Najpierw tylko podniósł brew, zaskoczony wrzaskami kotki, a po paru uderzeniach serca sam wybuchnął śmiechem, zwłaszcza patrząc w jej poirytowane, ale pewne chylącej się po jej stronie szali zwycięstwa. Nie tym razem, chciał rzec, ale zamiast tego tylko odrzekł:
— Jadacz? Tego jeszcze nie słyszałem — przyznał, patrząc raz na szylkretowego kociaka, a raz na szylkretową matkę. W końcu zatrzymał na tej drugiej wzrok. — Przykro mi to mówić, ale pani dzieciak kłamie jak z nut. Kazali mi sprzątnąć żłobek, sprzątnąłem, nie wiedziałem, że do kogoś należy jakaś tam kupka piór. A na pewno jej nie zjadłem — słyszał z dołu oburzone jęki Taniec, ale nawet nie uraczył jej pojedynczym spojrzeniem. — Jeśli coś ją boli, to tylko od wyrywania się i próby ucieczki. Jakbym ją wtedy puścił, mogłaby się uderzyć o głowę, czy coś. A to chyba trochę gorsze.
Srebrna Szadź westchnęła, lekko kręcąc głową.
— Dziękuję — wymamrotała do niego karmicielka, przysuwając do siebie małą, zdziwioną tym wszystkim Taniec. — Możesz już iść.
Judaszowcowa Łapa posłał jeszcze kocięciu nieco złośliwy uśmiech i wyszedł, słysząc za sobą jak Srebrna Szadź poucza swoją córkę, choć nie słyszał, co mówiła dokładnie. Nie, żeby miał to gdzie indziej niż w nosie. Głupi kociak musiał się nauczyć, gdzie jego miejsce.
***
Nie został nawet ślad po pokładach śniegu, które jeszcze nie tak dawno temu zdobiły każdy zakamarek terenów. Może prócz mokrej, przesiąkniętej wodą z roztopów ziemi, która jednak wysychała pod wpływem ciepłego słońca bardzo szybko. Wolał trenować w takich warunkach, niż ciągle wpadając w zaspy lub pół-śnieg, pół-błoto. Od razu po dzisiejszym treningu walki poszedł uciąć sobie drzemkę, a teraz zamierzał nareszcie coś zjeść, bo umierał z głodu.
— Dziękuję ci, Klanie Gwiazdy, za ten posiłek — wyszeptał sam do siebie, zanim przystąpił do jedzenia tłustej myszy, której nie widział od długich księżyców. Usłyszał z jego lewej strony parę chichotów, pochodzących od... kto by się spodziewał, charakterystycznego białego futra. Brązowe oczy Bożodrzewnej Łapy błyskały z rozbawieniem, kiedy ten posyłał jej poirytowane spojrzenie. Czy ona musiała być wszędzie, by go wnerwiać?! I jaki miała problem?! Powstrzymał się jednak od podejścia do siostry i sprzedania jej liścia i słusznie, ponieważ parę minut po tym podszedł do niego od tyłu Przyczajona Kania, szturchając go łapą.
— Zajmij się karmicielkami — mruknął tylko i chciał odejść, ale Judaszowiec był w swojej odpowiedzi szybszy:
— Dlaczego? Już ostatnio musiałem sprzątać żłobek — odpowiedział z lekkim oburzeniem. Nie zamierzał wracać do tych małych, ledwo trzymających się na łapach idiotów. Kania odpowiedział mu twardym wzrokiem, który sugerował tylko, że niewiele go to obchodzi. Hmpf! — Przepraszam — odpowiedział ściszonym głosem, co dopiero go zadowoliło. Zastępca odszedł, a Judaszowiec tylko podniósł się z ziemi, chociaż szybko sobie przypomniał, że nie wolno marnować zwierzyny. Dojadł ją w ekspresowym tempie i podszedł do sterty ze zwierzyną, by zabrać coś z niej dla bachorów. Zastanawiał się nad królikiem, ale kiedy zobaczył sporą ilość ptaków nie mógł się powstrzymać, lecz by wziąć w pysk jakąś dziwną, czarną kaczkę (nie znał się na gatunkach ptaków, niewiele go one obchodziły) i podreptać w stronę kociarni.
Natychmiast przywitało go chłodne spojrzenie Taniec, które początkowo zignorował i tylko odłożył na ziemi, po środku żłobka. Ciekawskie oczy Zieleni i Szarego wychyliły się zza ich matki i od razu podreptały ku posiłkowi.
— Przyniosłem wam coś do jedzenia. Jeszcze wam czegoś potrzeba? — zapytał, starając się brzmieć uprzejmie. Biała Zamieć uśmiechnęła się w jego stronę.
— Ja nic. Szadź? — zwróciła się w stronę drugiej królowej, która wydawała się być nieco zdziwiona skierowanym w jej stronę pytaniem. Musiała się zapatrzyć.
— Ja też. Taniec, Pokrzywek, pójdźcie. Ja już jadłam — odpowiedziała cicho i ułożyła się wygodniej na posłaniu. Patrzył, jak mała szylkretka wraz ze swoim bratem podchodzili do zdobyczy. Jasna nie odrywała wkurzonego wzroku od ucznia, który się tylko nadal złośliwie uśmiechał w jej stronę.
— Możesz sobie wyrwać jakieś piórka do kolekcji — szepnął do niej, gdy usiadła i próbowała wziąć pierwszy kęs.
<Taniec?>
[trening wojownika; 595 słów]
[Przyznano 12%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz