Kotka uśmiechnęła się delikatnie. Po chwili dojrzała, że dwie pozostałe morski rodzeństwa również się teraz jej przypatrują. Najwidoczniej nie miała wyboru, trzeba było sprostać zadaniu i opowiedzieć jakąś ciekawą historię. Tylko o czym mogłaby powiedzieć?
O tym, jak wraz ze Rdzawym Ogonem pokonała jastrzębia?
Ech, nie. Rdzawa. To zbyt świerze. Samo to wspomnienie sprawiło koteczce nieprzyjemne ukłucie w sercu.
Hmm. Może to, jak z Brzoskwiniową Gałązką znaleźli kociaka?
Nie. Virusa nie ma w klanie od księżyców. Czy w jej głowie nie ma niczego przyjemniejszego od zaginionych i martwych kotów?
Może powinna powiedzieć o spotkaniu kocura z Klanu Klifu? Nie. To raczej jest fakt, który zostanie tylko w gronie ich trójki. Brzoskiwni, Ciernistej i Czarnego. Więc co? Czy kocicy w ogóle się coś innego, ciekawego przydażyło?
Właściwie, to tak. Co fakt, za czasów Rdzawej, ale jednak bardziej związanego z ich matką.
Walka z kuną.
Cierń pamiętała jak dzisiaj to starcie. Może dlatego, że przez długi czas bolały ją ramiona po tym, jak zwierz wbijał w nie swoje pazury? Zaczęło się nzwyczajnie od tego, że Biała Sadzawka chciała przyjrzeć się treningowi swojej córki. W końcu, co jak co, ale młoda Ciernista Łapa miała w sobie wiele chęci i ambicji, a już na pewno była o wiele mniej zmęczona wszystkim wokół od tej parenaście księżyców starszej, acz udręczonej własnymi uczuciami istoty, jaką była aktualnie. Kiedy jednak kotka i jej mentorka trochę się oddaliły, Białą zaatakowała kuna. A że Cierń akurat zwęszyła coś w jej okolicy, to postanowiła sprawdzić, co się dzieje. Tak też, buraska i jej matka stoczyły pojedynek z zezłoszczonym zwierzęciem.
Opowiedziała tą historię maluchom spokojnym tonem głosu. Biała Sadzawka raz za razem komentowała, bądź przytakiwała swojej córce. W końcu młoda dobrnęła już do końca, gdy obie znalazły się u medyków, ale pominęła ten kłopotliwy wówczas dlań moment, gdy Burzowa Łapa zajmował się jej ranami. Nikt dotychczas nie wiedział, że bura kiedykolwiek czuła coś do ucznia medyka i tak miało zostać. Zresztą, ona sama powoli wycofywała to ze swojej pamięci.
— No, to chyba tyle — powiedziała, po czym pochyliła się przy maluchach — Brzoskwiniowa Gałązka opowiada historie znacznie lepiej, mówię wam. — Z nijakim uśmiechem na pysku poczyniła swojej przyjaciółce żywą reklamę. — Tylko nie powiedzcie jej, że wam o tym wspominałam, bo się speszy — dodała, puszczając oczko.
Biała Sadzawka obserwowała spokojnie czwórkę swoich dzieci. Prawie komplet. Prawie, bo brakuje Ćmy i prawie, bo pełnego kompletu nigdy nie zobaczy. Jednak mimo wszystko, w jej sercubuzowało miłe ciepło. Chciała, aby te istotki, nie zważając na różnice między nimi, już zawsze były szczęśliwe i bezpieczne.
To wszystko.
<Błękit?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz