ten widok, a potem się ulotnić. Pora zacząć nowe życie. Dzieciarnię odeśle wprost do tatusia!
<Dum dum dum>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz