Zroszony Nos nie potrafi go nazywać uczniowskim mianem, bo to jej były mentor, partner zarazem i ojciec ich przyszłych kociąt. Niby to logiczne, zrozumiałe, porządnie uporządkowane, aczkolwiek honorowy wojownik Srebrny Deszcz, zachował się jak niedojrzały terminator Srebrna Łapa. Drogi Klanie Gwiazd, co za szanujący się kot szoruje tyłkiem trawę podczas Zgromadzenia i uważa to za zabawne? Prychnęła.
— Zroszony Nosie, myślisz, że dlaczego cofnęłam pozycję Srebrnej Łapy? — udała, iż nie usłyszała jej przyciszonego syknięcia i spojrzała na nią z góry — Był moim uczniem i doskonale wiem, co jest dla niego najlepsze. Jeśli chce zostać ponownie wojownikiem, musi się zachowywać jak wojownik. Nie cofnęłam go dla dobrej zabawy, nie cofnęłam go dlatego, iż miałam taki kaprys. On sam był powodem. Musisz to zrozumieć.
Kotka nie poruszyła się, jednak nerwowo wsuwała i wysuwała pazury, wpatrując się w nie, jakby były wszystkimi cudami świata. Chciała się sprzeciwić, jednak nie mogła wydobyć głosu ze swojego gardła. W końcu tylko podniosła łebek, wpatrując się w nią.
— Nie potrafię go tak nazywać, Milcząca Gwiazdo — starała się, by jej głos brzmiał czysto, jednak załamywał się z każdym wypowiedzianym słowem — Jest ode mnie starszy, bardziej doświadczony, a ta jedna jedyna sytuacja tego nie zmieni. Przepraszam.
— To imię ma być karą — miauknęła poważnie, prześwietlając ją poważnym spojrzeniem — Jak wcześniej wspominałam, nie nadałam go dlatego, żeby się z nim bawić. Przez ten okres ma być Srebrną Łapą. Kiedy ty go tak nie nazywasz, nie motywujesz go do dalszej pracy. Bo odzyska rangę wojownika, jak na to zasłuży.
Szylkretowa zmrużyła oczy w szparki, a końcówka jej ogona zadrgała. Przez kilka uderzeń serca obie koteczki toczyły walkę na spojrzenia, aż w końcu wojowniczka odpuściła. Mruknęła coś niewyraźnie pod nosem, schylając jej łebek z szacunkiem.
— Bywaj, Milcząca Gwiazdo — pożegnała się z nią Zroszony Nos, odwracając się i znikając w wejściu do legowiska liderki.
— Żegnaj, Zroszony Nosie — odpowiedziała niebieskawa kocica — ...a, i zawołaj proszę Burzowego Kwiata.
- - -
— Wtedy borsuk wyskoczył na małego, zaskoczonego terminatora i... — urwała, robiąc dramatyczną pauzę.
Jej wnuki wpatrywały się w nią jak w obrazek, nie odrywając od niej spojrzenia ich wielkich, uroczych oczu. Milcząca Gwiazda uśmiechnęła się szeroko, widząc, jakie wrażenie wywarła na nich ów opowiastka. Jednak nagle wewnątrz słonecznego żłobka powstał cień, rzucany przez niewielkiego kota. Do nozdrzy liderki doleciał delikatny zapach, po którym od razu wywnioskowała, iż należy do Zroszonego Nosa.
— Na dzisiaj koniec — miauknęła, podnosząc się z zamszonego legowiska, umieszczonego na środku kociarni.
Letnie powietrze przeszyły zawodzenia kociąt, które uczepiły się łap swojej babci. Zaczęły gryźć ją w łapki, próbując wdrapać się na łebek, ale przywódczyni tylko delikatnie je łapała za kark i odstawiała na ziemię. Tylko im pozwalała na takie harce, chociaż w głębi serca uważała to za niekompetentne w stosunku do jej rangi.
— Babciu, prosimy! — jęczał Borsuczek, robiąc bączki wokół długich łap kocicy.
— Dokończ, dokończ, dokończ! — piszczała Nocka, starając się złapać jej podłużny ogon.
Różane Pole uśmiechnęła się, widząc swoje dzieci dokazujące tak z babcią. Podniosła na nią swoje piękne, niebieskie ślepia, w których utonął Błotny Pysk i automatycznie spojrzała na nią chłodno. Nadal nie potrafiła jej wybaczyć, chociaż każdy kot to już zrobił. Ma pamiętliwość po mamusi, nie ma co!
— Zostawcie już babcię, odwiedzi was jutro, kochane — zamruczała, przyciągając do siebie syna i liżąc go przeciągle po poliku.
— Ale ja chcę babcię! — wrzasnął, próbując się wyrwać, aczkolwiek opór był bezcelowy.
Nocka, szurając smętnie łapkami, podeszła do swej matki, siadając tuż obok niej i dotykając nosem jej brązowego futerka. Karmicielka liznęła ją po czole, coś niewyraźnie mamrotając. Milcząca Gwiazda wstała i szybko pożegnała się z kociętami, które szczerze uwielbiała i ze swoją córką, dotykając ją końcówką ogona w policzek, tak jak kiedyś, gdy sama była kociakiem. Różane Pola nie poruszyła się, jednak coś niewyraźnego mignęło w jej błękitnym oku.
Liderka bezgłośnie poprosiła wojowniczkę, aby wyszły z obozu. Szylkretowa zrozumiała to, idąc tuż za nią, następnie ją doganiając, a potem wyprzedzając o długość lisa. Niebieskawa kocica również przyśpieszyła, przeganiając Zroszony Nos. Usłyszała tylko soczyste przekleństwo koteczki z tyłu, a następnie widziała ją pędzącą przed sobą. Przyjęła to jako wyzwanie do wyścigu.
Puściła się susem, niczym spłoszony zając, i jak to miała w zwyczaju, sadziła ogromne skoki, starając się tym sposobem dogonić Zroszony Nos. Miała swoje lata, czasem bolały ją kości, aczkolwiek ta metoda praktycznie zawsze się sprawdzała. Gdy poczęła dyszeć, biegła, unikając już skoków, aż kompletnie opadła z sił. I tak dwie kotki, jedna starsza, druga młodsza, wzajemnie prześcigały się. Raz Zroszony Nos prowadziła, przeskakując pień, innym razem Milcząca Gwiazda, która w miarę zwinnie susem przesadziła strumyczek. Aż w końcu zatrzymały się na polanie, która usiana była kwiatami. Kiedy przyhamowały, wzbił się za nimi kurz i pył, przez uderzenie serca będąc w powietrzu, a następnie się ulatniając. Milcząca Gwiazda opadła na brzuch, rozkraczając łapy i dyszała ciężko, słuchając szybszego bicia swojego serca. Szylkretowa również to zrobiła, ale podkuliła łapki pod siebie i obserwowała bacznie niebieską. W końcu odezwała się:
— To... było całkiem niezłe.
Przywódczyni postawiła uszy, czując się już lepiej, niepewnie wstała i podeszła do płynącego w pobliżu strumyczka. Wojowniczka leżała o długość dwóch ogonów kota od niego, więc Milcząca Gwiazda uśmiechnęła się szeroko.
— Nie lepsze niż to!... — krzyknęła, ochlapując szylkretową.
Zroszony Nos przez uderzenie serca wydawała się zaskoczona, zdenerwowana i radosna jednocześnie, a nie będąc jej dłużną, również chlapnęła w stronę liderki.
— Ajj, ty! — zamruczała kocica, biegnąc w jej stronę i próbując ją przewrócić.
<< Zroszony Nosie? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz