— Żmijowa Łusko, Brzoskwiniowa Łapa odszedł na bok... — zaczęła nieco niepewnie, doganiając starszą kotkę, a końcówka jej gęstego ogona drżała.
Była pieszczoszka odwróciła się, mrużąc swe żółte ślepia w wyrazie pogardy. Pręgowane futerko kocicy nastroszyło się, a jej uszy skierowały się w kierunku kroku czyiś łap. Rdzawa Łapa również zwróciła uwagę na ów dźwięk, który był coraz bliższy.
Nagle, wprost zza krzaków głogu, wyskoczył kremowy uczeń, a jego pierś drżała, natomiast oczy były rozszerzone z przerażenia. Przez kilka uderzeń serca milczał, niespokojnie łypiąc na kotki.
— Tam!... — pisnął Brzoskwiniowa Łapa, przebierając łapkami w miejscu z niespotykaną dla niego energią — Idźcie za mną, proszę!
— Pająki zasnuły ci mózg, smarkaczu? — prychnęła oschle Żmijowa Łuska, a jej ogon obijał powoli jej tylne, masywne łapy.
Kremowy zignorował obrazę wojowniczki, po czym wskoczył ponownie w krzewy, a obie kocice widziały tylko jego zaokrągloną końcówką ogona. Ciemniejsza chciała się obrócić i dalej prowadzić patrol, jednak szylkretowa wskoczyła za Brzoskwiniową Łapą, nie zważając na krzyki kotki.
Gałązki nieprzyjemnie szarpały jej krótką sierść, a żar słońca przypiekał jej uszy i nos. Oblizała pyszczek, wciągając w nozdrza przyjemny aromat polnych kwiatów. Przed nią rozpościerała się jasnozielona polana, na której rosła jedna brzózka na jedynym pagórku. Jednak nie na tym skupiło się spojrzenie Rdzawej Łapy, tylko na kremowego terminatora. Jednym, długim susem przeskoczyła do Brzoskwiniowej Łapy, a przy łapach kocura widziała... no właśnie. Wyglądało niczym kulka futerka, aczkolwiek czuć było od niej smród spalin z Drogi Grzmotu, który zagłuszał zapach polnych kwiatów. To "coś" miało zamknięte oczy, brudną sierść i widoczne zadrapania na całym ciałku.
— O-ona żyje? — spytał drżącym głosikiem uczeń, stawiając uszy na sztorc i schylając się nad kociakiem.
Szylkretowa nie do końca umiała odpowiedzieć na to pytanie.
— Może — wymamrotała niepewnie, oblizując pyszczek i schylając się, żeby podnieść kuleczkę — Ale na pewno musimy zanieść tego kociaka do obozu, nasi medycy się nią dobrze zajmą.
Terminator skinął jej szybko łebkiem, odsuwając się o kilka kroków w tył. Kiełki kotki zacisnęły się na karku kociątka, a w pysku poczuła od razu nieprzyjemny smak i powstrzymała mysią żółć napływającą jej do gardła.
Oba koty skierowały się w stronę, gdzie czekała Żmijowa Łuska, zdenerwowana, że nikt jej nie słuchał. Jednak, gdy zobaczyła kulkę, coś w niej zmiękło i zarządziła odwrót do obozu.
- - -
Rdzawa Łapa krążyła w koło leża medyków, starając się nie walić ogonem z podniecenia i niepokoju. Medycy przyjęli kociaka bez większych ceregieli, a kotce wydawało się, że minęła wieczność od przyjęcia kocięcia do leczenia. Niepewnie zajrzała do legowiska medyków, jednak słyszała tylko czyjś ciężki oddech.
<< Polewka? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz