Wpatrywał się w płynące po rzece kwiaty. Specjalnie wybrał te, które niosły szczęście. Mama w końcu opowiadała dużo o ich znaczeniu. Kochała je, często przynosząc je do swojego legowiska. Teraz ta wiedza mu się przydała. Nie tylko do tego, aby dobrze wyglądać.
— Ja też się cieszę Lewku — Uśmiechnął się, ponieważ taki sielski czas jaki mógł spędzić z rodziną, nie trafiał się zawsze. Często dochodziło pomiędzy nimi do spięć, dlatego też doceniał spokój, który dzisiejszego dnia się utrzymywał.
Po tej uroczystości udali się do Ziębiego Trelu, gdzie spędzili czas na rozmowie, piłowaniu pazurków i plotkach. Nasłuchał się dużo o tym kto co nie zrobił, a obgadywania nierudych i samej liderki nie było końca. Nie brał w tym udziału, jedynie grzecznie potakiwał, a mama widząc jego wzorowe zachowanie nawet go pochwaliła.
— Powinieneś częściej tak się stroić Piasku — rzekła matka, wplatając mu w futerko nowe i świeże kwiecie. — Lepiej w nich wyglądasz niż to całe potargane futro, które widywałam jak wracałeś z treningów. — Skrzywiła się na samo wspomnienie.
— Teraz jestem wojownikiem, postaram się nie brudzić — obiecał, na co kocica zamruczała z aprobatą.
I tak minęła im ta sielska chwila... Nikt nie spodziewał się tego, co stanie się później...
***
Zostali ukarani za to, że przyszli na skargę do Różanej Przełęczy podczas zgromadzenia. Chcieli tylko zwrócić uwagę, że Szepcząca Pustka źle się zachował. Obraził w końcu jego siostrę. Srebrzysty Nów im pomógł i to on odzywał się za ich dwójkę, wstawiając za Lew, co było dla niego nie dość, że szokujące, to poprawiło go w oczach rudej. A na tym mu zależało. Aby kotka go polubiła i nie była zła, że być może czuł coś do syna liderki, co wykraczało już poza pojęcie przyjaźni. Wciąż pamiętał to muśnięcie języka po jego nosku. To była tak magiczna chwila, którą chciałby powtórzyć. Niestety... nie było mu to dane, ponieważ Różana Przełęcz zdegradowała ich do uczniów, a imiona przywróciła do tych kocięcych.
Teraz, gdy każdy o tym wiedział, czuł przeolbrzymi wstyd. To była za ostra kara. Nie powinna w ogóle mieć miejsca! Tak, sprzeciwiał się tej decyzji kocicy, ale co mógł zrobić? O tyle dobrze, że nie sam doznał tej krzywdy, ponieważ Srebrny jak i Szept, także dostali po nosie.
Widział jednak, że kara nie skończy się to tylko na wymienianiu mchu, bowiem matka z racji tego, że była wojownikiem, zabrała go jak i siostrę poza obóz. Nikt jej nie zatrzymywał, w końcu miała takie prawo. Jej ograniczenie liderki nie dotyczyło, ponieważ nic złego nie zrobiła, w przeciwieństwie do dzieci, które przyniosły jej hańbę.
Szedł przy niej niczym struty, ponieważ spodziewał się, że nie skończy się to dla nich dobrze. Wystarczyło jedno spojrzenie w oczy matki, by dojrzeć jej płonące gniewem ślepia. Nic dziwnego, że była zła. Co zgromadzenie słyszała jak ją zawodził.
Zatrzymali się przy Przybrzeżnym Oku, miejscu, które kojarzyło mu się z śnieżnymi zabawami ze Srebrnym. Teraz jednak miało to dobre wspomnienie zostać przygniecione przez inne, straszniejsze, które będzie prześladować go co noc.
— Jak mogliście... — rozległ się głos rudej wojowniczki, która zmierzyła swoje dzieci surowym spojrzeniem. — Przynieśliście mi wstyd!
— Mamo, ale... — nie dokończył, bo od razu dostał w pysk. Ból rozlał się po policzku, a w oczach zalśniły łzy. Zdławił je w sobie, aby nie pokazać tej słabości przed rodzicielką.
— Jak chcesz zostać liderem, gdy teraz będzie ciągła się za tobą taka przeszłość?! Zdegradowany do kocięcia, ha! I ty Lew... Miałaś go pilnować! Zawiodłam się na tobie, sądziłam że masz więcej rozumu w głowie. Teraz twój brat ma zrujnowane życie! Sądzicie, że Różana Przełęcz wam wybaczy? Że Sójczy Szczyt zapomni o twoich przewinieniach?! — Zmierzyła syna wzrokiem. — Co to za lider, który zamiast być ideałem ciągle pokazuje światu swoje niedoskonałości?! Nie tak cię wychowałam! Ranicie moje serce! To nie ja powinnam się wstydzić za swoje dzieci! A teraz będą szeptać w klanie kogo ja wychowałam! Rozbójników! Macie oboje szlaban! Skoro macie gdzieś swoją dumę, od dzisiaj będziecie siedzieć w kącie i liczyć do trzystu uderzeń serca, aż nie przemyślicie swojego dziecinnego zachowania! Jesteście już dorośli! Dorośli! Co za hańba... — Pokręciła łbem. — Właźcie do wody. Już! — rozkazała, a on posłusznie wraz z siostrą, która pierwszy raz w życiu nie chciała nawet się odezwać, zanurzył łapy w zimnej cieczy.
Tego co potem się stało nie chciał pamiętać. Brak oddechu wystarczył, aby z pokorą po powrocie do obozu, odstać swoje w kącie.
***
Właśnie kończył wymieniać posłania w ostatnim na dzisiaj legowisku. Nie patrzył na siostrę, ani na Smarka, który im w tym pomagał. Nie był w stanie podźwignąć łba, który zginał mu się ku ziemi, tym bardziej, gdy widział pełne wściekłości spojrzenie matki. Wiedział co o nich myślała i to go bolało. Zawiódł jej oczekiwania, zranił, więc przyjmował karę, która na niego spadła ze spokojem.
Kiedy zakończyli pracę, udał się do legowiska uczniów, zajmując miejsce w najdalszej jego części, w kącie. Siedzenie w taki sposób było upokarzające, zwłaszcza gdy słyszał szepty wojowników, którzy nie omieszkali się wyrazić swojej opinii na ten temat. Był jednak słowny, więc liczył do trzystu, obwiniając się za to, że skrzywdził swoimi czynami matkę.
Ziębi Trel cały czas nie spuszczała z nich wzroku. Nadzorowała z oddali, czy jej dzieci przykładają się do zadanej przez nią kary. Czuł się z powrotem jak małe kocię. Kiedyś też musiał w taki sposób odpokutować swoje zachowanie. Najgorsze było to, że chociaż wojowniczka stosowała te same metody, pomimo tego, że był już dorosły, to one działały.
Przez to, że zostali zdegradowani, już nie mógł spać u boku matki. Każdą noc spędzał wtulony w jej futerko, a teraz? Teraz musiał wciskać się w bok Lew, licząc na jej wsparcie.
Poczuł, że płacze dopiero wtedy, gdy obok zjawiła się siostra. Wtulił się w jej pierś i niewyraźnie wymruczał.
— Dlaczego nam to zrobiła? Dlaczego zniszczyła nam życie? Nie będę już liderem, nie spełnię pragnień mamy. Nie przywrócimy chwały praprababci. To koniec...
— Mówiłam ci Piasku, Różana Przełęcz nienawidzi nas. Od momentu naszych narodzin pragnęła naszego upadku. Tylko czekała na dogodny moment... — westchnęła ciężko. — Nie miała prawa nas ukarać. To sprzeczne z kodeksem. Nie zrobiliśmy nic złego, zachowaliśmy się jak na Burzaków przystało, a zostaliśmy ośmieszeni. Zapłaci za to.
Chwile trwał w ciszy, starając się opanować oddech. Podziwiał to, że Lew nie rozpaczała po tym wszystkim. Była silna i gotowa do zemsty. Nie ruszało jej to upokorzenie. Chciała zmian, była wciąż pełna pasji.
— Przepraszam, że ci nie wierzyłem i traktowałem z góry. Miałaś rację. Od zawsze. Ale co możemy zrobić? Póki stoi na czele klanu, nic. A mama... mama już nas nie kocha — rozbeczał się bardziej, ponieważ ta myśl raniła jego serce. Bardzo chciał do niej podejść, przytulić się i dostać od niej zapewnienie, że wszystko będzie dobrze, że go ochroni. Ale, gdy tylko do niej podchodził ona znikała. — Nie wybaczy nam... Tak za nią tęsknie Lewku. Chcę do mamy...
— Ci, Piasku. — podjęła miłym głosem, chcąc pocieszyć brata. — Mama musi zrozumieć, że nic nie zawiniliśmy. Zrozumie to kiedyś, na pewno... Wybaczy nam. — Starała się również pocieszyć siebie. Kara co ich spotkała nie powinna mieć miejsca nigdy, przenigdy — Ty zachowałeś się jak na lidera przystało, nie to co Róża. Zachowałeś zimną krew, nie dałeś się ponieść emocjom. Bo bycie liderem masz we krwi, a ona nie. A ta kara to... to był test. Test, który nas wzmocni. Dzięki, któremu nie popełnimy już takich błędów.
Chciał w to wierzyć, naprawdę. Ale jak? Wtulił się bardziej w rude futro, zamykając oczy. Co z niego za lider skoro się tak szybko załamywał? Czemu Lew pomimo tego co czynił, dalej w niego wierzyła? Dlaczego nie chciała przejąć jego obowiązku, widząc że zawodził? I w jaki sposób miał zdobyć tą siłę, która miała go wzmocnić?
— Nie możemy... — zaczął powoli, biorąc głębszy oddech. — Nie możemy już kontaktować się z liderką. Musimy jej unikać i modlić się, aby Klan Gwiazdy nas wspomógł i zabrał ją do siebie... — dziwił się, że takie słowa padły z jego pyska, ale naprawdę tego pragnął. Gdyby Różana Przełęcz odeszła, ta cała nagonka na ich rodzinę by się skończyła. A jeśli nie? Zawsze istniała szansa, że Sójczy Szczyt będzie taka sama jak ona. I co wtedy się stanie? Jedną tyrankę zamienią na drugą? To było bezsensu! Ten cały klan, w którym przyszło im żyć. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby praprababcia tu z nimi była. Gdyby to ona przewodziła, nie musieliby tak cierpieć.
<Lew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz