- Arsi, jak się spało? - zapytała i się uśmiechnęła. - mnie męczyły ciągle koszmary i--Arsi... nie ma cie...
Dopiero teraz przypomniała sobie wczorajsze wydarzenie. Uśmiech zszedł z jej pyska, a na jego miejsce wszedł smutek. Pełny bólu, cierpienia smutek. Błysk w jej oczach zgasł. Przymknęła ślepka. Było jasno. Ptaki śpiewały swoje trele, dwunodzy rozmawiali, psy i młode dwunożnych wesoło piszczały. Wszystko było piękne, ale w świcie Tuni nic już się nie liczyło. Pora nowych liści w tym roku będzie tą najgorszą. Melodyjne dźwięki przerwało burczenie w brzuchu kotki. Nie jadła nic, ale zignorowała to. Jej życie legło w gruzach. Czuła jak ciągle ktoś przebija ją na wylot ostrzem, a potem je wyjmuje i powtarza czynność. Słowa Arsi dalej były w głowie kotki i odbijały się od niewidzialnych ścian, a przez to powstawało echo. "Bywaj, Tuniu, waj, Tuniu, Tuniu, Uniu..." Jej głowa bolała, wybuchała, pękała z rozpaczy. Powoli wyszła z domku i weszła do salonu. Przy próbie wskoczenia na kanapę, spadła i uderzyła w nogę stolika. Cicho pisnęła, ale po chwili wstała i wskoczyła na pusty parapet. Jej oczy utkwiły w zielonej trawie, kwiatach, kocimiętce, małym drzewku. Wszystko piękne, ale brakowało jej znajomego zapachu pieszczoszki. Jej oddechu, wyglądu. Drzwi wyjściowe były lekko uchylone więc kotka wyszła na zewnątrz. Usiadła na werandzie i wpatrzyła się w rośliny. Wstała, powoli zeszła ze schodów i przysiadła obok kocimiętki. Jej zapach nie zrobił na niej wrażenia. Nie miała ochoty na zabawy. Wpatrzyła się w dal. Smutne oczy bacznie obserwowały ruch powietrza.
Dopiero teraz przypomniała sobie wczorajsze wydarzenie. Uśmiech zszedł z jej pyska, a na jego miejsce wszedł smutek. Pełny bólu, cierpienia smutek. Błysk w jej oczach zgasł. Przymknęła ślepka. Było jasno. Ptaki śpiewały swoje trele, dwunodzy rozmawiali, psy i młode dwunożnych wesoło piszczały. Wszystko było piękne, ale w świcie Tuni nic już się nie liczyło. Pora nowych liści w tym roku będzie tą najgorszą. Melodyjne dźwięki przerwało burczenie w brzuchu kotki. Nie jadła nic, ale zignorowała to. Jej życie legło w gruzach. Czuła jak ciągle ktoś przebija ją na wylot ostrzem, a potem je wyjmuje i powtarza czynność. Słowa Arsi dalej były w głowie kotki i odbijały się od niewidzialnych ścian, a przez to powstawało echo. "Bywaj, Tuniu, waj, Tuniu, Tuniu, Uniu..." Jej głowa bolała, wybuchała, pękała z rozpaczy. Powoli wyszła z domku i weszła do salonu. Przy próbie wskoczenia na kanapę, spadła i uderzyła w nogę stolika. Cicho pisnęła, ale po chwili wstała i wskoczyła na pusty parapet. Jej oczy utkwiły w zielonej trawie, kwiatach, kocimiętce, małym drzewku. Wszystko piękne, ale brakowało jej znajomego zapachu pieszczoszki. Jej oddechu, wyglądu. Drzwi wyjściowe były lekko uchylone więc kotka wyszła na zewnątrz. Usiadła na werandzie i wpatrzyła się w rośliny. Wstała, powoli zeszła ze schodów i przysiadła obok kocimiętki. Jej zapach nie zrobił na niej wrażenia. Nie miała ochoty na zabawy. Wpatrzyła się w dal. Smutne oczy bacznie obserwowały ruch powietrza.
<Jak ktoś chce może odpisać>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz