Nadeszła noc ciągnąc za sobą zebranie klanów. Liderka
pozwoliła mi iść, dawno nie byłem na takim spotkaniu. Ostatni raz zawitałem
wiele księżyców temu. Razem z nami poszedł Onyksowy Łowca, Szary Płomień i Błyskający Wąs. Nie
było z nami żadnego ucznia, gdyż wszystkie kocięta Ametystowej Chmury są zbyt
młode aby dostać swego mentora. Pamiętam jak ją odwiedziłem, by sprawdzić czy
kocięta mają się dobrze. Wyglądały na zdrowe i silne. Jestem przekonany, że
będą z nich świetni wojownicy. Jednak na razie nie odstępują matki na krok. Gdy
tak patrzę na Onyksowego Łowcę, zdaje sobie sprawę jak jego kotki są do niego
podobne, w sumie to normalne, w końcu to ich ojciec.
Szliśmy powoli, a światło księżyca przebijało się przez
ciemne liście drzew. Mijaliśmy wiele leczniczych roślin, które z pewnością by
się przydały, wiecznie mi ich brakuje. Klan Klifu nie miał przede mną medyka,
przez co ich zbiory są ubogie, musze je stale napełniać. Zacząłem iść trochę
szybciej by zrównać się z Niespodziewaną Gwiazdą. Kiwnąłem do niej łbem i
zacząłem:
- Moja droga, jak będziemy wracać zatrzymamy się na tych
polach, dobrze? Jest tutaj wiele leczniczych ziół które bardzo mi się
przydadzą, a których brak w moich zapasach. Pragnę także na chwilę zatrzymać
się na terenach klanu Nocy, mają tam niezbędne rośliny, rosnące tylko przy
rzekach.
- Dobrze Zakrzywione Oko, wezmę to pod uwagę- mruknęła
liderka. Wyczułem w jej głosie nutkę smutku, jakby coś ją trapiło. Nie
zdecydowałem się zapytać o co jej chodzi, to kotka, nigdy nie zrozumiem tej
odrębnej rasy. Mruknąłem tylko coś pod
nosem i znowu zacząłem się wlec z tyłu. Dwaj wojownicy rozmawiali między sobą,
słyszałem tylko, że ich dyskusja była oparta na sprzeczaniu się o to jaki
sposób na złapanie myszy jest lepszy. Uśmiechnąłem się do siebie, brakowało mi
czasów kiedy to ja mogłem je łapać. Teraz, jestem kaleką. Może brak oka nie
jest taki straszny, ale i na słuchu mi siada. Lis naprawdę mocno rzucił mną o
ziemię. Westchnąłem z żalem, jestem wściekły na siebie, że tamtego dnia dałem
się ponieść adrenalinie i rzuciłem się na lisa…to nie był dobry pomysł. Żałuję
tego.
W końcu doszliśmy do drzewa. Dwa klany już czekały, jeszcze
tylko nie zjawił się klan Wilka. Wszyscy czekaliśmy na nich. Postanowiłem
rozejrzeć się i popatrzeć na inne koty. Klan Burzy przyprowadził swoją medyczkę,
Suchy Liść. Była to młoda i piękna kotka, oszpecona przez los. Poruszała swoim
jednym uchem patrząc nerwowo na wszystkie strony. Widziałem jak próbuje poruszyć
tym co zostało jej z ogona. Tak jak ja, nie posiadała oka. Czułem jej ból,
życie i ją skrzywdziło. Klan Nocy nie miał swej medyczki, stracili ją niedawno.
Biedna, Oszroniona Paproć zginęła
zasypana przez lawinę. Z tego co usłyszałem, zbierała zioła na zapas. Wskoczyła
na wyższą półkę skalną z której spadła a za nią posypały się kamienie. Każda
jej kość została połamana. Bardzo było mi jej żal, mimo iż nie znałem jej. Wtem
zza drzew wyszła Wojenna Gwiazda za którą szedł szary kocur, oraz bialutki jak
śnieg kot z bladymi oczkami. Za nimi
szła…kotka. Od razu poznałem w niej medyka. Była bardzo młodziutka, widziałem
to. Stąpała delikatnie, jakby kroczyła po chmurach. Jej brązowe futerko zlewało
się z barwą nocy. Wtem spojrzała na mnie swymi jasnymi, zielonymi oczami.
Ujrzałem blizny na jej pysku, nie wiedziałem skąd się wzięły, ale były bardzo
głębokie. Zebranie jeszcze się nie zaczęło więc wykorzystałem okazję i
podszedłem do młodej medyczki.
- Witaj, jesteś z klanu Wilka?- zagadnąłem. Kotka obrzuciła
mnie chłodnym spojrzeniem, jakbym był intruzem, którego ma się natychmiast
pozbyć.
- Tak. Na imię mi Sowie Skrzydło, a tobie…- chwilę wąchała
powietrze- jak na imię, kocie z klanu Klifu?
- Jestem Zakrzywione Oko. Jak zapewne wiesz, jestem medykiem
Klanu Klifu.
- To dobrze, od dawna nie mieli medyka, w sumie nie pamiętam
by kiedykolwiek mieli, nawet z opowieści ojca nie wywnioskowałam tego iż
jakikolwiek kot dobrze znający się na ziołach przebywał na ich terenach, chyba,
że jakiś intruz- zaśmiała się Sowie Skrzydło. Imponowała mi. Miała bardzo
specyficzny charakter, już od początku wyczułem iż jest to kotka z ciężkim żartem
i dość ostrym usposobieniem. Intrygowała mnie. Na chwilę zapomniałem o tym iż
oboje jesteśmy medykami, moje serce zaczęło bić szybciej. Coś poczułem. Postanowiłem jak najszybciej odgonić te
niedobre myśli.
- Moja droga, powiedz mi od jak dawna jesteś medykiem?-
zapytałem, chciałem by nasza rozmowa trwała.
- Od niedawna, kilka księżyców. Wiesz, jestem dość młoda, a
my już mamy medyka. Ja jestem na zastępstwo, w razie wypadku- zaśmiała się,
chodź wyczułem iż się spina.
- Czy coś się stało?- zdobyłem się na odwagę i zapytałem ją.
Nie umiem rozmawiać z kotkami, to jest o wiele cięższe niż toczenie głazu na
praktycznie pionową skałę. Sowie Skrzydło kiwnęła głową.
- Tak, po prostu nie wiem czy dam sobie radę sama,
rozumiesz. Zapewne też się bałeś. Ta odpowiedzialność, jaka spoczywa na tobie.
Jak nie pomożesz kotu…on może umrzeć-powiedziała bardzo cicho kotka. Kiwnąłem
głową, dobrze wiem co to znaczy. Zawsze się tak czułem za życia Błotnego
Liścia. Nagle rozpoczęło się zebranie. Nie miałem zamiaru odejść od Sowiego
Skrzydła, a i ona się nie ruszyła. Siedzieliśmy obok siebie. Nagle poczułem na swoim ogonie czyjś.
Spojrzałem w dół i zauważyłem, że Sowa trzyma swój puchaty ogonek na moim.
Uśmiechnąłem się mimo woli i spojrzałem na profil kotki. Była wpatrzona w
liderów i słuchała ich, mimo to na jej pyszczku pojawił się radosny uśmiech.
Po skończonym spotkaniu klany zaczęły się rozchodzić.
Pożegnałem się z Sowim Skrzydłem i gdy miałem odejść, ta szepnęła mi do ucha:
- Spotkajmy się jutro, przy granicach, na obrzeżach, widziałeś przy Zgniłym Miejscu tą małą
sadzawkę? Tam będę czekać. Stań na krańcu swego terenu, ja przyjdę.
Po czym skoczyła za Wojenną Gwiazdą i odeszła w mrok.
Wróciliśmy późno, musiałem nazbierać trochę ważnych ziół.
Nadal nie byłem pewny czy przyjść. Może to zasadzka? Jednak coś kazało mi
wierzyć kotce. Odłożyłem liście i położyłem się na posłaniu. Miałem zamiar iść.
- Oh Gwiezdny Klanie, czy
postępuje słusznie kierując się sercem?- mruknąłem pod nosem po czym usnąłem
otoczony mrokiem mojego własnego domu.
Kolejny dzień nastał na tych przepięknych terenach. Gwiezdni
nie dali mi żadnych złych znaków, co oznaczało, że dają mi wolną łapę, mogę
iść. Przemierzałem lasy, a następnie przeszedłem przez drogę grzmotu, była dziś
bardzo spokojna. Potwory się nie pojawiały, jak każdego ranka.
W końcu dotarłem do Zgniłego Miejsca. Tak jak kazała udałem się na obrzeża terenu. Usiadłem i czekałem. Wpatrzyłem się w jasne niebo po którym leniwie płynęły chmury. Letni wietrzyk owiewał moją krótką sierść dając miłe uczucie. Było ciepło, ale nie aż tak. Po chwili wyczułem innego kota. Spojrzałem na pola po czym zobaczyłem młodą kotkę wyłaniającą się zza krzaka. Sowie Skrzydło. Powitałem ją kiwnięciem łba i serdecznym uśmiechem.
W końcu dotarłem do Zgniłego Miejsca. Tak jak kazała udałem się na obrzeża terenu. Usiadłem i czekałem. Wpatrzyłem się w jasne niebo po którym leniwie płynęły chmury. Letni wietrzyk owiewał moją krótką sierść dając miłe uczucie. Było ciepło, ale nie aż tak. Po chwili wyczułem innego kota. Spojrzałem na pola po czym zobaczyłem młodą kotkę wyłaniającą się zza krzaka. Sowie Skrzydło. Powitałem ją kiwnięciem łba i serdecznym uśmiechem.
<<Sowie Skrzydło?>>
Ej! Przecież nasze klany nigdy się nie spotykają! Jedynie Klany Wilka i Klifu jak już. Nawet nie mamy gdzie się spotykać! Cztery Drzewa były obozem Klanu Wschodu, a teraz służą jako cmentarzysko dla ponad 6 kotów. Ponadto mieszka tam teraz Pomarańczowa Stopa, a okolica cuchnie śmiercią i wronią strawą.
OdpowiedzUsuńKrokiet ma złe info, bo Oszroniona zostałą przysypana przez błoto i kamienie nad wodospadem, kiedy szukała lidera.
A to taka moja spostrzegawcza uwaga: każdy medyk ma coś z ryjem. Poza Suchą, ale ona jest stara, wiec i tak może mieć coś z ryjem.
Trochę mnie nie było, ale... Czy Sowa magicznie odzyskała węch?
OdpowiedzUsuńJezus Maria, NIE CZEPIAJTA SIE XD
OdpowiedzUsuńJestem ogarnięta jak bogata laska w kuchni, czyli nawet nie wiem jak ugotować ryż, co oznacza że sama się gubię w tym wszystkim. Uznajmy, że jest ok, wybaczcie mi za to haniebne opowiadanie, następnym razem będę uważać.
~Oczkeł soł smutny
Naskarżę na was imortalowi :CCCCCCCCC Niedobre picze napalone :333
OdpowiedzUsuń