- Koty z klanów nie są fajne. Zabijają inne koty takie jak ty - mruknął Albert, po czym złapał Polewkę za kark, podniósł i zaczął iść z kociakiem w stronę drzwi. Gdy do kotki dotarło, co się dzieje, pisnęła głośno.
- N-nie! Ja nie ćiem! Plosę, plosę, zabierz mnie na spacel! - lamentowała, a Albert zrozumiał, że nie może znieść tych wrzasków. Serce mu miękło, gdy słyszał sprzeciwy Polewki, więc skręcił szybko i z kocięciem w pysku przeskoczył murek. Gładko wylądował na trawie, po czym położył koteczkę na ziemi.
- Zabiorę cię na spacer, ale piśnij słówkiem matce, to zabiorę cię na następny i utopię! - wysyczał do kociaka i ruszył w stronę lasu wolno, tak, by Polewka nie zostawała zbyt daleko w tyle. Podekscytowana koteczka pisnąwszy pędem popędziła za ojcem. Albert obserwował, jak jej drobne łapki bezlitośnie gniotą młodą, zieloną trawę.
Co za potworna, mała bestia.
Właściwie, zastanawiał się Albert, czy z nią wszystko jest w porządku? Jest już całkiem duża, a dalej sepleni. I jeszcze ciągnie ją do lasu! Może jest upośledzona? Jeśli jest, to nie będzie się do niej przyznawał.
Ojciec i córka szli razem w stronę lasu, a Polewka co chwilę zatrzymywała się, żeby coś powąchać, dotknąć, obejrzeć, polizać. Te podekscytowanie wydawało się Albertowi mocno przesadzone. Chwasty, robactwo i kamienie, czym tu się zachwycać?
* * *
- Jesteśmy colas blizej lasu! - wykrzyknęła rozochocona Polewka, wyrywając Alberta z zamyślenia.
Sfinks wzdrygnął się, piorunując kocię wzrokiem.
- Tak, i dlatego tutaj zawrócimy. Idziemy do domu, hura - mruknął ojciec kotki.
Koteczka stanąwszy jak wyryta wbiła w Alberta zawiedzione i zasmucone spojrzenie.
- A-ale... Ja cem do lasu... - wymamrotała, a cała radość z wycieczki zniknęła jakby za jednym pstryknięciem.
- Słuchaj do, mała! - warknął Albert siadając prosto. Uniósł wysoko łeb i zamknął oczy, by wyglądać dostojnie oraz majestatycznie. - Jestem twoim ojcem, więc masz robić co ci każę, a ja mówię, że wracamy! Ten las, który widzisz przed nami, to tak naprawdę bagna, gdzie jest pełno wody. Jeśli tam pójdziemy utoniemy. Twoja matka wyrwie mi wąsy jak się dowie, że zabrałem cię tak daleko od domu, więc wolę nawet nie myśleć co mi wyrwie, gdy wrócę bez ciebie, bo zostaniesz gdzieś tutaj pod wodą! Mam nadzieję, że zrozumiałaś mnie młoda damo! - zakończył przemowę Albert. Po chwili ciszy przerywanej tylko szumem wiatru i szelestem traw, machnął ogonem. - Zadałam ci pytanie i żądam na nie odpowiedzi - syknął, otwierając oczy.
Cholera.
W miejscu, gdzie powinna siedzieć Polewka, było tylko małe kółeczko ugniecionej trawy.
<Polewka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz