Klan Burzy był dla niej domem, a widząc, że ma tutaj kogoś innego niż Lamparcia Gwiazda. Najbardziej zaskoczyła ją wypowiedź pręgowanej wojowniczki, którą kiedyś gardziła bardziej, niż strzępkiem lisiego ogona. Wzdrygnęła się. Pręgowane Piórko wystąpiła z piękną przemową, po której na jej smukłym ciele pojawiły się ciarki. Nie, żeby się wstydziła czy coś, bo nadal ją uważała za głupiutką koteczkę, aczkolwiek zdezorientowała ją jej reakcje.
Nocne Niebo lustrował szylkretową wzrokiem, bijąc gęstym ogonem o skałę i dumnie prężąc imponujące mięśnie. Lamparcia Gwiazda niepewnie na niego zerkał, starając unikać się wzroku lamentujących pobratymców, którzy przypomnieli sobie tamtą masakrę. Blady Świt smarknęła przeciągle, wręcz tonąc w swoich łzach. Inne koty uspokajały ją, przemawiając do niej łagodnie. Rdzawa Łapa odwróciła wzrok.
— Wtedy Rdzawa Łapa przejdzie najważniejszą próbę — zaczął smutno lider, wpatrując się w nią z rozpaczą, po czym mimowolnie opuściła niewielki łebek — Jeśli zobaczymy u niej cień nielojalności, będziemy zmuszeni wydalić ją z Klanu Burzy.
Wargi jego zastępcy wygięły się w parszywy uśmiech, którego nie powstydziłby się żaden włóczęga. Ugniatał powolnie głaz pod sobą, oblizując pysk. Szylkretowa wzięła głęboki wdech, przełykając głośno ślinę.
— Przygotowaniami zajmie się Nocne Niebo — zakończył Lamparcia Gwiazda, mimo wieku, zwinnie zeskakując ze skały i kierując się w stronę córki.
Koteczka również chciała się wycofać, ale przed sobą widziała tylko potężną posturę swojego przywódcy. Posłusznie przysiadła, kuląc uszy po sobie.
— Musimy porozmawiać, Rdzawa Łapo.
_____________________________________________________________________________________
Szylkretowa starała się unikać wszelkich spotkań z Nocnym Niebem, raz nawet udało się jej udać na patrol, chociaż wojownicy patrzyli na nią nieprzychylnym spojrzeniem. Nie potrafiła sobie wyobrazić siebie walczącą z Klanem Wilka. Łączą go z nim więzy krwi.
Nie mogłaby po prostu rzucić się i walczyć. Nadal ich kocha, czuje się rozdarta. A Lamparcia Gwiazda wystawił ją na taką morderczą próbę, nawet nie próbując jej zrozumieć. Mimo tych wszystkich wielkich zmartwień, jeszcze jedna myśl włóczyła się jej po łbie. Albert.
Nadal za nim tęskniła, często o nim śniła. Ojciec zauważył jej błądzące spojrzenia, smutny wyraz pyszczka, rozkojarzenie. Wiedział, że nie chodziło tutaj o Klan Wilka. Może podświadomie wiedział, że tutaj chodzi o miłość? Może sam kiedyś miał jakąś wyjątkową kotkę, prócz Iskrzącego Futerka?
— Rdzawa Łapo! Słyszysz co do ciebie mówię? — z zamyślenia wyrwał ją niebieskooki przywódca, bacznie się jej przypatrując — Co się dzieje?
Nie miała sił się już dłużej oszukiwać. Kochała go.
— Miłość, tato, swoje potrafi. A o to jej efekty — wymamrotała niewyraźnie, przewracając się na grzbiet.
Czarny kocur postawił uszy na sztorc, uśmiechając się pod nosem. Bo jak to, jego córeczka już się zakochała w jakimś młodym wojowniku? Przysiadł tuż obok niej. Jego nos dotykał policzka szylkretowej.
— Cieszę się! Kto jest tym szczęściarzem? — w myślach już obstawił kandydatów.
— Pieszczoch, którego poznałam wcześniej. Albert — mówiła całą prawdę i tylko prawdę. Była bezsilna.
Lamparcia Gwiazda zmarszczył nos.
— Hę?! Po takim nie warto płakać, kochanie. Są tutaj inne kocury... — wstał, wpatrując się w pustą przestrzeń przed sobą.
Rdzawa Łapa również wstała, ze zdezorientowaniem unosząc brew ku górze.
<< Lamparcia Gwiazdo? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz