W wieku jednego księżyca u kociąt Głuszcowej Łapy można było zaobserwować pewne zmiany. Ich oczy zaczęły zabawiać się na żółto, gdzie u Baranka jedno zostało niebieskie, przez co Koza zazdrościł bratu, bo miał wrażenie, że teraz, gdy ten jest taki "wyjątkowy", to będzie miał więcej uwagi od niego. Maluchy już widziały normalnie i zaczynały już chodzić coraz lepiej. Jednak między rodzeństwem była wielka, bardzo widoczna różnica. Baran rósł coraz szybciej, był coraz bardziej masywny i silny, a Koza... został chuderlawym patykiem takim, jakim był, może stał się nieco wyższy. Większość rodziny już wiedziała, że Koza odziedziczył sylwetkę po mamie, jednak zastanawiającym było to, po kim Baran ma taką figurę.
Głuszcowa Łapa własnie skończyła czyścić Kozę. Gdy łapki kocurka znów dotykały ziemi, zaczął szukać sobie najbardziej naświetlonego i najlepiej widocznego miejsca w żłobku. Gdy w końcu się umiejscowił, spojrzał na Baranka i posłał mu radosne spojrzenie.
- Balan, wies co ja srobilem dzisiaj? - Kózka wypiął dumnie pierś, strosząc futerko, by pokazać się bratu od najlepszej i najbardziej odważnie wyglądające pozie. Już od wschodu słońca wymyślał pokręconą i nieprawdziwą historię, którą będzie mógł zaimponować wszystkim w żłobku, szczególnie mamie i Baranowi. Jego braciszek jedynie posłał mu jakby wielce znudzone, ale zarazem pytające spojrzenie. Koza upewniwszy się, że i Baran i Głuszcowa Łapa przypatrują się mu i czekają na opowieść, uśmiechnął się szeroko.
- Wiec, jesce jak spalicie, zaatakowal mnie wielki wló-wlóbel i chial mnie polwać! - zaczął liliowy, wplatając w swoją wypowiedź tyle emocji, ile tylko potrafił. Na pewno dorosły wojownik zastanowił by się, czemu Koza wybrał akurat wróbla jako drugiego bohatera swojej opowieści, jednak kocurkowi wydawało się oczywiste, że wróbel, którego jadła wczoraj mama, musi być jakimś strasznym, drapieżnym ptakiem, bo skoro wyszkolone, dorosłe koty z klanu Klifu go złapały, to na pewno tak jest.
- I co było dalej? - zapytała Głuszcowa Łapa z delikatnym, jednak ciepłym uśmiechem. Kocurkowi zalśniły mocniej oczka, domyślając się, że mama naprawdę jest ciekawa jego historyki.
- No ale ja bylem na to psygotowany i jak tylko podsedł do mnie, to ja go BUM z lapki, no i tak mocno dotsal, że sybko sie ulotnil. - powiedział, unosząc ogonek. Był pewny, że teraz wszyscy będą się nim zachwycać, bo przecież nie każdy kociak, szczególnie taki malutki jeszcze, może odgonić wróbla, prawda? Koza popatrzył na wyraz pyska Barana. Oczekiwał, że zastanie tam minę wyrażającą podziw i uwielbienie dla brata, jednak kremowo-biały jedynie zamrugał parę razy i wybuchnął śmiechem, najwidoczniej nie wierząc w żadne słowo, które wypłynęło z pyszczka złotookiego. Koza skulił się nieco, zaskoczony, przestraszony i zawiedziony reakcją Baranka. Zrezygnowanym wzrokiem spojrzał na mamę, szukając u niej uwagi i zachwytu, których tak bardzo pragnął.
<Głusiu? I co ty na drapieżnego wróbla?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz