Ziołowa Łapa obudził się na jakiejś polance. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wcześniej na niej był. Dziwne... Podniósł się do pozycji siedzącej. Nagle poczuł, jakby coś sapało mu na kark. Odwrócił się, a za nim stało coś przypominającego wielkiego czarnego psa. Kocurek ruszył pędem przed siebie, gnał najszybciej jak tylko mógł. Nawet nie oglądał się, żeby sprawdzić czy ten pies w ogóle go goni. Po prostu biegł przed siebie, żeby być jak najdalej od tamtego miejsca, a trawiasty teren przed nim zdawał się jakby nie kończyć. Nagle zobaczył przed sobą zarys kociej sylwetki. Gdy był już blisko owej postaci w końcu obejrzał się za siebie. Po psie nie było śladu. Dopiero teraz Ziołowy zorientował się, że otoczenie się zmieniło. Niby nadal po prostu rozległy, trawiasty teren, ale... błękitne niebo zakryły czarne, kłębiaste chmury, a trawa stała się sucha i wyblakła. A postać dalej siedziała jak siedziała, nie zwracając jakby uwagi na to, że pojawił się Ziółko. Podszedł trochę bliżej i wtedy sobie uświadomił, że owa postać wygląda jak jego siostra, Skra! Podszedł jeszcze bliżej, a wtedy kotka odwróciła się. Nagle na jej ciele pojawiły się rany, nie miała oczu, tylko puste oczodoły, a z pyska spływała jej krew. Przerażony bicolor odskoczył od niej wzdrygając się. Już chciał zacząć uciekać, kiedy poczuł, że coś trzyma go na miejscu, nie może się ruszyć. I wtedy poczuł również, że grunt pod jego łapami zaczyna znikać, zapada się i znika w czarnej otchłani... i obudził się. Natychmiast poderwał się i rozejrzał po legowisku zdezorientowany. Był środek nocy. "Spokojnie, to tylko sen", powtarzał sobie w myślach. Nagle usłyszał czyiś głos.
- Może trochę ciszej, co? Niektórzy chcą tu spać - mruknął zaspany głos. Była to Konwaliowa Łapa, którą widocznie obudził.
- Przepraszam - szepnął, ale nie uzyskał już żadnej odpowiedzi, bo kotka już znowu spała.
Ziołowa Łapa westchnął. Nie miał już wcale ochoty zasypiać, więc wyszedł z legowiska, żeby nie przeszkadzać reszcie uczniów. Położył się w wysokiej kępie trawy i zaczął myśleć właściwie to o wszystkim.
-*-
- Cześć - głos jego siostry wyrwał go z zamyślenia.
Ziółko oczywiście na początku przestraszył się, bo wcześniej w ogóle nie zauważył kotki. Poderwał się i zjeżony odskoczył do tyłu, jednak gdy ogarnął kto do niego mówi, wygładził futro na grzbiecie i podszedł nieco bliżej, a gdy spojrzał w niebo dopiero teraz sobie uświadomił, że zaczyna robić się jasno.
- Um, cześć - powiedział.
- Co ty tu robisz tak wcześnie i jak długo tu siedzisz? - szylkretowa spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Nie mogłem spać - burknął. Ostatnio był trochę bardziej chłodny w stosunku do kotki, ponieważ wkurzało go, że ona jest już wojownikiem, a on nadal tkwi jeszcze w legowisku terminatorów. Do tego Migotka dostała już własnego ucznia! Ale oczywiście nie obwiniał za to siostry, obwiniał siebie. Uważał, że trening mu idzie beznadziejnie, a Ciernista mówi że jest dobrze tylko żeby dać mu motywacje, lub z litości.
- A coś ty taki ponury? No dalej, rozchmurz się! - kotka pacnęła brata łapą.
- Nie mam dziś humoru - wymusił u siebie sztuczny uśmiech, a ten i tak po chwili zniknął zastąpiony neutralną, może lekko wkurzoną miną.
- No dobrze, to zostawię cie w spokoju... - mruknęła Migotka z lekko zmartwioną miną po czym odeszła. Ziółko ruszył tyłek chwilę po niej. W sumie nie miał już za bardzo nic do roboty, więc usiadł przy wyjściu z obozu, czekając na pojawienie się jego mentorki.
-*-
W końcu jego mentorka pojawiła się.
- Witaj Ciernista Łodygo - kiwnął jej głową na przywitanie.
- Witaj - powiedziała kotka. - Ruszajmy już, dzisiaj będziesz trenować polowanie. - mruknęła posyłając w jego stronę uśmiech. Żółtooki odwzajemnił szybko uśmiech i ruszył za mentorką.
Po dłuższej chwili dotarli na Północne Zbocze. Kocur zaczął węszyć, natrafił na zapach królika. Podążając jego tropem w końcu zobaczył futrzaka. Zaczął się skradać, jednak na jego nieszczęście kiedy wybijał się, żeby skoczyć na ofiarę nadepnął na jakiś patyk i królik uciekł tuż przed tym, jak miał go dosięgnąć i Ziołowa Łapa zarył pyskiem w ziemi. Wstał, wypluł ziemie która wpadła mu do pyska i skoczył w pogoń za królikiem. Gdy już prawie go doganiał, potknął się o kamień i ponownie zaliczył glebę. Podniósł się i trzepnął wściekle ogonem. Głupi królik! Wtedy zza niedużego krzaka jagód wyszła Ciernista Łodyga.
- Musisz patrzeć pod łapy - mruknęła rozbawiona.
- Mhm - burknął pod nosem Ziółko. Co za pechowy dzień!
Dalej jednak polowanie szło mu całkiem nieźle. Złapał dwie myszy, lecz nadal uważał, że jest w polowaniu beznadziejny, a to że złapał tamte myszy to po prostu fart, bo "były jakieś wolne i chyba głuche". Właśnie skradał się powoli w stronę swojej następnej przyszłej ofiary - królika. Sunął przy ziemi, tym razem patrząc pod łapy, czy na pewno nie nadepnie na jakiś patyk, lub nie potknie się o jakiś głupi kamyk. W pewnym momencie skoczył na ofiarę. Po chwili królik wisiał martwy w jego pysku.
- Świetnie! - usłyszał głos za sobą, lekko odskoczył, trochę przestraszony, jednak po chwili ogarnął się i podszedł do mentorki. Rzeczywiście, był całkiem zadowolony, że złapał tego królika. Co nie zmienia faktu, że dalej uważał, że ten królik też musiał być jakiś głuchy czy tam ślepy. Uśmiechnął się do mentorki, po czym razem poszli po dwie złowione wcześniej myszy.
-*-
Ziołowa Łapa wraz z Cienistą Łodygą dotarli do obozu popołudniu. Ziołowa Łapa odłożył zdobycze na stos i zaczął szukać Migoczącego Nieba. Humor trochę mu się poprawił i miał ochotę porozmawiać z siostrą. Po dokładnym przeszukaniu obozu, stwierdził jednak, że kotka musi być poza nim. Zrezygnowany skierował się do legowiska uczniów. Siedzieli w nim Czapla Łapa, Błękitna Łapa i Tulipanowa Łapa. Czapla Łapa i Błękitna Łapa rozmawiali ze sobą, jednak Tulipan siedziała sama, więc Ziółko się do niej dosiadł i zaczął rozmowę. Nawet dobrze mu się rozmawiało z kotką, jednak po pewnym czasie kotka poszła na polowanie ze swoim mentorem. Ziołowa Łapa zaczął się nudzić, więc postanowił odwiedzić Ciernistą Łodygę i przynieść jej coś do jedzenia. Wstał, wyszedł z legowiska i podszedł do stosu zwierzyny. Wybrał z niego królika i skierował się z nim do żłobka. Wszedł do środka, przywitał się z Pręgowanym Piórkiem i podszedł do Ciernistej Łodygi.
- Proszę, to dla ciebie - powiedział z uśmiechem kładąc przed nią królika.
- Dziękuję - mruknęła kotka i zabrała się za jedzenie.
- Ciernista Łodygo, bo mam takie jedno pytanie...
- Hm?
- Kto jest tak właściwie ojcem kociąt? - spytał z lekkim uśmiechem.
- Brzoskwiniowa Gałązka oczywiście - odparła. Ziołowa Łapa poczuł się zbity z tropu.
- Um... - kocur wyglądał na trochę zmieszanego. - Bo ja myślałem, że Brzoskwiniowa Gałązka jest kotką... - mruknął lekko zdezorientowany.
- Uh... to... to skomplikowane - ok, w takim razie kocur nie miał zamiaru dopytywać. Nagle jego uwagę przykuło coś na drugim końcu żłobka.
- Przepraszam na chwilkę... - mruknął, po czym ruszył w tamtym kierunku. Spod jednego z posłań coś wystawało... był to liść. Ten sam liść, który znalazł kiedyś przy grobie swojej matki. Był pewien, że gdy jeszcze jako kociak go zgubił, to po prostu ktoś go wyrzucił i po prostu przepadł, a tu proszę! Zadowolony ze swojego odkrycia wziął liść w zęby i wrócił z nim do mentorki.
<Ciernista? Listek Ziółka kam bak>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz