Zrobiło mu się zimno, więc spojrzał porozumiewawczo na Palmirę. Był to jasny znak, że pora wracać do domu. Biała chyba liczyła na bardziej emocjonujące spotkanie dawnych przyjaciół, więc ze zrezygnowaniem położyła uszy, wiedząc, że to już koniec.
- Na nas już chyba pora - miauknęła, po czym otarła się przyjacielsko o bok Fioletowej Chmury, co wyraźnie zaskoczyło szarą. Nie czekając na odpowiedź, zawróciła w kierunku domu. Zniknęła pomiędzy zaspami, a kocur i kotka zostali sami. Zapanowała niezręczna cisza, Barwinek wbił wzrok w łapy.
- Więc... O tej porze właściciele nieczęsto wypuszczają mnie na zewnątrz... - Fioletowa Chmura skinęła tylko głową. - Myślę, że będą się martwić jeśli długo mnie nie będzie. Spotkajmy się jeszcze kiedyś.
Wojowniczka uniosła ogon z zadowoleniem.
- Jasne, z przyjemnością. W okolicach Drogi Grzmotu z łatwością wyczuję twój zapach, bylebyś tędy przechodził. Lepiej, żebym teraz wróciła, zaczną się niepokoić.
Oboje uśmiechnęli się i na pożegnanie zetknęli nosami. Potem odwrócili i pobiegli w swoją stronę.
Kocur przeskakiwał zwinnie zaspy, chociaż kilka razy o mało się nie przewrócił. Jego myśli krążyło wokół klanu i dawnego życia. Przypomniał sobie, jak z bólem opuszczał rodzinę. A teraz to uczucie wróciło. Ile kotów znało o nim prawdę? Ile kotów wiedziało, jak teraz żyje?
* * *
*czteromiesięczny tajm skip lol*
Barwinek mieszkał o dwunożnych już bardzo długo. Znał dobrze wszystkie zakamarki i koty w okolicy. Może jego życie było teraz nijakie i bezbarwne, ale lubił to. Żadnych niespodzianek. Codziennie rano wstawał, a następnie budził właścicieli głośnym miauczeniem, domagając się jedzenia. Potem szedł do dużego pokoju, gdzie wskakiwał na parapet i wyglądał na zewnątrz. Jeśli pogoda dopisywała - wychodził. W takim wypadku kładł się na ganku i wylegiwał. Wtedy zjawiała się Palmira, która dotrzymywała mu towarzystwa i opowiadała o innych pieszczochach. Nie zawsze było to ciekawe, ale słuchał i w ten sposób dowiadywał się też wiele o sąsiadach. Jeśli pogoda była brzydka działo się dokładnie to samo, tylko, że w domu.
Od czasu do czasu przespacerował się po okolicy, ale nigdy nie zapuszczał się na bagna, nie wspominając już o terenach po drugiej stronie drogi. Coś odpychało go od tamtych miejsc - sierść na karku jeżyła się, po grzbiecie przebiegał dreszcz, a łapy same prowadziły w przeciwną stronę. Przyzwyczaił się do wygodnego życia i strach wzbudzała w nim dzicz. Kompletnie zapomniał o tym, jak wiele księżyców wcześniej obiecał pewnej kotce, że zobaczą się jeszcze kiedyś.
Zeszłej nocy padał deszcz, silny wiatr wyginał drzewa, jasne smugi światła rozjaśniały granatowe niebo, a towarzyszyły im potężne grzmoty. Barwinek zauważył, że nawet jego właściciele są w nerwach.
Uspokoiło się dopiero z samego rana, choć wschodowi słońca towarzyszył jeszcze lekki deszczyk i delikatny wiatr. Barwinek i Palmira nie spali. Kręcili się po mieszkaniu. Ludzie przewracali się z boku na bok, również nie mogąc zmrużyć oczu. Zupełnie rozchmurzyło się dopiero po dłuższym czasie, wtedy koty wyszły na zewnątrz. W powietrzu wyraźnie czuć było wilgoć. Wielkie kałuże pokryły większą część podwórka, wszędzie leżał liście, gałązki i inne śmieci, które przyniosła tutaj wichura.
- Ojej, ta burza była naprawdę okropna. Może przejdziemy się po okolicy i sprawdzimy jak sytuacja wygląda w innym miejscach? - zagadnął kocur.
- W pobliżu drogi rosły wysokie drzewa o chudych pniach, oby tylko któreś z nich się nie przewróciło!
Pewne było, że tak właśnie się stało, ale chyba oba koty chciały zobaczyć to na własne oczy. Poza tym warto było rozruszać się trochę.
Zwinnie przeszli przez srebrne ciernie, odgradzające ich teren od drogi. Chyba żadne zwierze nie lubiło po niej chodzić. Nawet koty przyzwyczajone do potworów nie lubiły ich ostrego, gryzącego smrodu i dźwięków jakie wydawały. W związku z tym, przebiegli szybko przez ścieżkę, mocząc łapy w płytkiej kałuży. Minęli kilka domów, a każde podwórze wyglądało tak jak ich własne. Wreszcie dotarli do długiej drogi, stanowiącej granicę pomiędzy dwoma światami. Za nią były bagna, kolejna droga, wzgórza i las.
Koty skręciły, by dalej iść wzdłuż drogi. Barwinek od razu zauważył, że nie tak daleko przed nimi leży powalony pień, nieco zsunięty na pobocze. Mimo to, potwory nie miały tam przejścia. Jeden z nich zatrzymał się po przeciwnej stronie, warcząc głośno. Przyjaciele pobiegli w tamtą stronę, chcąc przyjrzeć się sytuacji z bliska. Stare drzewo złamało się wpół, co wskazywało tylko na to, jak silny był wiatr zeszłej nocy. Nim jednak zdążyli przyjrzeć się bliżej, zjawił się człowiek, który próbował przesunąć konar i wygonił ich stamtąd.
Dla Barwinka była to wystarczająca ilość wrażeń, ale Palmirze wciąż czegoś brakowało. Choć kocur chciał wracać, kotka zachęciła go by poszli naokoło, dodając, że dawno nie był w okolicach pól. Zgodził się, głownie dlatego, że nie potrafił jej odmówić. Na końcu drogi ludzie trzymali zwierzęta takie jak konie, owce czy krowy. Barwinek nie lubił tamtędy przechodzić, ponieważ mieszkały tam półdzikie koty, które według pięknych, rasowych kotów, z którymi nie raz miał okazję rozmawiać nie dorastały pieszczochom do łap. Palmira często spotykała się z takimi półdzikimi kocurami. Jeszcze przed polami, tym gdzie kończyły się bagna stały stare szopy, a za nimi znajdowała się leśna działka, będący własnością jakichś dwunogów. W tym niedużym lasku było kilka wyciętych drzew. Pod ich korzeniami zwierzęta wykopały nory, więc była to doskonała kryjówka. Łapy same zawlokły parę pieszczoszków w tamte okolice.
Gdy wyczuli w powietrzu obcego kota, biała wydawała się niezwykle podekscytowana, natomiast jej przyjaciel wystraszony.
- Sprawdźmy kto to!
- Jakiś dziki kot, a czego innego można się spodziewać?
- Może się z nim zaprzyjaźnimy?
- A co jeśli okaże się zły i nam coś zrobi?
- Zaczyna mnie martwić twoje zachowanie - położyła płasko uszy, robiąc kilka kroków stronę tajemniczej nory. - Gdyby nie ja pewnie nie znałbyś nawet własnych sąsiadów. Z nikim nie rozmawiasz, nigdzie nie wychodzisz. Rozerwij się trochę od czasu do czasu!
Poczuł się przybity i posmutniał. Żeby nie mógł być sobą nawet przy tak bliskiej kotce? Czy nawet ona nie mogła zaakceptować tego, jaki był?
- Dobrze, obiecuję, że następnym razem przejdę się z tobą po siedliskach i odwiedzimy wszystkie koty jakie tylko zechcesz odwiedzić, ale wracajmy już do domu.
Palmira westchnęła ciężko, przewracając przy tym oczami. Kiwnęła jednak głową i ostatecznie wycofała się z powrotem do drogi.
- Dalej, kto będzie pierwszy w domu! - wykrzyknęła i puściła się biegiem, znikając za drzewami i krzewami.
- Uważaj, zaraz cię dogonię! - zawołał, robiąc kilka długich susów przed siebie. Zatrzymał się jednak, przypominając sobie o nieznanym kocie, który był tuż obok. Jeśli do tej pory nie wyszedł to znaczy, że albo się boi, albo śpi. W ewentualności nie żyje, chociaż zapach martwego kota różni się od zapachu żywego, więc można wykluczyć tą opcję. Kocur nieco niepewnie zaczął kierować się w stronę pnia. Nie chciał by Palmira źle o nim myślała, pokaże jej jeszcze, że potrafi nawiązywać znajomości, że jest śmiały i odważny. Przykleił się do ziemi i zajrzał do środka. Gdy tylko zobaczył puszysty ogon jakiegoś kota, serce podskoczyło mu do gardła. Wycofał się i dłuższą chwilę zajęło mu ochłonięcie. Zajrzał do środka po raz drugi.
Po zapachu poznał już, że jest to kotka. Wyczuł też krew. Była ranna, Przyjrzał się bliżej, ale ciężko było dostrzec rany. Leżała zwinięta i odwrócona tyłem. Widział tylko ładne, krótkie futerko. Maścią przypominała jego samego.
Niezupełnie wiedział co robić w takiej sytuacji i żałował, że Palmira pobiegła do domu. Mocno trącił kotę w bok i wycofał się, siadając kilka długości ogona od ściętego pnia. Podniósł się i przygotował do ucieczki, gdy smukły, zmęczony pyszczek wychylił się z nory.
- P-potrzebujesz może pomocy? - wydukał niewyraźnie i cicho pieszczoch.
<Srebrzyste Piórko? ;o>
bArwiNeK jESzCE żYJe
Od czasu do czasu przespacerował się po okolicy, ale nigdy nie zapuszczał się na bagna, nie wspominając już o terenach po drugiej stronie drogi. Coś odpychało go od tamtych miejsc - sierść na karku jeżyła się, po grzbiecie przebiegał dreszcz, a łapy same prowadziły w przeciwną stronę. Przyzwyczaił się do wygodnego życia i strach wzbudzała w nim dzicz. Kompletnie zapomniał o tym, jak wiele księżyców wcześniej obiecał pewnej kotce, że zobaczą się jeszcze kiedyś.
Zeszłej nocy padał deszcz, silny wiatr wyginał drzewa, jasne smugi światła rozjaśniały granatowe niebo, a towarzyszyły im potężne grzmoty. Barwinek zauważył, że nawet jego właściciele są w nerwach.
Uspokoiło się dopiero z samego rana, choć wschodowi słońca towarzyszył jeszcze lekki deszczyk i delikatny wiatr. Barwinek i Palmira nie spali. Kręcili się po mieszkaniu. Ludzie przewracali się z boku na bok, również nie mogąc zmrużyć oczu. Zupełnie rozchmurzyło się dopiero po dłuższym czasie, wtedy koty wyszły na zewnątrz. W powietrzu wyraźnie czuć było wilgoć. Wielkie kałuże pokryły większą część podwórka, wszędzie leżał liście, gałązki i inne śmieci, które przyniosła tutaj wichura.
- Ojej, ta burza była naprawdę okropna. Może przejdziemy się po okolicy i sprawdzimy jak sytuacja wygląda w innym miejscach? - zagadnął kocur.
- W pobliżu drogi rosły wysokie drzewa o chudych pniach, oby tylko któreś z nich się nie przewróciło!
Pewne było, że tak właśnie się stało, ale chyba oba koty chciały zobaczyć to na własne oczy. Poza tym warto było rozruszać się trochę.
Zwinnie przeszli przez srebrne ciernie, odgradzające ich teren od drogi. Chyba żadne zwierze nie lubiło po niej chodzić. Nawet koty przyzwyczajone do potworów nie lubiły ich ostrego, gryzącego smrodu i dźwięków jakie wydawały. W związku z tym, przebiegli szybko przez ścieżkę, mocząc łapy w płytkiej kałuży. Minęli kilka domów, a każde podwórze wyglądało tak jak ich własne. Wreszcie dotarli do długiej drogi, stanowiącej granicę pomiędzy dwoma światami. Za nią były bagna, kolejna droga, wzgórza i las.
Koty skręciły, by dalej iść wzdłuż drogi. Barwinek od razu zauważył, że nie tak daleko przed nimi leży powalony pień, nieco zsunięty na pobocze. Mimo to, potwory nie miały tam przejścia. Jeden z nich zatrzymał się po przeciwnej stronie, warcząc głośno. Przyjaciele pobiegli w tamtą stronę, chcąc przyjrzeć się sytuacji z bliska. Stare drzewo złamało się wpół, co wskazywało tylko na to, jak silny był wiatr zeszłej nocy. Nim jednak zdążyli przyjrzeć się bliżej, zjawił się człowiek, który próbował przesunąć konar i wygonił ich stamtąd.
Dla Barwinka była to wystarczająca ilość wrażeń, ale Palmirze wciąż czegoś brakowało. Choć kocur chciał wracać, kotka zachęciła go by poszli naokoło, dodając, że dawno nie był w okolicach pól. Zgodził się, głownie dlatego, że nie potrafił jej odmówić. Na końcu drogi ludzie trzymali zwierzęta takie jak konie, owce czy krowy. Barwinek nie lubił tamtędy przechodzić, ponieważ mieszkały tam półdzikie koty, które według pięknych, rasowych kotów, z którymi nie raz miał okazję rozmawiać nie dorastały pieszczochom do łap. Palmira często spotykała się z takimi półdzikimi kocurami. Jeszcze przed polami, tym gdzie kończyły się bagna stały stare szopy, a za nimi znajdowała się leśna działka, będący własnością jakichś dwunogów. W tym niedużym lasku było kilka wyciętych drzew. Pod ich korzeniami zwierzęta wykopały nory, więc była to doskonała kryjówka. Łapy same zawlokły parę pieszczoszków w tamte okolice.
Gdy wyczuli w powietrzu obcego kota, biała wydawała się niezwykle podekscytowana, natomiast jej przyjaciel wystraszony.
- Sprawdźmy kto to!
- Jakiś dziki kot, a czego innego można się spodziewać?
- Może się z nim zaprzyjaźnimy?
- A co jeśli okaże się zły i nam coś zrobi?
- Zaczyna mnie martwić twoje zachowanie - położyła płasko uszy, robiąc kilka kroków stronę tajemniczej nory. - Gdyby nie ja pewnie nie znałbyś nawet własnych sąsiadów. Z nikim nie rozmawiasz, nigdzie nie wychodzisz. Rozerwij się trochę od czasu do czasu!
Poczuł się przybity i posmutniał. Żeby nie mógł być sobą nawet przy tak bliskiej kotce? Czy nawet ona nie mogła zaakceptować tego, jaki był?
- Dobrze, obiecuję, że następnym razem przejdę się z tobą po siedliskach i odwiedzimy wszystkie koty jakie tylko zechcesz odwiedzić, ale wracajmy już do domu.
Palmira westchnęła ciężko, przewracając przy tym oczami. Kiwnęła jednak głową i ostatecznie wycofała się z powrotem do drogi.
- Dalej, kto będzie pierwszy w domu! - wykrzyknęła i puściła się biegiem, znikając za drzewami i krzewami.
- Uważaj, zaraz cię dogonię! - zawołał, robiąc kilka długich susów przed siebie. Zatrzymał się jednak, przypominając sobie o nieznanym kocie, który był tuż obok. Jeśli do tej pory nie wyszedł to znaczy, że albo się boi, albo śpi. W ewentualności nie żyje, chociaż zapach martwego kota różni się od zapachu żywego, więc można wykluczyć tą opcję. Kocur nieco niepewnie zaczął kierować się w stronę pnia. Nie chciał by Palmira źle o nim myślała, pokaże jej jeszcze, że potrafi nawiązywać znajomości, że jest śmiały i odważny. Przykleił się do ziemi i zajrzał do środka. Gdy tylko zobaczył puszysty ogon jakiegoś kota, serce podskoczyło mu do gardła. Wycofał się i dłuższą chwilę zajęło mu ochłonięcie. Zajrzał do środka po raz drugi.
Po zapachu poznał już, że jest to kotka. Wyczuł też krew. Była ranna, Przyjrzał się bliżej, ale ciężko było dostrzec rany. Leżała zwinięta i odwrócona tyłem. Widział tylko ładne, krótkie futerko. Maścią przypominała jego samego.
Niezupełnie wiedział co robić w takiej sytuacji i żałował, że Palmira pobiegła do domu. Mocno trącił kotę w bok i wycofał się, siadając kilka długości ogona od ściętego pnia. Podniósł się i przygotował do ucieczki, gdy smukły, zmęczony pyszczek wychylił się z nory.
- P-potrzebujesz może pomocy? - wydukał niewyraźnie i cicho pieszczoch.
<Srebrzyste Piórko? ;o>
bArwiNeK jESzCE żYJe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz