Już od ponad Księżyca szwędała się wszędzie, gdzie tylko zaprowadziły ją łapy. Była w rozmaitych lasach, piła wodę z różnych źródeł, a parę razy odwiedziła nawet siedlisko dwunożnych. Śmierdziało okropnie, było brzydkie, brudne, a trawa była jakaś twarda. W dodatku napotkane przez nią koty nosiły na szyjach jakieś okręgi i pachniały tak... Inaczej. To te całe pieszczochy, czyż nie? Na samą myśl o nich Księżycowy Płatek ogarniała pogarda. Żałosne, żyjące na utrzymaniu dwunogów podróbki prawdziwych kotów. No właśnie, dwunodzy. Pierwszy raz w ciągu swojego trzydziesto-księżycowego życia widziała dwunożnych. Byli ogromni i okropnie dziwni. Niektórzy nawet próbowali jej dotknąć, a tych traktowała pazurami. Ich siedlisko jednak szybko ją znudziło, przebywała tam, jeśli nigdzie indziej nie mogła znaleźć nic do jedzenia. Byleby daleko od Klanu Burzy.
Jednak jej wędrówki były wbrew pozorom nudne, jak flaki z olejem. Ważniejszy, a wręcz zatrważający dla niej był aspekt jej mistrzyni. Czysta Gwiazda nie odezwała się do niej ani słowem, odkąd uciekła z Klanu. Przez wszystkie te wschody słońca, gdy Księżycowy Płatek włóczyła się, jadła, piła i drapała i płakała, nie była ani razu w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd. Trochę brakowało jej upojnych nocy ze Księżycowym Pyłem, jednak w kierunku kocura głównie odczuwała obrzydzenie. Że też śmiał zrobić jej dzieci. Jeśli Czysta już nigdy się do niej nie odezwie, to będzie jego wina. Zamorduje go. Zakradnie się do Klanu Klifu i zabije go we śnie.
Na szczęście dla kocura, odezwała się.
Księżyc nieomal wybuchła płaczem ulgi, gdy znalazła się na pachnącej rozkładem łące. Powstrzymała jednak swoje emocje, wiedząc, że w oczach swojej Mistrzyni, kocicy, którą darzyła największym oddaniem i lojalnością, jej aktualnym sensem życia, musiała być silna i dumna ze swoich czynów. Pochyliła z szacunkiem głowę, uśmiechając się delikatnie.
— Daruj sobie — warknęła w jej kierunku czarna kocica. Księżyc uniosła głowę, zdziwiona jej tonem. Hej, zabiła dla niej medyczkę! Nie jest z niej w ogóle, ani ociupinkę dumna? Nie jest zadowolona?
— Zrobiłam coś nie tak, pani? — zapytała, próbując nie brzmieć na tak przejętą, jak była. Tak długo czekała na kontakt, a teraz okazuje się, że Czystej nie podoba się to, co zrobiła? To byłoby zbyt okrutne! Żółte oczy przywódczyni Klanu Plagi wpatrywały się w nią z istną pogardą, ale i rozbawieniem, a Księżycowy Płatek zwyczajnie nie rozumiała, dlaczego. Przecież wszystko było idealnie. Przecież tak bardzo się starała! Na marne?
— Och, ależ nie — powiedziała, a wówczas w miejscu, gdzie kiedyś było serce Księżycowego Płatka, w owej czarnej dziurze, zepsutej już do reszty, zagościła ulga. Sama nie wiedziała, kiedy stała się tak okrutna, była jednak pewna, że jeszcze dwa księżyce temu, gdy jej siostra była na wyciągnięcie łapy, tam faktycznie było serce. Przepełnione złem, ale jednak kogoś kochające. Kiedy pękło w drobniutkie kawałki po zniknięciu Fiołkowej Bryzy, lubiła myśleć o nim tak, jakby go nie było. Można powiedzieć, że nawet w to wierzyła. — Zrobiłaś wszystko doskonale, moja droga. Spisałaś się na medal. Dlatego też, możesz udać się na spoczynek.
W pierwszej chwili myślała, że się przesłyszała. Spoczynek? Co ma na myśli? Przecież od tylu wschodów słońca o nic jej nie poprosiła! Miała już swój czas spoczynku, a teraz jest gotowa do dalszej służby. Czy Czysta tego nie widzi?
— Nie potrzebuję odpoczywać, pani. Moje ciało, umysł i dusza są do twoich usług, niezależnie od fazy księżyca, lub miejsca słońca na niebie. Zrobię wszystko, co rozkażesz — zadeklarowała z oddaniem, ponownie pochylając z szacunkiem głowę. Czysta Gwiazda musiała powstrzymać wybuch śmiechu, jaki pulsował w jej gardle. Nie teraz. Nie mogła zniszczyć tak pięknego, dramatycznego momentu!
— Zatem zejdź mi z oczu i nigdy już się nie pokazuj. To wszystko, czego od ciebie oczekuję.
Księżyc zamarła, a wypowiedziane przez jej mistrzynię słowa zaczęły powtarzać się w jej umyśle, raz za razem, w kółko i wciąż. Miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Kazała jej odejść. Pozbywała się jej! Do jej oczu napłynęły ogromne łzy, a ona czuła, że zbliża się ten okropny wybuch płaczu, który czasami jej się przydarzał. Zaczerpnęła w płuca powietrza, próbując się uspokoić. Bezskutecznie. Po jej policzkach już spływały rzeki łez, a ona sama uświadomiła sobie, że jednak ma serce. Tylko ono bowiem mogło odczuwać teraz tak ogromne zawiedzenie. Tyle czasu! Służyła jej tyle czasu, a ta po prostu każe jej odejść? Tak bez niczego?
— Pani, b-błagam! Zrobię wszystko! Proszę! Nie odsyłaj mnie — zaczęła szlochać, kuląc się u jej łap. Wiedziała, że jak już zacznie, szybko nie przestanie. Że będzie płakać, aż nie zabraknie jej łez. Parę głów obróciło się w ich kierunku, ale Księżyca nic to nie obchodziło. Czuła, że cały jej świat wali się jeszcze bardziej, niż dotychczas. Tymczasem poczuła mocne uderzenie, w głowę. Czysta Gwiazda kopnęła ją i wyminęła, przechodząc nad szlochającą, porzuconą kotką, teraz przypominającą przerażone kocie. Prychnęła z pogardą, nie oglądając się za siebie.
— Potrzebuję kotów z klanów, nie słabych, ciężarnych samotniczek. Ty już na nic się nie przydasz. Wynoś się.
Chyba każdy kot przebywający wówczas na polanie usłyszał żałosny szloch Księżycowego Płatka, nim ta się przebudziła.
~*~
Wyrwała przed siebie, nie myśląc nawet, co robi. Wiedziała tylko, jaki jest jej cel. Musi wrócić! Wrócić do Czystej Gwiazdy! A droga do niej jest prosta, prawda? Zrobiła w życiu tyle złego, że kiedy tylko zginie, na zawsze połączy się ze swoją mistrzynią. Nie będzie już nigdy, przenigdy mogła jej wyrzucić! Księżycowy Płatek wręcz z werwą skoczyła na drogę, omal nie będąc zdeptana przez potwora. No właśnie, omal, coś bowiem chwyciło ją za ogon i pociągnęło w tył. Obracając się, ujrzała rozmazany obraz, bowiem jej oczy nadal wypełnione były łzami, których z każdą chwilą tylko przebywało. Wyglądała teraz co najmniej okropnie, ale nic jej to nie obchodziło. Musiała tam wrócić.
— Oszalałaś?! — zawołała liderka Klanu Lisa, trzymając dwie łapy na ogonie Księżycowego Płatka. Kotka otworzyła pysk, miotając słowami jak szalona.
— Zostaw mnie, ty lisie łajno! Muszę do niej wrócić! Ona nie może mnie zostawić! Nie może! Muszę zginąć, słyszysz?! — krzyczała, nadal nie rozumiejąc tego, co przed chwilą zaszło. Nadal nie wiedząc, że została porzucona.
<Czereśnio? Handluj z nią XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz