Dzisiaj już mogę opuścić obóz. Musiałam spędzić w nim kila dni ze względu na obrażenia jakich nabyłam podczas walki ze Oślinionym Futrem. Na myśl o nim samym agresja budziła się we mnie ze niewyobrażalną siłą. Starałam się jednak panować nad nią, bo także muszę wyciągać wnioski, przede wszystkim musiałam przestać stawiać na swoją siłę a bardziej na zwinność i szybkość, to są moje atuty. Wygramoliłam się ze legowiska wojowników, wciąż odczuwając delikatny i kłujący ból we tylnych łapach. Jednak w obecności innych starałam się chodzić w miarę normalnie, bo nie chciałam przyciągać uwagi. Dzisiaj było dosyć dużo chmur na Srebrnej Skórze, więc nie mogłam określić położenia Słońca. Postanowiłam iść na polowanie, nie lubię siedzieć w jednym miejscu zbyt długo. Przecisnęłam się przez przejście i skierowałam się we swoje ulubione miejsce na łowy, a były to Wrzosowiska, tam zawsze kręciło się jakieś zdobycze. Żwawym choć nie gwałtownym krokiem skierowałam się do wyznaczonego miejsca.
***
W pyszczku zwisała mi mała, brązowa nornica. Miałam trochę przerwy od łowów to jednak wciąż pamiętałam jak zajść zdobycz by szybko ją uśmiercić. Nagle poczułam obcy mi zapach, kocur. Sierść automatycznie mi się delikatnie najeżyła a pazury lekko wbiły we ziemię. Nie czułam się jeszcze na siłach na walkę ale musiałam być w razie czego gotowa do szybkiej reakcji. Nikt się jednak nie pokazywał, ale zapach się wciąż unosił.
- Pokaż się! – krzyknęłam.
Przede mną z zarośli wyłonił się brązowy długowłosy kocur ze czekoladowymi pręgami, swoimi brązowymi oczami obserwował ją. Natychmiast jeszcze bardziej się nastawiłam na walkę.
- Kim jesteś? – wysyczałam – chociaż odpowiedniejsze byłoby pytanie „co tu robisz?” samotniku.
Kocur wydawał się lekko zaskoczony moją reakcją, ale wyraz jego pyszczka cały czas pozostawał niewzruszony, na pewien sposób sympatyczny.
- Nazywam się Spadające Pióro, aktualnie poszukuje klanu – odpowiedział swoim delikatnym głosem – chociaż sądząc po zapachu znalazłem się terytorium jednego.
Jaki spostrzegawczy.
- Naprawdę jesteś spostrzegawczy – odparłam ze sarkazmem – znajdujesz się na terytorium Klanu Burzy i radzę ci się nie sadzić we krzakach, bo ktoś mógłby to źle zrozumieć.
- Zapamiętam, cóż miałem zamiar odnaleźć obóz albo jakiegoś członka ale widzę, że już znalazłem – uśmiechnął się delikatnie.
Wzdrygnęłam się.
- A skąd wiesz, że cię tam zaprowadzę?
- Każdy klan potrzebuje członków – odpowiedział cały czas spokojnie, niewzruszony moim tonem.
- Załóżmy, że cię zaprowadzę, skąd mam wiedzieć, że jak się tylko nie odwrócę, nie rzucisz się na mnie? – zmrużyłam groźnie oczy.
On jedynie podszedł bliżej i łagodnym wzrokiem spojrzał wprost na mnie. Był wyższy… świetnie.
- Masz moje słowo, że nic ci nie zrobię.
Odwróciłam się i zastanowiłam się. Czy mogę mu zaufać? Jego wyraz pyszczka nie był bezczelny jak u Oślinionego Futra, w ogóle czemu ja go do niego porównuje? Nie wiem, teraz każdy obcy kocur dla mnie nim jest.
- Chodź za mną – i wzięłam nornicę we pyszczek.
Z jednej strony czułam się nieswojo z tym, że za mną szedł obcy kocur ale z drugiej, Spadające Pióro zdawał się być miły i… dziwnie sympatyczny.
Spadające Pióro?
***
W pyszczku zwisała mi mała, brązowa nornica. Miałam trochę przerwy od łowów to jednak wciąż pamiętałam jak zajść zdobycz by szybko ją uśmiercić. Nagle poczułam obcy mi zapach, kocur. Sierść automatycznie mi się delikatnie najeżyła a pazury lekko wbiły we ziemię. Nie czułam się jeszcze na siłach na walkę ale musiałam być w razie czego gotowa do szybkiej reakcji. Nikt się jednak nie pokazywał, ale zapach się wciąż unosił.
- Pokaż się! – krzyknęłam.
Przede mną z zarośli wyłonił się brązowy długowłosy kocur ze czekoladowymi pręgami, swoimi brązowymi oczami obserwował ją. Natychmiast jeszcze bardziej się nastawiłam na walkę.
- Kim jesteś? – wysyczałam – chociaż odpowiedniejsze byłoby pytanie „co tu robisz?” samotniku.
Kocur wydawał się lekko zaskoczony moją reakcją, ale wyraz jego pyszczka cały czas pozostawał niewzruszony, na pewien sposób sympatyczny.
- Nazywam się Spadające Pióro, aktualnie poszukuje klanu – odpowiedział swoim delikatnym głosem – chociaż sądząc po zapachu znalazłem się terytorium jednego.
Jaki spostrzegawczy.
- Naprawdę jesteś spostrzegawczy – odparłam ze sarkazmem – znajdujesz się na terytorium Klanu Burzy i radzę ci się nie sadzić we krzakach, bo ktoś mógłby to źle zrozumieć.
- Zapamiętam, cóż miałem zamiar odnaleźć obóz albo jakiegoś członka ale widzę, że już znalazłem – uśmiechnął się delikatnie.
Wzdrygnęłam się.
- A skąd wiesz, że cię tam zaprowadzę?
- Każdy klan potrzebuje członków – odpowiedział cały czas spokojnie, niewzruszony moim tonem.
- Załóżmy, że cię zaprowadzę, skąd mam wiedzieć, że jak się tylko nie odwrócę, nie rzucisz się na mnie? – zmrużyłam groźnie oczy.
On jedynie podszedł bliżej i łagodnym wzrokiem spojrzał wprost na mnie. Był wyższy… świetnie.
- Masz moje słowo, że nic ci nie zrobię.
Odwróciłam się i zastanowiłam się. Czy mogę mu zaufać? Jego wyraz pyszczka nie był bezczelny jak u Oślinionego Futra, w ogóle czemu ja go do niego porównuje? Nie wiem, teraz każdy obcy kocur dla mnie nim jest.
- Chodź za mną – i wzięłam nornicę we pyszczek.
Z jednej strony czułam się nieswojo z tym, że za mną szedł obcy kocur ale z drugiej, Spadające Pióro zdawał się być miły i… dziwnie sympatyczny.
Spadające Pióro?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz