Wpierw przybiegła do niej Wierzbowy Nos, z wiadomością, że Bagnisty Kwiat zmarła. Na początku niebieskawa kocica myślała, że kotka z niej żartuje, aczkolwiek pysk miała śmiertelnie poważny, a w kącikach oczu łzy. Wtuliła się w klatkę piersiową przywódczyni, czyniąc je mokrym przez słone łzy.
Milcząca Gwiazda przez kilka uderzeń serca tępo wpatrywała się w pustą przestrzeń przed sobą, czując jak zalewa ją fala żalu i smutki. Straciła kolejnego kota - wcześniej młodego kocurka, przyszłość Klanu Wilka, nie doczekał się nawet swojego mianowania na terminatora. A teraz wojowniczka, nie tak dawno nią mianowana, która miała przed sobą całe życie. W Klanie Wilka była znana ze swojego złośliwego charakteru, bycia gburem oraz ciętego języka, ale nikt nie mógł powiedzieć, że była nielojalna. Każdy wiedział, że za klan skoczyłaby w ogień.
Zadrżała, powracając do rzeczywistości. Wierzbowy Nos straciła kolejne dziecko, wcześniej zmarł uczeń Czarna Łapa, próbując przeskoczyć odległość kilku długości lisa. Spadł z krzykiem, jednak nikt nigdy więcej go nie widział i nie słyszał, więc uznano, że nie przeżył upadku. Mimo raczej spokojnego i opanowanego temperamentu koteczki, teraz nie mogła powstrzymać potoku łez. Cała drżała, a z jej gardła wydobywały się niezidentyfikowane dźwięki, przypominające charczenie.
— Milcząca Gwiazdo, Milcząca Gwiazdo!... — zawodziła żałośnie, odsuwając się od mokrego, krótkiego futra liderki — Co ja pocznę?! Klanie Gwiazd, co ja ci zrobiłam?! Moje dziecko, moje dziecko!...
Niebieskawa kocica przysunęła ją do siebie, przyjacielsko liżąc w ucho. Próbowała uspokoić wojowniczkę szorstkimi i dobitnymi pociągnięciami języka, tak jak uspokaja się kocięta. W końcu dreszcze ustały, ale szloch nadal nie zmieniał tonacji. Nagie gałązki drzew zaszumiały, a z ciemnego nieba ponownie spadły płatki śniegu.
— Wierzbowy Nosie, dlaczego twoja córka zmarła? — spytała spokojnie kotka, gdy uznała, że srebrzysta uspokoiła się wystarczająco.
Myślała, że koteczka wybuchnie jeszcze głośniejszym płaczem, ale teraz tylko cichutko pochlipywała. Niebieskie ślepia, z odcieniem bladej mięty, były zaczerwienione w kącikach i lekko napuchnięte, co psuło efekt urody wojowniczki. Mimo wszystko, była bardzo ładną koteczką, a jej dzieci były równe pięknie. Została jej tylko Burzowe Futro i Błotny Pysk, którzy cieszyli się doskonałym zdrowiem. Wierzbowy Nos rozluźniła mięśnie, wzdychając ciężko:
— Wszystko wytłumaczyła mi Lawendowy Płatek — zaczęła niepewnie, urywając w niektórych miejscach — To nie żadna choroba, zakażenie czy rana. To jej poświęcenie dla Klanu Wilka. Nie jadła swoich porcji, zamiast tego dzieliła się nimi z Liliową Łodygą i przyszłymi uczniami, którzy rosną jak na drożdżach. Liliowa Łodyga powiedziała, że nie miała pojęcia, iż młoda wojowniczka nie je. Głód ją zabił!... Głód!...
Ponownie zaniosła się głośnym szlochem, chociaż urwała go od razu, gdy kaszlnęła po raz pierwszy. Pokiwała głową w boki i wstała, ostatni raz ocierając się o bok niebieskawej przywódczyni.
— Dziękuje za powiadomienie mnie, Wierzbowy Nosie — powtórzyła gest wojowniczki, liżąc ją pocieszająco po poliku — Bagnisty Kwiat była bardzo lojalną kotką, nigdy w nią nie zwątpiłam. Klan Gwiazd przyjmie ją z otwartymi łapami. Dziś wieczorem spocznie w ziemi, żeby jej dusza mogła odejść do naszych walecznych przodków.
Wierzbowy Nos zamrugała zaskoczona swymi niezwykłymi oczyma, strzygąc uszami w kierunku kocicy. Jej ślepia przybrały kształt dwóch księżycy w pełni, gdy wreszcie wydukała, dość nieskładnie:
— Ja... nie wiedziałam... Bagnisty Kwiat... twoje słowa... — wzięła głęboki oddech, odwracając ostatni raz łebek w kierunku liderki — Dziękuje, Milcząca Gwiazdo.
Następnie lekkim krokiem ruszyła w kierunku legowiska medyczek. Przywódczyni obserwowała ją przez kilka uderzeń serca, aby następnie zniknąć w egipskich ciemnościach swojego ciepłego legowiska.
Milcząca Gwiazda zastanawiała się chwilę nad swoimi słowami. Wiedziała, że wystarczająco pocieszyła cierpiącą wojowniczkę i podniosła ją na duchu, aczkolwiek zapeszyła się. Straciła kota zdolnego do walki i polowania, w tak trudnym okresie. Bagnisty Kwiat lubiła kocięta, ale nikt nigdy nie widział jej, żeby spędzała czas z kociakami Liliowej Łodygi. Jedynie jako terminatorka odwiedziła kociarnię wraz z bratem i Biegnącym Strumieniem oraz Różanym Polem, a oprócz tych wizyt nikt więcej jej tam nie widział. Przywódczyni miała tylko nadzieję, że nie będzie więcej ofiar.
___________________________________________________________________________________
Usłyszała głos Szepczącego Wiatru, jakby dochodził do niej spod wody. Dźwięk był rozmyty, słabo słyszalny. Dopiero, gdy otworzyła krystalicznie niebieskie oczy otworzyły się, a paszczękę rozdarło ziewnięcie, dosłyszała słowa swej córki:
— Milcząca Gwiazdo — jej ton głosu był pozbawiony jakiegokolwiek wyrazu, wręcz oschle obojętny — Mamy nieproszonego gościa.
Ostrość widzenia powróciła do liderki i mogła omieść wzrokiem młodego samotnika, którego Burzowy Kwiat brutalnie popchnął. Czarnobiały kocur, zwany Motylim Skrzydłem, upomniał go piorunującym spojrzeniem i drżeniem końcówki ogona.
Milcząca Gwiazda obejrzała gościa od czubka łebka, aż po pazury. Nie wyglądał na groźnego, ba!, był tak mizerny, że aż liderka zastanawiała się, jak stoi na łapach. A łapy! Ach! Były w krwi, zmaltretowane, jakby koń postanowił je stratować. Źrenice kocicy zmniejszyły się, gdy oblizała pyszczek, a z jej gardła wydobył się cichy pomruk:
— Polował? — jej pytanie zapewne nie miało najmniejszego sensu dla samotnika, ale wystarczy, że zrozumiała je kompania wojowników.
— Skądże znowu! — odpowiedział jej poważnym tonem głosu czarnobiały kot, zwracając swoje spojrzenie na Burzowy Kwiat — Tylko naruszył nasze granice.
Młody kocur zadrżały na całym ciele, z którego dosłownie wystawały żebra. Śmierdział Potworami i Dwunożnymi, a jego swąd rozniósł się po całym jej leżu. Zmarszczyła z niesmakiem nos, jednak poczuła, jak serce jej topnieje na widok jego wyglądu. Westchnęła ciężko.
— Zabierzcie go do Lawendowego Płatku — zażądała tonem nieznoszącym sprzeciwu, po czym odwróciła się do wojowników bokiem — I niech powie, czego szukał na terytoriach Klanu Wilka.
Szepczący Wiatr popchnęła do delikatnie nosem, aby podszedł do niebieskawej kocicy. Samotnik wahał się przez chwilę, po czym, lekko kuśtykając, usiadł tuż obok niej. Jego złociste oczy, wyglądające niczym zboże, lśniły w ciemnościach legowiska przywódczyni.
— Poszukuje pewnego zioła, które uratuje moją rodzinę od śmierci — wyszeptał drżącymi wargami, po czym ugiął się na łapach, jakby uniknął niewidzialnego ciosu — Błagam, to moja jedyna nadzieja.
Milcząca Gwiazda zastanowiła się chwilę, po czym skinęła mu niewielkim łebkiem. Mieli ziół po sam sufit legowiska medyka, a obie kotki czasem żartowały, że wystarczy wyleczyć epidemię kotów z wszystkich czterech klanów.
— Jakie to ziele? — spytała łagodnie, starając się uśmiechnąć, chociaż zmęczenie dawało jej się w kość.
— Nie znam jego nazwy — wyznał lekko zawstydzony kocurek, grzebiąc przednią łapą w podłożu legowiska przywódczyni — Ale znam jego opis i wiem jak wygląda.
Niebieskawa kocica ponownie pokiwała łebkiem, zawieszając się na chwilę. Kot musiał odpocząć i coś zjeść, a potem wyruszyć z ziołem. Jednak kocica miała nadzieję, że kiedyś go spotka, a on się jej odwdzięczy, albo jakiemukolwiek innemu kotu z Klanu Wilka.
— Motyle Skrzydło, zaprowadź go do Lawendowego Płatku i Burzowego Futra — miauknęła do starszego wojownika, kiwając końcówką ogona, że Szepczący Wiatr i Burzowy Kwiat mogą odejść — Poproś nasze medyczki, aby opatrzyły mu rany i pozwól mu wziąć coś ze stosu. Biedak wygląda, jakby był już jedną łapą w Klanie Gwiazd.
Nie chciała złorzeczyć, ale kot naprawdę wyglądał mizernie. Trząsł się cały, a krew na ranach nadal ciekła cienką strużką, natomiast wzrok był rozlatany. Wojownicy wyszli, a czarnobiały kocur skierował się z samotnikiem w stronę leża medyczki.
<< Len? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz