Przywódczyni Klanu Burzy odwróciła wzrok w stronę swojej córki, ktora zaczęła cicho coś mowic, bardzo niewyraźnie. Cierń poczyła silne deja vu, z chwili, kiedy jej corka utraciła oko i ucho. Nie rozumiała, dlaczego los tak okrutnie traktował Fiołkową Bryzę. Czy to kara? Czy ona, lub Brzoskwiniowa Gałązka zrobiły coś nie tak o teraz karana jest za to ich córka? Cierń nie umiała sobie wyobrazić, aby kremowa, bądź calico było czemus winne i predzej juz oskarżyłaby siebie o obecny stan rzeczy. Spojrzała pytająco na Burzowe Serce, jakby chcąc sie upewnić, czy moze podejść, a medyk skinął głową. Brzoskwinka na owe zezwolenie nie czekała, od razu ruszając w kierunku swojej kochanej latorośli i płaczliwym tonem szepcząc jej na ucho, że jest bezpieczna i wszystko będzie dobrze. Dopiero, gdy Ciernista, na drzacych łapach podeszła bliżej, usłyszała, co mówi Fiołkowa Bryza. Kotka powtarzała w kółko jedno, czteroliterowe słowo.
— Boli, boli, boli...
Kocica westchnęła ciężko, siadając obok. Przez moment wpatrywała sie w nią po prostu, zbolałym wzrokiem, nie wiedząc, co powinna zrobić. Czuła, jak gdzieś w jej wnetrzu wirują blizej nie określone emocje, nie mogąc znaleźć żadnego ujścia i tworząc trąbę powietrzną, niszczącą ją od środka. Ile jeszcze? Co będzie kolejne? Dlaczego muszą cierpieć niewinne istoty? Bo czym mogła zawinić Fiołkowa Bryza? Za długim językiem, co czasem klepnie o dwa słowa za wiele? Na litość gwiezdnych, to jeszcze nie powód do tylu krzywd.
— Wiem, że boli, słońce — oznajmiła cichutko, patrząc w jedno, zielone oko koteczki, kiedyś tak przepełnione pozytywną energią i ciekawością świata. Teraz zdawało się, że jedyne, co można w nim ujrzeć, to ból, cierpienie, a możliwe, że jakiś poeta znalazłby tam także tęsknotę za swoim lustrzanym odbiciem, drugim z oczu.
— Ale to właśnie ból uświadamia nas, że nadal istniejemy. Teraz jest okropnie, ale kiedyś, pewnego dnia, to będzie ledwie wspomnienie. Dlatego proszę cię, wytrzymaj. Jesteśmy tuż obok.
Nie odpowiedziała jej, ale Ciernista widziała, że smutne pojedyńcze oko ociepliło trochę swój ponury wzrok. Tylko troszeczkę, odrobinkę. Nie winiła jej za to, biedna na pewno była wyczerpana. To cud, że przeżyła. Po raz kolejny.
— Boli, boli, boli...
Kocica westchnęła ciężko, siadając obok. Przez moment wpatrywała sie w nią po prostu, zbolałym wzrokiem, nie wiedząc, co powinna zrobić. Czuła, jak gdzieś w jej wnetrzu wirują blizej nie określone emocje, nie mogąc znaleźć żadnego ujścia i tworząc trąbę powietrzną, niszczącą ją od środka. Ile jeszcze? Co będzie kolejne? Dlaczego muszą cierpieć niewinne istoty? Bo czym mogła zawinić Fiołkowa Bryza? Za długim językiem, co czasem klepnie o dwa słowa za wiele? Na litość gwiezdnych, to jeszcze nie powód do tylu krzywd.
— Wiem, że boli, słońce — oznajmiła cichutko, patrząc w jedno, zielone oko koteczki, kiedyś tak przepełnione pozytywną energią i ciekawością świata. Teraz zdawało się, że jedyne, co można w nim ujrzeć, to ból, cierpienie, a możliwe, że jakiś poeta znalazłby tam także tęsknotę za swoim lustrzanym odbiciem, drugim z oczu.
— Ale to właśnie ból uświadamia nas, że nadal istniejemy. Teraz jest okropnie, ale kiedyś, pewnego dnia, to będzie ledwie wspomnienie. Dlatego proszę cię, wytrzymaj. Jesteśmy tuż obok.
Nie odpowiedziała jej, ale Ciernista widziała, że smutne pojedyńcze oko ociepliło trochę swój ponury wzrok. Tylko troszeczkę, odrobinkę. Nie winiła jej za to, biedna na pewno była wyczerpana. To cud, że przeżyła. Po raz kolejny.
~*~
Jasny kocur spoglądał na liderkę z wręcz wymalowanym znakiem zapytania na twarzy, gdy ta wyuczonym tonem opowiadała mu o czterech klanach, stanach między nimi i ich aktualnej władzy. Przechylił lekko głowę, uśmiechając się niepewnie, na co Ciernista nie poczyniła żadnej reakcji. Zakończyła swoją opowieść na najbardziej odległym od ich terenu Klanie Klifu, po czym przerwała na moment, aby następnie zmierzyć kocura od stóp do głów.
— Czy wszystko jasne? — zapytała spokojnie, mimo iż jego mimika odpychała jakąkolwiek konieczność zadania tym podobnego pytania.
— T-ta... Trochę... W sumie to nie — przy ostatnim słowie spojrzał na swoje łapy zakłopotany. Ciernista Gwiazda już na początku treningu zdała sobie sprawę, że go stresuje i nieszczególnie jej to przeszkadzało. Niech baran wie, kto tutaj pociąga za sznurki. Sama się sobie dziwiła, że go przyjęła, jednak uważała, że każdy zasługuje na szansę, niezależnie od pochodzenia. Migoczące Niebo z powątpiewaniem spoglądała na tym podobne decyzje z jej strony. Cierń doskonale znała jej awersję w kierunku pieszczochów i samotników, oraz korzenie takowej emocji, więc nawet nie próbowała przekonać jej do przychylności w kierunku kocura. Bura sama zresztą powiedziała, że terminator ma "okres próbny", a jeśli się nie sprawdzi, to niech radzi sobie sam.
— W którym momencie się zgubiłeś? — dopytała cierpliwie, nie przestając jednak prześwietlać go spojrzeniem.
— Cóż, jakoś tak przy "no więc..." — przytoczył, a Ciernista miała ochotę uderzyć się łapą w pysk. Cóż, przynajmniej umiał polować i walczyć, a przynajmniej tak twierdził. Trzeba będzie jednak poćwiczyć nad jego merytoryką.
— A słyszałeś może o czymś takim, jak skupienie? — mruknęła. Kocur uśmiechnął się nerwowo. — Wrócimy do tego, ale teraz się przebiegniemy. Może trochę ruchu odświeży ci pamięć?
Z uśmiechu, wyraz pysku Zakręconej Łapy natychmiast zmienił się w nieprzyjemny grymas, jakby co najmniej miał za sobą już kilka długości. Ciernista miała ochotę wymownie wywrócić oczami.
— Ale że teraz? Jest strasznie ciepło... Pod tą górą futra się zgrzeję.
Buraska miała ochotę się roześmiać. Czy on sobie z niej żartował? Zamierzał teraz narzekać, że mu ciepło? Do cholery, był uczniem, a ona nie dość, że mentorką, to jego liderką. Czyżby miał skłonności samobójcze?
— Szkolę cię na wojownika, nie delikatną panienkę. Jeśli coś ci się nie podoba, możesz podwinąć ogon i pójść w swoją stronę — zaznaczyła, nadal utrzymując spokojny ton głosu, mimo zażenowania, jakie powoli ją zalewało.
— No już spokojnie, szefowo — odparował kocur. Swój błąd zrozumiał, gdy o wiele niższa od niego kocica rzuciła mu przepełnione chłodem spojrzenie. W ostatnim czasie nie była najbardziej "zabawowa" i chyba każdy rozumiał, dlaczego. W Klanie Burzy nie działo się za dobrze, a jej doskwierały także rozterki i problemy prywatne, a także walka z nawracającym jadłowstrętem. Nie miała najmniejszej ochoty słuchać żadnych wesołkowatych zwrotów jakiegoś pomyleńca.
— Powiem to tylko raz, Zakręcona Łapo. Radzę ci pilnować swojego języka, bo może się okazać, że pewnego dnia obudzisz się bez niego — warknęła głucho w kierunku kocura, który z wolna pokiwał głową, jakby zaniepokojony. Cóż, Fiołkowa Bryza była na pewno o wiele bardziej przyjazna, niż kotka, która wydała ją na świat. Chyba powoli zaczynał rozumieć, że z tą drugą nie ma żartów, a jego czeka długich kilka księżyców. Cierń podchodziła do niego o wiele ozięblej, niż do innych swoich uczniów, jednak sytuacja miała się podobnie, co w wypadku Tulipanowego Pąku. Zwyczajnie nie budził jej zaufania i właśnie z tego powodu został jej uczniem. Chciała mieć go na oku.
— A teraz biegnij. I nie chcę widzieć, abyś się zatrzymał, dopóki ci nie każę — wręcz rozkazała, ruszając z impetem przed siebie. Kocur mógł tylko westchnąć cierpiętniczo i ruszyć za nią.
— Czy wszystko jasne? — zapytała spokojnie, mimo iż jego mimika odpychała jakąkolwiek konieczność zadania tym podobnego pytania.
— T-ta... Trochę... W sumie to nie — przy ostatnim słowie spojrzał na swoje łapy zakłopotany. Ciernista Gwiazda już na początku treningu zdała sobie sprawę, że go stresuje i nieszczególnie jej to przeszkadzało. Niech baran wie, kto tutaj pociąga za sznurki. Sama się sobie dziwiła, że go przyjęła, jednak uważała, że każdy zasługuje na szansę, niezależnie od pochodzenia. Migoczące Niebo z powątpiewaniem spoglądała na tym podobne decyzje z jej strony. Cierń doskonale znała jej awersję w kierunku pieszczochów i samotników, oraz korzenie takowej emocji, więc nawet nie próbowała przekonać jej do przychylności w kierunku kocura. Bura sama zresztą powiedziała, że terminator ma "okres próbny", a jeśli się nie sprawdzi, to niech radzi sobie sam.
— W którym momencie się zgubiłeś? — dopytała cierpliwie, nie przestając jednak prześwietlać go spojrzeniem.
— Cóż, jakoś tak przy "no więc..." — przytoczył, a Ciernista miała ochotę uderzyć się łapą w pysk. Cóż, przynajmniej umiał polować i walczyć, a przynajmniej tak twierdził. Trzeba będzie jednak poćwiczyć nad jego merytoryką.
— A słyszałeś może o czymś takim, jak skupienie? — mruknęła. Kocur uśmiechnął się nerwowo. — Wrócimy do tego, ale teraz się przebiegniemy. Może trochę ruchu odświeży ci pamięć?
Z uśmiechu, wyraz pysku Zakręconej Łapy natychmiast zmienił się w nieprzyjemny grymas, jakby co najmniej miał za sobą już kilka długości. Ciernista miała ochotę wymownie wywrócić oczami.
— Ale że teraz? Jest strasznie ciepło... Pod tą górą futra się zgrzeję.
Buraska miała ochotę się roześmiać. Czy on sobie z niej żartował? Zamierzał teraz narzekać, że mu ciepło? Do cholery, był uczniem, a ona nie dość, że mentorką, to jego liderką. Czyżby miał skłonności samobójcze?
— Szkolę cię na wojownika, nie delikatną panienkę. Jeśli coś ci się nie podoba, możesz podwinąć ogon i pójść w swoją stronę — zaznaczyła, nadal utrzymując spokojny ton głosu, mimo zażenowania, jakie powoli ją zalewało.
— No już spokojnie, szefowo — odparował kocur. Swój błąd zrozumiał, gdy o wiele niższa od niego kocica rzuciła mu przepełnione chłodem spojrzenie. W ostatnim czasie nie była najbardziej "zabawowa" i chyba każdy rozumiał, dlaczego. W Klanie Burzy nie działo się za dobrze, a jej doskwierały także rozterki i problemy prywatne, a także walka z nawracającym jadłowstrętem. Nie miała najmniejszej ochoty słuchać żadnych wesołkowatych zwrotów jakiegoś pomyleńca.
— Powiem to tylko raz, Zakręcona Łapo. Radzę ci pilnować swojego języka, bo może się okazać, że pewnego dnia obudzisz się bez niego — warknęła głucho w kierunku kocura, który z wolna pokiwał głową, jakby zaniepokojony. Cóż, Fiołkowa Bryza była na pewno o wiele bardziej przyjazna, niż kotka, która wydała ją na świat. Chyba powoli zaczynał rozumieć, że z tą drugą nie ma żartów, a jego czeka długich kilka księżyców. Cierń podchodziła do niego o wiele ozięblej, niż do innych swoich uczniów, jednak sytuacja miała się podobnie, co w wypadku Tulipanowego Pąku. Zwyczajnie nie budził jej zaufania i właśnie z tego powodu został jej uczniem. Chciała mieć go na oku.
— A teraz biegnij. I nie chcę widzieć, abyś się zatrzymał, dopóki ci nie każę — wręcz rozkazała, ruszając z impetem przed siebie. Kocur mógł tylko westchnąć cierpiętniczo i ruszyć za nią.
~*~
Kiedy wrócili do obozu, Zakręcona Łapa zdawał się padać na pysk, Ciernia jednak nieszczególnie to przyjęło. Może ta lekcja nauczy go trzymania języka za zębami. Kazała kocurowi zapytać starszym, czy nic nie potrzebują i miała odwiedzić Fiołkową Bryzę w legowisku Burzowego Serca, kiedy nagle przed jej pyskiem wyrosła Sosnowa Kora, a jej pysk wyrażał głębokie zmartwienie. Ciernista poczuła, jak w jej gardle rośnie ogromna gula. Co się stało tym razem?
— Ciernista Gwiazdo... Wiem, że masz teraz sporo na głowie, ale możemy pogadać? To dla mnie bardzo ważne.
W pierwszej chwili liderka chciała odmówić i ruszyć do swojej córki, zaraz jednak skarciła się w myślach. Sosnowa Kora była jej uczennicą, przez wiele księżyców spędzała z nią dużo czasu dzień w dzień. Jeśli było coś ważnego, o czym chciała powiedzieć Ciernistej Gwieździe, kotka nie wybaczyłaby sobie, gdyby po prostu ją olała. Skinęła głową, rzucając tylko tęskne spojrzenie w stronę poprzedniego celu jej kroków, po czym skierowała się wraz z kotką gdzieś na ubocze.
— Co się stało, Sosnowa Koro? — zapytała łagodnym, acz zmęczonym tonem. Ostatnie księżyce nadszarpały zarówno jej nerwy, jak i wygląd, mimo iż jak na sześćdziesięcio księżycową kocicę, w dodatku z problemami z żywieniem, dość nieźle się trzymała. Nie łupało jej w kościach, ale znalazła kilka siwych włosków na swojej sierści, kiedy się myła, a zwykłe czynności wydawały jej się okropnie męczące. Może to jednak wcale nie starość? Jej matka w tym wieku była w dość niezłej formie. Może to tylko stres.
Córka Tulipanowego Pąku przełknęła głośno ślinę, a następnie spojrzała na swoje łapy. Kiedy otworzyła pyszczek i zaczęła odpowiadać, Cierń niemalże czuła szok zalewający jej ciało. Powiedziała, że jakiś czas temu poznała kocura, samotnika. Kulał na jedną łapę i było jej go bardzo szkoda, dlatego poczęstowała go myszą i pozwoliła odejść z terenów Klanu Burzy. Potem spotkali się jeszcze kilka razy, aż doszło do gwałtownego zbliżenia, a po nim - kocur znikł, jakby nigdy nic. Sosnowa Kora za to okazała się być w ciąży. Bura wysłuchała jej do końca, czując, jak jej pazury wbijają się w ziemię. Idiotka! Czyżby Ciernista Gwiazda nic jej nie nauczyła? Jak mogła tak dać się oszukać? Jak mogła dać się skrzywdzić? Och, gdyby liderka spotkała tego samotnika, miałby poważny powód, aby ponownie zacząć kuleć.
— Co mam zrobić, Ciernista Gwiazdo? — zapytała półgłosem kotka. Cierń westchnęła, kręcąc głową.
— Przede wszystkim od dzisiaj będziesz spać w legowisku królowych. Jeśli tego potrzebujesz, Burzowe Serce da ci coś na rozluźnienie, nie możesz się teraz denerwować. Odchowasz swoje dzieci i wrócisz do codziennych zajęć. A nader wszystkie te rzeczy, wyciągniesz lekcje z tej przygody. Myślałam, że wiesz, jak dawkować swoje zaufanie — brzmiała trochę jak rodzic, pouczający nierozsądne dziecko. Zupełnie nie tego spodziewała się po swojej uczennicy, ale przecież co się stało, to się już nie odstanie.
— W-wiem... Strasznie mi głupio, Ciernista Gwiazdo... Jestem taką idiotką — westchnęła głęboko. Cierń podniosła się lekko na łapach, aby liznąć ją za uchem.
— Owszem, zachowałaś się jak idiotka, ale to nie znaczy, że nią jesteś. Jesteś silną kocicą, umiejącą stawiać czoła wyzwaniom, inaczej nie ukończyłabyś naszego treningu. Będzie ciężko, ale sobie poradzisz. A ja obiecuję, że ci pomogę. Ale masz na siebie uważać. Na siebie i na to, komu ufasz.
Sosna pokiwała z wolna głową, a obie kocice ruszyły z powrotem do obozu, gdzie się rozdzieliły. Przywódczyni w końcu udała się do legowiska Burzowego Serca, aby zobaczyć, jak się miewa Fiołkowa Bryza. Wiedziała, że nieprędko, o ile w ogóle wróci do zdrowia, ale nie chciała, aby poczuła się z tego tytułu gorsza. Co by się nie działo, zawsze będzie jej córeczką. Zanim wkroczyła, instynktownie wręcz spojrzała w kierunku, gdzie w oddali malowała się droga grzmotu. To już księżyc od zniknięcia Księżycowego Płatka i Cierń zaczynała rozumieć, że ją straciła, mimo iż nie chciała się z tym pogodzić. Miała wrażenie, że wszystko wokół niej się sypie. Jak dobrze, że Orli Trzepot i reszta jej rodziny nadal są tutaj, w Klanie Burzy i to w jednym kawałku. Modliła się w duchu, aby nikogo już nie spotkało żadne okropieństwo.
<Fiołkowa Bryzo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz