Lew spacerował po pustych terenach poza miastem. Było tu ciszej, gdzieniegdzie stały tylko niewielkie domki, był spokój, nikt o nic się nie wykłócał i rzadko można było spotkać większą ilość kotów. Szedł by tak dalej, gdy nagle coś przykuło jego uwagę. Na ziemi, obok jednego z budynków coś leżało. Podszedł bliżej. Czy to… To był Jastrząb! Biedne stworzenie leżało na ziemi, jedno ze skrzydeł było nienaturalnie wygięte i poranione, a ptak cały zaplątał się w sieć którą albo ktoś chciał go złapać albo może po prostu zaplątał się i nie potrafił uwolnić. W pierwszej chwili pomyślał o tym, że Jastrząb ma pióra, a ta mała koteczka od Pochmurnego Płomienia takie chciała, ale zauważył że klatka piersiowa ptaka jeszcze nieznacznie się porusza. Nie miał pojęcia jak pomóc stworzeniu, ale nie mógł go pozostawić na pastwę losu. Podszedł bliżej do ptaka i choć bał się że ten chwyci go tymi wielkimi szponami, albo swoim silnym dziobem, chwycił go delikatnie i przesunął kawałek. Chwytając to coś w czym Jastrząb się zaplątał zębami, pazurami i czym się dało starał się uwolnić ptaka. Przez jakiś czas sprawiało mu to trudność, ale w końcu mu się udało. Teraz ten majestatyczny ptak wydawał się jeszcze bardziej mizerny i osłabiony niż wcześniej. Spojrzał na jego skrzydło. Wylizał porządnie rany Jastrzębia i rozejrzał się w poszukiwaniu wody. Ptak leżał tu już od jakiegoś czasu sądząc po tym że ślady krwi na ziemi były już nieco zaschnięte i starsze, z pewnością chce mu się pić i może być głodny. Obok ściany stało wiadro, pamięta że miał takie na swoim pierwszym podwórku. Podszedł do wiadra, na szczęście było w nim trochę wody. Chwycił je za krawędź i pociągnął jakoś po ziemi w stronę stojącego nieopodal drzewa. Przysunął tam ptaka i odchylając lekko wiadro wylał nieco wody tworząc niewielką kałużę. Zamoczył łapę w wodzie i ochlapał Jastrzębia odrobinką wody odskakując by ten go nie zaatakował. Ptak powoli zaczął się podnosić i ożywiać i Lew widział jak go obserwuje jednym z uchylonych, czujnych oczu. Odszedł tak by ptak nie krępował się i mógł się na spokojnie napić, a sam udał się na szybkie polowanie by ułatwić stworzeniu przetrwanie jakiegoś okresu, dopóki nie będzie w stanie samo tego robić..
***
Wrócił do Jastrzębia z tłustą okazałą myszą. Co prawda tak duży ptak jakoś bardzo się tym nie naje, ale lepsze to niż nic. Położył zdobycz obok ptaka szybko się odsuwając bojąc się że Jastrząb będzie chciał walczyć o pożywienie, co prawda jest słaby ale wiedział że zarówno koty, jak i ptaki i inne stworzenia są w stanie bić się o marną kosteczkę nawet jak są słabe. Gdy ptak już się najadł i trochę ożywił, lew upolował dla niego jeszcze kilka myszy i zostawił w pobliżu by słabe zwierzę miało jakąś szansę na przetrwanie. Za jakiś czas do niego wróci sprawdzić w jakim jest stanie. Zebrał z ziemi wszystkie pióra które się do czegoś nadawały, a Jastrząb zgubił ich dosyć dużo, i wpadając w ścianę i przez tę sieć czy cokolwiek to było, utrudniło mu latanie i zaplątało mu się na skrzydłach.
- Niech klan gwiazdy ma cię w swojej opiece dobre stworzenie! - zawołał tylko na pożegnanie z ptakiem, wziął wszystkie pióra które wcześniej zebrał, były naprawdę piękne choć większość z nich była raczej mniejsza, ale co z tego. Pobiegł zadowolony w kierunku miasta z masą najróżniejszych piór i piórek w pysku. Wszedł do miasta. Widział zazdrosne spojrzenia niektórych kotów widzących jego zdobycz i Lew nie miałby nic przeciwko by im takie sprezentować, ale te pióra są dla Jastrząb i zaniesie je Pochmurnemu Płomieniowi by ten mógł jej je dać. Specjalnie przecisną się do swojego tajemnego miejsca i schował pióra w dobrym miejscu gdzie nikt ich nie odnajdzie. Przed opuszczeniem tego miejsca odświeżył oznaczenia zapachowe i złapał mysz która udało mu się tam znależć. Zjadł mysz i udał się pobawić nad rzekę. Chciał nauczyć się łowić, a że Pochmurny Płomień tego nie umie będzie się musiał nauczyć sam. I lepiej pływać. Może zacznie od pływania, bo bez tego się nie obędzie. Pobiegł przez łąki i puste niczyje tereny.Dotarł do rzeki, i wszedł w jej spokojny nurt. W tym miejscu nie była bardzo głęboka, w sam raz dla niego. Wchodził coraz głębiej, pozwalając by woda obmywała mu, boki, grzbiet. druchowo zaczął machać łapami by unosić się na powierzchni. Zaczął przebierać z całej siły swoimi dosyć silnymi i umięśnionymi łapami, przesuwając się szybko w wodzie, okazało się że jego silne łapy idealnie sprawdzają się w wodzie. Nabrał powietrza w płuca i zanurkował. Widział przepływające w wodzie niewielkie rybki. Zaczął za nimi skakać i próbować je łapami oraz zębami, ale szybkie morskie stworzonka mu uciekały. lew wyszedł z wody i odszedł na parę długości lisa. Wziął rozbieg i z impetem wpadł w taflę wody sygnalizując to całemu światu wielkim pluskiem. Robił w wodzie przewroty, wirował. Czuł się w niej jak ryba. Nie wie do jakiego klanu mógłby należeć jeśli pływa prawie jak Klan Nocy, wspina się na drzewa jak Klan Klifu, jest prędki jak Klan Burzy, walczy jak koty Klanu Wilka lub nawet lepiej. A może on nie pasuje do żadnego klanu? W końcu nie robi wielu rzeczy które te klany robią. Na przykład nie otwiera krabów. Nie wie zbyt dużo o innych klanach niż Klan Klifu, bo o nim Pochmurny Płomień ze względu na swoją przynależność mówi najwięcej. Lew wyszedł z wody i się z niej otrząsnął, tak że jego długa sierść jeszcze bardziej się napuszyła i wyglądał na jeszcze większego niż jest i nawet trochę przypominał prawdziwego Lwa. Wpatrzył się w wodę. Co jakiś czas przepływały tam ryby. Lew skupił się na punkcie przed sobą, na środku wody. Gdy przepływała tam kolejna ryba, Lew uderzył w nią łapą wywalając ją na brzeg. Czyli potrafi łowić. Tylko taki problem że lew nie wie które ryby można jeść a które nie. Wypuścił rybę z powrotem do wody, po co a krzywdzić to stworzenie gdy ma co jeść i jest nawiedzony gdy może mu zaszkodzić jak je zje. Niech sobie żyje spokojnie. Lew wszedł na pole. “Złote Kłosy” tak nazywały to koty klanowe, jeszcze nie były pięknymi okazałymi kłosami zboża, ale Lew wierzył że muszą wyglądać pięknie. Podszedł do drzewa i się na nie wspiął. To było ich ulubione drzewo, jedno z dwóch stojących pośród pola w tym miejscu. Szkoda że nie miał z kim potrenować walki, dzisiaj Pochmurny Płomień nie znalazł luki by mieć z nim trening bo coś mu wypadło. Zszedł z drzewa i udał się w drogę powrotną. Gdy dotarł do swojego zaułka, wszedł na dach by odpocząć. Lubił tam przesiadywać. Położył się na grzbiecie oglądając przelatujące chmury. Jedne były jak owieczki, inne trudno było określić co przypominają, jedne pędziły niespokojnie po niebie jak Pochmurny Płomień, inne szły spokojnie jak on zastanawiając się co najlepszego wyprawia jego przyjaciel. Każda chmurka była inna, a przez to była również wyjątkowa. Miała inny kształt, inaczej się poruszała, inaczej zmieniała kształty. Chmury są trochę jak koty różnią się, są niepowtarzalne i wyjątkowe. Każdy kot jest inny i wyjątkowy. Taki, jaki powinien być. Choć niektóre rozumieją to trochę źle.
[1167 słów]
[przyznano 23%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz