BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Do klanu szczęśliwie (chociaż zależy kogo się o to zapyta) powróciła zaginiona medyczka, Liściaste Futro. Niestety nawet jej obecność nie mogła powstrzymać ani katastrofy, jaką była szalejąca podczas Pory Nagich Liści epidemia zielonego kaszlu, ani utraty jednego z żyć przez Srokoszową Gwiazdę na zgromadzeniu. Aktualnie osłabieni klifiacy próbują podnieść się na łapy i zapomnieć o katastrofie.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Po długim oczekiwaniu nowym zastępcą Owocowego Lasu została ogłoszona Sówka. Niestety jest to jedyne pozytywne wydarzenie jakie spotkało społeczność w ostatnim czasie. Jakiś czas po mianowaniu zwiadowczyni stała się rzecz potworna! Cały Owocowy Las obudził się bez śladu głównej medyczki, jej ucznia oraz dwójki rodzeństwa kocura. Zdruzgotana Świergot zgodziła się przejąć rolę medyka, a wybrani stróże – Orzeszek i Puma – są zobowiązani do pomocy jej na tym stanowisku.Daglezjowa Igła w razie spotkania uciekinkerów wydała rozkaz przegonienia ich z terytorium Owocowego Lasu. Nie wie jednak, że szamanka za jej plecami dyskretnie prosi zaufanych wojowników i zwiadowców, aby każdy ewentualny taki przypadek natychmiastowo zgłaszać do niej. Tylko do niej.
Obóz Owocniaków huczy natomiast od coraz bardziej wstrząsających teorii, co takiego mogło stać się z czwórką zaginionych kotów. Niektórzy już wróżą własnej społeczności upadek.
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
03 lipca 2017
Od Barwinka CD
Pieszczoch okazał się być kotką. Okrągłą, puchatą z raczej masywną sylwetką. Miała szeroki, płaski pysk. Jej oczy, zielone jak trawa w Porze Nowych Liści, błyszczały radośnie. Biała, czysta sierść iskrzyła się w promieniach słońca. Dodatkowo, na szyi tworzyła wspaniałą lwią grzywę, co dodawało postaci majestatu. Kocur wzdrygnął się na widok nieznajomej.
- Klanu...? Burzy...? - zamruczała cicho, podchodząc bliżej.
- T-tak! - odparł nieco niepewnie. Udawanie stanowczego nigdy dobrze mu nie wychodziło. - W lesie żyją w-wielkie klany, nie słyszałaś o nich? - głos złamał mu się w połowie zdania. Wąsy kotki zadrżały w rozbawieniu.
- Nie - odpowiedziała krótko.
- To długa historia, innym razem mogę opowiedzieć - mruknął, unosząc pyszczek. W rzeczywistości, nie znał dobrze historii klanów. Co prawda, mógłby coś wymyślić, ale w tej chwili nie miał do tego siły.
- Dlaczego odszedłeś?
- Mamy... wojnę - zaczął rozglądać się po okolicy, chcąc uniknąć wzroku kotki. Zamruczała ze zrozumieniem, unosząc w górę puchaty ogon. Kocur nie chciał, by znała prawdę o jego ucieczce. Nie musiała wiedzieć o tym, jak bardzo jest słaby.
- Jestem Palmira - nie wyglądała na zainteresowaną klanami i najwyraźniej chciała zmienić temat. Uległ jej przenikliwemu spojrzeniu. - Jak ci na imię?
- Droździa Łapa.
- Jak dziwnie! Pewnie właściciele dadzą ci nowe imię, jakieś ładniejsze - zmrużyła oczy, przyglądając się byłemu terminatorowi. - I zajmą się tobą. Masz takie brudne futerko. Umyję cię i uczeszą. To niezupełnie przyjemne, ale potem będziesz wyglądał ślicznie, jak ja! - wypięła dumnie pierś, prężąc się. Rzeczywiście, była bardzo zadbana. - Nie masz jeszcze domu, prawda? Nie martw się, pomogę ci. W tej okolicy z łatwością coś znajdziesz jakichś ludzi, którzy szukają pupila - w mgnieniu oka zmieniło się jej nastawienie do kocura. Z nieco niedostępnej zrobiła się bardzo rozmowna. Drozd poczuł się onieśmielony nie tylko urodą kotki, ale także jej postawą. Wydawała się bardzo pewna siebie. Ruchem pyska wskazała mu by za nią podążał. Podskoczyła do srebrnych cierni, po czym, zupełnie jak robił to wcześniej kocur, podciągnęła się na nich do góry. Odbiła się także tylnymi łapami, dzięki czemu sprawnie wylądowała po drugiej stronie. Nie czekając na towarzysza, pognała dalej. Gdyby kremowy został na miejscu chwilę dłużej, pewnie zaraz znikłaby mu z oczu! Dzięki swoim umiejętnościom udało mu się jednak dogonić pieszczoszkę. Biegli, nie zatrzymując się. Palmira najwyraźniej dokładnie wiedziała dokąd zmierzać. Okazało się, że to wcale nie tak daleko. Zdążyli minąć Grzmiącą Ścieżkę, przeszli zaroślami i byli na miejscu. Okolica wyglądał wyjątkowo ładnie jak na miejsce, w którym żyją ludzie. Droździej Łapie siedliska bezwłosych kojarzyły się raczej źle. W końcu, przyjeżdżali oni czasem do lasu albo zatrzymywali się przy Drodze na noc. Potem w powietrzu unosił się gryzący smród, a dookoła porozrzucane były resztki jedzenia i przedmioty, na które uczeń trafił na bagnach.
A to miejsce było całkiem przyjemne. Obok Gniazda rosły wysokie drzewa, jak w lesie. Wszędzie rozsiane były krzewy, a po drugiej stronie, bliżej srebrnych cierni, widać było wysoką trawę. Cały teren ozdobiony był licznymi, kolorowymi kwiatami. Kremowy słyszał ptaki, mieszkające gdzieś w okolicy, w powietrzu czuł też zapach myszy.
Podczas gdy on zachwycał się widokiem, Palmira niespodziewanie znów ruszyła do przodu. Wskoczyła na parapet, a następnie znikła za skrawkiem materiału, który zasłaniał wejście do środka. Kocur zastrzygł uszami, niezupełnie wiedział czy może zaufać nowej znajomej. Z jego charakterem poznawanie dwunożnych z pewnością będzie ciężką pracą. Ale chciał tu zamieszkać, zresztą teraz nie miał wyboru. Naturalnym dla siebie niepewnym krokiem pobiegł za kotką. We wnętrzu domu było cieplej niż na zewnątrz. Biała czekała na niego, nerwowo machając ogonem.
- Już myślałam, że się rozmyśliłeś i uciekłeś - miauknęła, próbując zażartować. Drozd uśmiechnął się krzywo. Wszystko dookoła nosiło na sobie woń dwunogów. Podłoże tutaj było gładkie, podczas chodzenia pazury stukały w nie w niemiły sposób, a same łapy ślizgały się i rozjeżdżały, zupełnie jak na lodzie. Kot z trudem utrzymywał równowagę. Pieszczoszka już chciała coś powiedzieć, ale on gestem głowy wskazał jej po prostu, aby ruszyli dalej. Skręcili za róg. Skwierczący dźwięk sprawił, że Droździa Łapa skulił się. Dla Palmiry było to przyjemne, albo przynajmniej wiedziała co to oznacza. Zamiauczała głośno i nisko, jakby chciała dać znać bezwłosym o swojej obecności, po czym przyśpieszyła kroku. Z końca długiego korytarza wydobywał się zapach... jedzenia? Pachniało inaczej, niż mięso, które jadły dzikie koty, ale wydawało się interesujące. Nasuwało się pytanie jak smakuje.
Oba koty weszły do środka pomieszczenia. W kącie stał dwunożny, wyraźnie czymś zajęty. Był jednak za wysoki, by zwykły kot mógł zobaczyć co robi. Palmira podskoczyła do niego i zaczęła ocierać się o jego nogi. Ten wystawił dłoń i przejechał nią po grzbiecie kotki. Zamruczała z zadowoleniem. Nagle wzrok bezwłosej istoty spoczął na kremowym włóczędze. Wystraszony kot zjeżył sierść na karku i wlazł w szparę pomiędzy ścianą i szafą, zanim dotknęła go ręka. Wykręcił się tak, żeby sam był niewidoczny, ale mógł wszystko obserwować. Dwunożny zaczął krążyć po pomieszczeniu, aż zatrzymał się i wrócił do poprzedniego zajęcia.
- Co on robi? - mruknął kremowy do Palmiry, wyraźnie rozbawionej całą sytuacją.
- Przygotowuje jedzenie, nie czujesz? - więc to to musiało mieć taki intensywny zapach. - Nic ci nie zrobi, nie przyprowadziłabym cię do złych ludzi - prychnęła na koniec.
Drozd nie ukrywał się długo. Był nieco wystraszony, więc schował się za puchatą znajomą. Bezwłosy spojrzał na niego kątem oka, uśmiechając się. Postawił na podłodze miskę pełną dziwacznej brei. Kocur nieufnie podszedł do niej, obwąchując ją. Mimo wszystko, głód dawał się we znaki. Wziął pierwszy kęs, drugi i następny. Przyłączyła się do niego Palmira, więc jedzenie znikło już po krótkiej chwili. Dwunożny obserwował uważnie kremowego i czekał, aż przestanie jeść. Znacznie się zbliżył, ale były Klanowicz się nie cofnął. Gdy tamten wystawił dłoń, kot szybko skontrolował sytuację, wąchając ją. Miła woń. Otarł się o nią, a bezwłosy kucnął i zaczął głaskać kocura po grzbiecie. Mówił coś przy tym. Powtarzał kilka razy istotne słowo - Barwinek.
Następnego dnia kot obudził się na miękkiej kanapie. Wygiął grzbiet w łuk i rozciągnął kości. Zeskoczył na ziemię, po raz kolejny stukając pazurami w gładką podłogę. Poszedł do pomieszczenia, w którym zeszłego dnia dostał jedzenie.
Okazało się też, że owym domu nie mieszka jeden dwunożny, a dwóch, para. Samiec i samica, oboje starzy. Gdy Barwinek wszedł do środka siedzieli razem. Wydawało mu się, że na niego czekają. Ten, który dał mu jedzenie niespodziewanie się zbliżył. Złapał kocura za boki i podniósł do góry. Kremowy wysunął pazury, w celu obrony, ale bezwłosy nie zaatakował. Wciąż trzymając kota, poszedł do innego pomieszczenia. Było niebieskie i chłodniejsze, niż poprzedni pokój. Bez uprzedzenia, włożył brudasa do podłużnej, stosunkowo płytkiej dziury (czyt. wanna). Próbował wyskoczyć, ale tamten wciąż trzymał go jedną dłonią. Drugą natomiast złapał dziwny przedmiot i uniósł nad kocura. Wytrysnął z niego strumień ciepłej wody. Kot wzdrygnął się i miauknął rozpaczliwie. Ale to dopiero początek męczarni. Dwunożny oblał go mazistym płynem, pomijając przy tym głowę. Następnie dokładnie wcierał substancję, która zmieniła się w pianę i znów oblewał kota wodą. Wreszcie wyciągnął przemoczonego Barwinka. Złapał kawałek materiału i zaczął wycierać. Kot przypomniał sobie, co mówiła Palmira o "niezupełnie przyjemnym myciu i czesaniu". W istocie, pielęgnacja nie była miła, ale kocur liczył na to, że po niej będzie wreszcie ładnie wyglądał w oczach innych pieszczochów. Uspokoił się.
Dwunożny wyciągnął nagle cienki, skórzany pasek. Owinął nim szyję Barwinka, zostawiając przy tym trochę luzu, aby pupil mógł swobodnie oddychać.
Więc postanowili go przygarnąć. Teraz są jego właścicielami.
Czas płynął, a on powoli zapominał o swoim dawnym życiu. O klanach, o rodzinie, o przyjaciołach.
- Barwinku! Barwinku! - zdyszana Palmira jak zwykle zjawiła się znikąd, przerywając pieszczochowi popołudniową drzemkę. Kremowy przeciągnął się leniwie na kocu. Było mu bardzo wygodnie, więc wcale nie miał zamiaru wstawać. Ziewnął tylko, po czym dał kotce znak, żeby zaczęła opowiadać. Wydawała się bardzo podekscytowana, na tyle, że jej język zaczął się plątać i kocur nie mógł zrozumieć ani słowa.
- Powoli! - miauknął, przekręcając się na bok. Biała wzięła głęboki wdech.
- Widziałam w okolicy jakiegoś dzikiego kota!
- Jak to "dzikiego"? - Barwinek usiadł z wrażenia. Zmrużył oczy, a duże uszy skierował w stronę rozmówczyni. Ostatnim (i jedynym) dzikusem jakiego spotkała przyjaciółka był on, około roku temu. Nic dziwnego, że spotkanie wywołało w niej teraz tyle emocji.
- Miał bardzo charakterystyczny zapach. Po prostu... był zupełnie jak ty kiedyś.
Po grzbiecie kocura przebiegł nieprzyjemny dreszcz, a jego mięśnie napięły się. Poczuł obawę, że mógł kiedyś znać owego kota. Nie pamiętał już wyglądu swoich pobratymców, ani szczegółów ich życia. Za każdym razem, gdy próbował sobie wyobrazić jakiś znajomy pyszczek, widział tylko pustkę. Nie mógł jednak zapomnieć o podstawowych zasadach i Klanie Gwiazd, choć już w nie nie wierzył. Nie wierzył i nie chciał. Nie pamiętał i nie chciał. Pierwszym o czym pomyślał było to, że może go szukają, chcą, żeby do nich wrócił. Ale teraz było mu dobrze, nie zamierzał już nigdy do tego wracać. Nie mógł uwierzyć, że musiał kiedyś spać w wilgotnych, zimnych legowiskach na zewnątrz albo jeść to, co sam upolował.
- Jesteś pewna? Gdzie ten kot dokładnie był? Jak wyglądał? - dopytywał zaciekle, chcąc wyciągnąć z kotki jak najwięcej informacji.
- Spotkałam jakiegoś włóczęgę, który zaoferował mi spacer. Ładna dziś pogoda, śnieg nie pada, więc się zgodziłam. Szliśmy przed siebie i jakoś tak wyszło, że poszliśmy naokoło terenów ludzi, a zanim się spostrzegliśmy byliśmy na bagnach. Gdzieś za nami, pomiędzy drzewami było widać domy, więc się nie martwiłam. Nagle on stwierdził, że czuje w pobliżu kota. Od razu się ucieszyłam, wiedziałam, że po drugiej stronie drogi żyją dzikie koty, sam mi to kiedyś opowiadałeś. Wtedy zza śnieżnej zaspy wychyliła się jakaś sylwetka. Zniknęła tak szybko jak się pojawiła, bo jakiś pies, który najwyraźniej wyszedł ze swoim właścicielem, zaczął szczekać. Gdy nieznajomy uciekł, poszliśmy w to konkretne miejsce i okazało się, że w śniegu zakopany jest jakiś ptaszek, więc ten kot pewnie polował. Widać było też ślady, które prowadziły do drogi. A poza tym w powietrzu unosił się dziwny zapach, jak mówiłam na początku.
Barwinek słuchał z uwagą i z każdą chwilą był coraz bardziej pewny, że był to klanowy kot. Położył po sobie uszy.
- Pewnie wróci po swoją zdobycz, chociaż... wystraszył się psa - Barwinek wygładził łapami koc, po czym zeskoczył z kanapy.
- Pójdziemy tam? Poszukajmy go, to takie emocjonujące! - Palmira wskoczyła znów na parapet, najwyraźniej weszła przez otwarte okno. Właściciele kocura sprzątali dziś dom, więc postanowili też wywietrzyć pokoje, zwłaszcza, że było ciepło jak na tę porę. Kremowego pochłonęły myśli, zastanawiał się, jaką decyzję podjąć. W rzeczywistości nie miał ochoty się tam wybierać, ale nie mógł oprzeć się błaganiom przyjaciółki.
- Może wieczorem? - mimo wszystko, wciąż próbował.
- Wtedy właściciele zamkną dom i nie będę mogła wyjść do rana - odparła naburmuszona. - Nie daj się prosić, chcę wreszcie przeżyć jakąś przygodę.
Barwinek westchnął ciężko, chyląc łeb. Wskoczył na parapet.
- W porządku, chodźmy. Ale jeśli nikogo nie spotkamy, obiecaj, że nie będziesz mnie więcej wyciągała na przechadzki po bagnach, gdy na dworze w każdej chwili może spaść śnieg!
- Obiecuję!
Brodzili przez zaspy. Kocura dziwiło, że jego towarzyszka wciąż idzie dalej, mimo całkowicie przemoczonego futerka. Jej długa sierść chroniła przed mrozem, ale nie była praktyczna w chodzeniu po śniegu. Kocur miał wrażenie, że na jej brzuchu pojawiły się sopelki! Sam nie miał się lepiej. Krótkowłose pieszczochy miały przechlapane w tę porę roku. Mimo wszystko siedział cicho, co jakiś czas tylko wydając z siebie jęknięcie pełne niezadowolenia, pokazując jak bardzo nie podoba mu się ta wyprawa. Gdy znaleźli się na bagnach zauważył, że faktycznie czuć w pobliżu zapach kota. Słaby, ale jednak. Ruszyli kawałek dalej. Jak mówiła Palmira - natknęli się na ciało ptaka i ślady kocich łap.
- Widzisz? Chodźmy - pisnęła kotka, po czym puściła się biegiem za szlakiem odcisków, pomimo trudności w poruszaniu się. Prowadziły do drogi, jak można było się spodziewać. Barwinek zastrzygł uszami.
- Chyba nie masz zamiaru tam iść? - mruknął, odwracając się się w stronę, z której przyszli.
- Chciałam sprawdzić, czy będzie tu ten kot, ale skoro go nie ma... Wracajmy.
Kremowy uniósł ogon z zadowoleniem. Liczył na to, że kotka zrezygnuje. A jako, że złożyła wcześniej obietnicę, to będzie ich ostatnia przygoda związana z klanami. Złamał się jednak, widząc rozczarowanie w oczach Palmiry. Znów westchnął ciężko. Nie lubił podejmować trudnych decyzji. Nie chciał iść na te dzikie tereny, więc postanowił, że załatwi sprawę rozmową.
- Zrozum, to niebezpieczne, te koty są większe, silniejsze i nigdy nie wiadomo co może im przy... - urwał zdanie, zaskoczony nagłą zmianą nastawienia towarzyszki.
- Patrz! - rzuciła głośno, po czym jej głos zniżył się do szeptu. - Kot!
Barwinek padł na ziemię i odwrócił łeb w stronę drogi, sięgając wzrokiem aż za jej granicę. Otworzył szeroko oczy z przerażenia. Tego właśnie się obawiał. Widząc, że biała kotka szykuje się do wyskoczenia zza zaspy i wyjścia naprzeciw nieznajomemu, przytrzymał ją łapą. W duchu błagał, by kot z klanów ich nie zauważył, a jeśli już tak się stało - oby miał dobre zamiary!
<Ktoś z Klanu Wilka lub Klanu Burzy?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz