Położyła po sobie uszy, napuszyła ogon.
- Nie! Nie! Nie! – cofnęła się, chcąc uciec najdalej jak się.
- Zroszony Nosie – partner podszedł i przytulił się – Uspokój się.
- Nie! Nie! Nie! – cofnęła się, chcąc uciec najdalej jak się.
- Zroszony Nosie – partner podszedł i przytulił się – Uspokój się.
Szylkretowa nie mogła zapanować nad własnym sercem, które oszalałe obijało się o jej pierś niczym ptak uwięziony w klatce. Wtuliła się delikatne futro kocura. Biła od niego przyjemna woń lasu, w której najbardziej wyróżniał się ziemisty zapach.
Wiedziała, że on jej nie opuści, że nie zostawi na pastwę jej chorego umysłu ale i tak się bała. Obawiała się, że zamiast uroczych kociąt Różanego Pola, ujrzy smoliste, złotookie, krwiożercze bestie, gotowe ją rozszarpać.
- Pójdę tam z tobą – poruszyła uchem słysząc szept srebrnego kocura – Jeśli coś zacznie się dziać, obronię cię.
I liznął ją po głowie, cicho mrucząc. Kotka cicho łkała w jego srebrne futro. Siedzieli tak przez kilka uderzeń serca, zapominając o otaczającej ich rzeczywistości.
Wojowniczka w końcu westchnęła, czując jakby uszedł z niej ucisk wywołany ostatnim przeżyciem. Chociaż nadal się obawiała, chociaż wiedziała, że i tak będzie musiała się kiedyś zmierzyć z własnym lękiem, sama.
- Niech będzie Srebrny Deszczu, chodźmy – wstała i spojrzała na niego porozumiewawczo.
^*^*^*^*^*^*
- Jakie śliczne! – mruczał Srebrny Deszcz przyglądając się z bliska dwom wtulonym kulkom w futerko Różanego Pola – Gratuluje tobie i Błotnistemu Pyskowi!
- Dziękuję Srebrny Deszczu – uśmiechnęła się młoda karmicielka.
Zroszony Nos siedziała niedaleko nich, a dokładniej długość zająca od brązowej kotki. Ogon co jakiś czas nerwowo jej drgał. Chociaż wszędzie unosiła się przyjemna mleczna woń, to złotooka ani trochę nie czuła się zrelaksowana. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że serce zaraz podejdzie jej do gardła. Zwłaszcza, gdy widziała czarny kształt.
- Zroszony Nosie – miauknął spokojnie srebrny kocur – Podejdź tu i sama się przekonaj.
Widziała, że córka Milczącej Gwiazdy rzucała im zaintrygowane spojrzenie. Zielonooki jednak ją mimo to ignorował i wpatrywał się w szylkretową. Mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa. Toczyła walkę wewnątrz siebie.
W końcu drobnymi kroczkami zbliżyła się. Kocięta ugniatały swoimi łapkami brzuch matki. Wielu kotkom pewnie na ten widok miękło serce ale nie Zroszonemu Nosowi. Ona nie potrafiła się zmusić do zachwytu nad tym „cudem” życia.
Przymknęła powieki i podniosła się. Machnęła ogonem odwracając się i bez słowa wyszła. Nie zależało jej na tym, co sobie pomyślała Różane Pole ani na tym, czy zawiodła Srebrny Deszcz. Ona nie… po prostu nie.
^*^*^*^*^*^po Zgromadzeniu^*^*^*^*^*^
Szylkretowa wykonywała co poranną pielęgnację. Odkąd wrócili nie odezwała się do Srebrnego Deszczu. Jego zachowanie było… skandaliczne! Zachowywał się jakby objadł się kocimiętką i popił to kolorową wodą z kałuży. Rozumiała, że każdy miewał napady głupawki czy zwykłej kocięce chęci zabawy, ba! Ona sama czasem tak miewała. Potrafiła jednak poprawnie ocenić czas i miejsce odpowiednie do tego. Srebrny Deszcz tego najwidoczniej nie umiał, skoro stwierdził, że polana wypełniona po brzegi kotami z innych klanów, plus do tego ich liderzy.
- Cześć Zroszony Nosie – usłyszała jego delikatnie zachrypnięty głos.
Odwróciła się do niego. Kocur posłał jej nerwowy uśmiech. Pokręciła głową z dezaprobatą.
- Ty też?! – miauknął zrozpaczony – Myślałem, że chociaż ty nie pójdziesz za przykładem innych i nie będziesz się do mnie odwracać ogonem.
- A, co żeś myślał?! – syknęła – Że będę się zachowywać jakby nigdy nic?! Że po prostu pominę fakt, że robiłeś z siebie durnia na oczach wszystkich!?
- Ciszej Zroszony Nosie – srebrny kocur skulił się; szylkretowa obejrzała się, faktycznie widziała jak wojownicy przebywający w obozie rzucają im ukradkowe, zaciekawione spojrzenia – Poza tym nie tylko ja się tak zachowywałem, był jeszcze…
- Nie obchodzi mnie, co robił inny kocur! – kolejny syk niemal jej się wyrwał ale powstrzymała; przymknęła powieki po czym odwróciła się do niego grzbietem – Mysi móżdżek.
Trzepnęła go ogonem po pyszczku. Rozejrzała się po polanie i dostrzegłszy charakterystyczne futerko jej uczennicy przywołała ją do siebie i wyszły na trening.
^*^*^*^*^*^*^*^*^*
Wróciły z szylkretową krótko po porze szczytowania słońca. Kiedy wyszły z tunelu zastały rozchodzące się koty. Właśnie mijał je patrol. Koty posłały jej dziwne spojrzenia.
- Ciekawe, co się stało – uczennica wbiła w nie swoje zielone oczy – Dziwnie się na ciebie patrzyli.
- Też się zastanawiam. Odłóż tego wróbla Różanemu Polu.
Jaskółcza Łapa przytaknęła i pognała w kierunku żłobka. Zroszony Nos natomiast postanowiła, że dowie się co się stało. Jedynymi koty jaki znajdowały się na zewnątrz to: siedzący na środku Srebrny Deszcz ( nie miała jednak zamiaru się do niego odzywać), Burzowy Kwiat i Liliowa Łodyga. Postanowiła, że podpyta matkę, dawno w sumie nie rozmawiały.
- O! Zroszony Nos! – kocica wstała i liznęła ją po głowie – Tak mi przykro.
- Za, co? – usiadła wraz z matką w cieniu jakiejś paproci – O co chodzi?
- Nie słyszałaś decyzji Milczącej Gwiazdy w sprawie Srebrnego Deszczu?
- N-nie. Byłam na treningu z Jaskółczą Łapą, a co zdecydowała? Wygnała go? – spytała z przerażeniem; chociaż była na niego zła to nie potrafiłaby wyobrazić sobie życia bez niego.
- Nie, spokojnie kochanie, Milcząca Gwiazda nie jest aż taka sroga. Zdegradowała do funkcji ucznia – jasna kocica zaczęła myć grzbiet – Poza tym odebrała mu Orlą Łapę i przekazała Płonącemu Grzbietowi pod opiekę.
- Czyli od teraz jest Srebrną Łapą?
- Aż do odwołania.
Złote oczy szylkretowej przypominały ciemną taflę jeziora z cienką linią piasku naokoło. Srebrny Deszcz nie był już wojownikiem? Oczywiście lepszy to los niż zostanie wygnanym ale mimo wszystko, dziwnie będzie jej się obchodzić z kocurem jak z uczniem, skoro on sam był jej mentorem.
Nie, nikt nie będzie kazał Zroszonemu Nosowi jak ma traktować swojego partnera, nawet sama Milcząca Gwiazda.
Podniosła się. Krótko pożegnała się z matką. Podążyła do stosu ze zwierzyną i wybrała nornicę. Chciała odejść i zjeść ale wtem usłyszała głos Burzowego Kwiatu:
- Srebrna Łapo zanieś tę ziębę Jaszczurczemu Ogonowi.
- Przecież Popielata Łapa mu zanosiła przed zebraniem…
- Nie dyskutuj ze mną uczniu.
Szylkretowa była zła na Srebrny Deszcz ale to nie oznaczało, że przestało jej na nim zależeć. Chociaż wojownik nie zrobił niczego złego srebrnemu kotu, to w Zroszonym Nosie zapłonął płomień gniewu.
Żwawym krokiem podeszła do dwóch kocurów.
- Odpuść mu Burzowy Kwiecie – mrużyła groźnie ślepia w kierunku starszego wojownika – Srebrny Deszczu, lepiej zanieś ją Lawendowemu Płatkowi i Burzowemu Futrze.
- Jest uczniem, a obowiązkiem ucznia jest wykonywać polecenia wojownika, bez dyskusyjnie. Poza tym, od teraz nazywa się Srebrna Łapa a nie…
- Będę nazywała go jak chcę – zbliżyła się do Burzowego Kwiatu – Nikt nie będzie mi mówił jak mam nazywać swojego partnera.
- Nawet Milcząca Gwiazda? – kocur posłał jej szyderczy uśmiech.
Zroszony Nos fuknęła i odwróciła się bez słowa. Nie chciała tego przyznawać otwarcie ale według niej to ich liderkę raczej mało obchodziło jak się ona zwraca do kocura.
Bez odwracania się podążyła do legowiska wojowników.
^*^*^*^*^*^następny dzień^*^*^*^*^*^*^*^
Wiedziała, że on jej nie opuści, że nie zostawi na pastwę jej chorego umysłu ale i tak się bała. Obawiała się, że zamiast uroczych kociąt Różanego Pola, ujrzy smoliste, złotookie, krwiożercze bestie, gotowe ją rozszarpać.
- Pójdę tam z tobą – poruszyła uchem słysząc szept srebrnego kocura – Jeśli coś zacznie się dziać, obronię cię.
I liznął ją po głowie, cicho mrucząc. Kotka cicho łkała w jego srebrne futro. Siedzieli tak przez kilka uderzeń serca, zapominając o otaczającej ich rzeczywistości.
Wojowniczka w końcu westchnęła, czując jakby uszedł z niej ucisk wywołany ostatnim przeżyciem. Chociaż nadal się obawiała, chociaż wiedziała, że i tak będzie musiała się kiedyś zmierzyć z własnym lękiem, sama.
- Niech będzie Srebrny Deszczu, chodźmy – wstała i spojrzała na niego porozumiewawczo.
^*^*^*^*^*^*
- Jakie śliczne! – mruczał Srebrny Deszcz przyglądając się z bliska dwom wtulonym kulkom w futerko Różanego Pola – Gratuluje tobie i Błotnistemu Pyskowi!
- Dziękuję Srebrny Deszczu – uśmiechnęła się młoda karmicielka.
Zroszony Nos siedziała niedaleko nich, a dokładniej długość zająca od brązowej kotki. Ogon co jakiś czas nerwowo jej drgał. Chociaż wszędzie unosiła się przyjemna mleczna woń, to złotooka ani trochę nie czuła się zrelaksowana. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że serce zaraz podejdzie jej do gardła. Zwłaszcza, gdy widziała czarny kształt.
- Zroszony Nosie – miauknął spokojnie srebrny kocur – Podejdź tu i sama się przekonaj.
Widziała, że córka Milczącej Gwiazdy rzucała im zaintrygowane spojrzenie. Zielonooki jednak ją mimo to ignorował i wpatrywał się w szylkretową. Mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa. Toczyła walkę wewnątrz siebie.
W końcu drobnymi kroczkami zbliżyła się. Kocięta ugniatały swoimi łapkami brzuch matki. Wielu kotkom pewnie na ten widok miękło serce ale nie Zroszonemu Nosowi. Ona nie potrafiła się zmusić do zachwytu nad tym „cudem” życia.
Przymknęła powieki i podniosła się. Machnęła ogonem odwracając się i bez słowa wyszła. Nie zależało jej na tym, co sobie pomyślała Różane Pole ani na tym, czy zawiodła Srebrny Deszcz. Ona nie… po prostu nie.
^*^*^*^*^*^po Zgromadzeniu^*^*^*^*^*^
Szylkretowa wykonywała co poranną pielęgnację. Odkąd wrócili nie odezwała się do Srebrnego Deszczu. Jego zachowanie było… skandaliczne! Zachowywał się jakby objadł się kocimiętką i popił to kolorową wodą z kałuży. Rozumiała, że każdy miewał napady głupawki czy zwykłej kocięce chęci zabawy, ba! Ona sama czasem tak miewała. Potrafiła jednak poprawnie ocenić czas i miejsce odpowiednie do tego. Srebrny Deszcz tego najwidoczniej nie umiał, skoro stwierdził, że polana wypełniona po brzegi kotami z innych klanów, plus do tego ich liderzy.
- Cześć Zroszony Nosie – usłyszała jego delikatnie zachrypnięty głos.
Odwróciła się do niego. Kocur posłał jej nerwowy uśmiech. Pokręciła głową z dezaprobatą.
- Ty też?! – miauknął zrozpaczony – Myślałem, że chociaż ty nie pójdziesz za przykładem innych i nie będziesz się do mnie odwracać ogonem.
- A, co żeś myślał?! – syknęła – Że będę się zachowywać jakby nigdy nic?! Że po prostu pominę fakt, że robiłeś z siebie durnia na oczach wszystkich!?
- Ciszej Zroszony Nosie – srebrny kocur skulił się; szylkretowa obejrzała się, faktycznie widziała jak wojownicy przebywający w obozie rzucają im ukradkowe, zaciekawione spojrzenia – Poza tym nie tylko ja się tak zachowywałem, był jeszcze…
- Nie obchodzi mnie, co robił inny kocur! – kolejny syk niemal jej się wyrwał ale powstrzymała; przymknęła powieki po czym odwróciła się do niego grzbietem – Mysi móżdżek.
Trzepnęła go ogonem po pyszczku. Rozejrzała się po polanie i dostrzegłszy charakterystyczne futerko jej uczennicy przywołała ją do siebie i wyszły na trening.
^*^*^*^*^*^*^*^*^*
Wróciły z szylkretową krótko po porze szczytowania słońca. Kiedy wyszły z tunelu zastały rozchodzące się koty. Właśnie mijał je patrol. Koty posłały jej dziwne spojrzenia.
- Ciekawe, co się stało – uczennica wbiła w nie swoje zielone oczy – Dziwnie się na ciebie patrzyli.
- Też się zastanawiam. Odłóż tego wróbla Różanemu Polu.
Jaskółcza Łapa przytaknęła i pognała w kierunku żłobka. Zroszony Nos natomiast postanowiła, że dowie się co się stało. Jedynymi koty jaki znajdowały się na zewnątrz to: siedzący na środku Srebrny Deszcz ( nie miała jednak zamiaru się do niego odzywać), Burzowy Kwiat i Liliowa Łodyga. Postanowiła, że podpyta matkę, dawno w sumie nie rozmawiały.
- O! Zroszony Nos! – kocica wstała i liznęła ją po głowie – Tak mi przykro.
- Za, co? – usiadła wraz z matką w cieniu jakiejś paproci – O co chodzi?
- Nie słyszałaś decyzji Milczącej Gwiazdy w sprawie Srebrnego Deszczu?
- N-nie. Byłam na treningu z Jaskółczą Łapą, a co zdecydowała? Wygnała go? – spytała z przerażeniem; chociaż była na niego zła to nie potrafiłaby wyobrazić sobie życia bez niego.
- Nie, spokojnie kochanie, Milcząca Gwiazda nie jest aż taka sroga. Zdegradowała do funkcji ucznia – jasna kocica zaczęła myć grzbiet – Poza tym odebrała mu Orlą Łapę i przekazała Płonącemu Grzbietowi pod opiekę.
- Czyli od teraz jest Srebrną Łapą?
- Aż do odwołania.
Złote oczy szylkretowej przypominały ciemną taflę jeziora z cienką linią piasku naokoło. Srebrny Deszcz nie był już wojownikiem? Oczywiście lepszy to los niż zostanie wygnanym ale mimo wszystko, dziwnie będzie jej się obchodzić z kocurem jak z uczniem, skoro on sam był jej mentorem.
Nie, nikt nie będzie kazał Zroszonemu Nosowi jak ma traktować swojego partnera, nawet sama Milcząca Gwiazda.
Podniosła się. Krótko pożegnała się z matką. Podążyła do stosu ze zwierzyną i wybrała nornicę. Chciała odejść i zjeść ale wtem usłyszała głos Burzowego Kwiatu:
- Srebrna Łapo zanieś tę ziębę Jaszczurczemu Ogonowi.
- Przecież Popielata Łapa mu zanosiła przed zebraniem…
- Nie dyskutuj ze mną uczniu.
Szylkretowa była zła na Srebrny Deszcz ale to nie oznaczało, że przestało jej na nim zależeć. Chociaż wojownik nie zrobił niczego złego srebrnemu kotu, to w Zroszonym Nosie zapłonął płomień gniewu.
Żwawym krokiem podeszła do dwóch kocurów.
- Odpuść mu Burzowy Kwiecie – mrużyła groźnie ślepia w kierunku starszego wojownika – Srebrny Deszczu, lepiej zanieś ją Lawendowemu Płatkowi i Burzowemu Futrze.
- Jest uczniem, a obowiązkiem ucznia jest wykonywać polecenia wojownika, bez dyskusyjnie. Poza tym, od teraz nazywa się Srebrna Łapa a nie…
- Będę nazywała go jak chcę – zbliżyła się do Burzowego Kwiatu – Nikt nie będzie mi mówił jak mam nazywać swojego partnera.
- Nawet Milcząca Gwiazda? – kocur posłał jej szyderczy uśmiech.
Zroszony Nos fuknęła i odwróciła się bez słowa. Nie chciała tego przyznawać otwarcie ale według niej to ich liderkę raczej mało obchodziło jak się ona zwraca do kocura.
Bez odwracania się podążyła do legowiska wojowników.
^*^*^*^*^*^następny dzień^*^*^*^*^*^*^*^
Kiepsko jej się spało. Musiała to przyznać ale odczuwała brak ciepłego futra swojego partnera, mimo, że noce były już dużo cieplejsze.
Przeciągnęła się zaspana, przy okazji ziewając. Otrzepała się z mchu i wyszła na zewnątrz. Przywitało ją bezchmurne niebo, ciepły wietrzyk zwiastujący nadejście Pory Zielonych Liści i głośne trele leśnych ptaków. Nabrała powietrza i wypuściła je nosem. Mimo ostatnio nerwowych i ciężkich dni, nie mogła przejść obojętnie obok cudów Pory Nowych Liści.
Obejrzała się po polanie. Zauważyła charakterystyczne rude futro Płonącego Grzbietu. Wojownik samotnie spożywał poranny posiłek. Nigdy ze sobą nie rozmawiali, w przeciwieństwie do jego siostry – Szepczącego Wiatru. Kotki przez jakiś czas były nawet przyjaciółkami ale kontakt potem się urwał. Mimo tego, jednak kotce brakowało jej śmiałej i rozgadanej koleżanki. Potrząsnęła głową odganiając myśli.
Może powinna dosiąść się do kocura? Skoro ostatnio zawiera nowe znajomości, to chyba wypadałoby i z Płonącym Grzbietem się zapoznać, prawda?
Podeszła do stosu ze zwierzyną. Wyglądał dosyć marnie zwłaszcza jak na Porę Nowych Liści. Powinna pójść na polowanie, w końcu Jaskółczą Łapą zajmie się, gdy będą szły na popołudniowy patrol. Pochwyciła pulchną mysz i skierowała się w kierunku rudego kocura.
- Cześć Płonący Grzbiecie! – miauknęła radośnie; przysiadła się obok kocura – Nie będziesz miał nic przeciwko jeśli razem z tobą zjem?
<Płonący Grzbiecie?>
Przeciągnęła się zaspana, przy okazji ziewając. Otrzepała się z mchu i wyszła na zewnątrz. Przywitało ją bezchmurne niebo, ciepły wietrzyk zwiastujący nadejście Pory Zielonych Liści i głośne trele leśnych ptaków. Nabrała powietrza i wypuściła je nosem. Mimo ostatnio nerwowych i ciężkich dni, nie mogła przejść obojętnie obok cudów Pory Nowych Liści.
Obejrzała się po polanie. Zauważyła charakterystyczne rude futro Płonącego Grzbietu. Wojownik samotnie spożywał poranny posiłek. Nigdy ze sobą nie rozmawiali, w przeciwieństwie do jego siostry – Szepczącego Wiatru. Kotki przez jakiś czas były nawet przyjaciółkami ale kontakt potem się urwał. Mimo tego, jednak kotce brakowało jej śmiałej i rozgadanej koleżanki. Potrząsnęła głową odganiając myśli.
Może powinna dosiąść się do kocura? Skoro ostatnio zawiera nowe znajomości, to chyba wypadałoby i z Płonącym Grzbietem się zapoznać, prawda?
Podeszła do stosu ze zwierzyną. Wyglądał dosyć marnie zwłaszcza jak na Porę Nowych Liści. Powinna pójść na polowanie, w końcu Jaskółczą Łapą zajmie się, gdy będą szły na popołudniowy patrol. Pochwyciła pulchną mysz i skierowała się w kierunku rudego kocura.
- Cześć Płonący Grzbiecie! – miauknęła radośnie; przysiadła się obok kocura – Nie będziesz miał nic przeciwko jeśli razem z tobą zjem?
<Płonący Grzbiecie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz