— A-ale te-te-raz?! — wyjąkał z przerażeniem, instynktownie zapierając się o legowisko. Nie miał zamiaru się stąd ruszać, zwłaszcza z nią! Mimo wszystko, uch, kotka była dorosła, więc powinien być dla niej uprzejmy i wykonywać jej polecenia.
— No tak, teraz! Chodź młody, idziemy! Zobaczysz, będziemy się świetnie bawić na wspólnych treningach — zamruczała, ponownie popychając go pyskiem.
Tym razem jednak point wstał, przełknął nerwowo i podążył za nią, wlecząc się z tyłu. Był doszczętnie wystraszony i zdezorientowany. Wciąż prawie w ogóle nie rozumiał tych tradycji klanowych. Przede wszystkim najbardziej zastanawiało go, czemu koty podzieliły się na cztery grupki, zamiast żyć wspólnie lub każdy oddzielnie, rodzinami, tak jak on ze Szpon i rodzeństwem. Przecież tak byłoby im łatwiej, prawda? W tamtym starym lesie nie było prawdopodobnie żadnych innych przedstawicieli jego gatunku i było dobrze! Tutaj z każdej strony uderzały go zapachy kolejnych, i kolejnych, i kolejnych… I, najważniejsze - dlaczego on został tu przyjęty od tak, bez zapytania go o to, czy w ogóle chce? Znaczy się, prawda jest taka, że syn Marzenki i tak nie byłby w stanie podjąć takiej decyzji samemu, ale… jak to? Co powinien robić w tej sytuacji? Miał wrażenie, że stoi w nieskończonej ciemności, z której wyjścia nie ma. Bo jak on, mimo wszystko niedoświadczony młodzik, który w dorosłych widzi świętość i ciężko mu o życie bez nich, miałby samodzielnie wpaść na wyjście z tego bałaganu, jaki po części sam wywołał? Wtem, jego rozmyślania przerwał mu potężny, rudy kocur… czy to był ten Lisia Gwiazda? Lider, czy jak tam go nazywał Sokole Skrzydło? Młody wzdrygnął się, ale z szacunkiem pochylił łeb. W końcu skoro on nimi przewodził, to należało mu się jeszcze większe uznanie. Starszy nic nie odpowiedział, zmrużył tylko oczy i podążył przez obóz. Cętkowana popchnęła delikatnie swojego przyszłego ucznia, dając mu znać, by ruszył za przywódcą.
Stało się. Został mianowany. Oficjalnie przyjęli go do Klanu Klifu, a przez najbliższe księżyce będzie szkolił się pod okiem Sroczego Żaru. TEGO Sroczego Żaru. Nie była to zbyt przyjemna myśl, mimo, iż dowiedział się o tym chwilę wcześniej. Gdy zgromadzeni się rozeszli, do syjamczyka doszło, że nie wie, co ma aktualnie zrobić.
— T-to c-co te-teraz? — miauknął cichutko, niepewnie patrząc na mentorkę. Ta rola znaczyła tyle, że kocica miała mu mówić, co ma robić i go szkolić, tak? Z tego, co też usłyszał, jeden wojownik mógł szkolić jednego terminatora na raz. Wydawało mu się do bez sensu. Przecież jego przybrana matka uczyła ich pięciu i było dobrze! Przynajmniej czuł się pewniej w otoczeniu sióstr i braci. Aktualnie najwyraźniej będzie musiał chodzić sam na sam z tym potworem!
— Teraz idź do legowiska uczniów, o tam, i przywitaj się z nowymi kumplami. Trening zaczniemy jutro o świcie. Tylko się nie spóźnij, bo będzie cię czekać kolejna zimna kąpiel! — Puściła do niego oczko i szybciutko odeszła.
Przeszedł go dreszcz. Spojrzał na szczelinę w klifie, którą wcześniej wskazała mu Sroka i skierował się do niej. Wdrapał się ostrożnie do środka, spoglądając na pozostałych. Nikt nie wydawał się być nim zainteresowany, ale jedno było pewne - Łabędzia Łapa był znacznie większy i starszy od tych klusek. Najwyraźniej kociaki urodzone tutaj przystępowały do szkolenia wcześniej, niż myślał. No, tak pewnie mówił ten Kodeks Wojownika, o którym napomknął mu medyk.
— G-gdzie mo-mogę spać? — zapytał. Jedna z kotek wskazała mu miejscówkę przy samym wejściu. Uch, to posłanie nie wyglądało na świeże oraz nie znajdowało się w nazbyt chroniącym przed pogodą miejscu, ale chyba nie miał wyboru. Zresztą, oni na pewno wiedzieli lepiej. Ułożył się więc i zasnął wręcz od razu, szybciej, niż by pomyślał.
***
Nie spał zbyt dobrze. Co chwila budziły go koszmary. Uch, przynajmniej miało to jeden plus - nie musiał się obawiać kolejnego prysznicu. Może i Klifiaczka się śmiała, ale uważał, że byłaby w stanie to zrobić bez większych skrupułów. Leżał więc dalej u siebie, co jakiś czas zerkając na stos pełen zdobyczy. Czy miał prawo od tak do niego podejść i coś zabrać? Widok zwierzyny nie wzbudzał w nim co prawda większego apetytu, ale był po prostu głodny. W końcu, jego bezcelowe rozmyślanie przerwała ona.
<Sroczy Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz