- N-no co ty - Załkał krztusząc się własnymi łzami. Uniósł delikatnie spojrzenie nad horyzont ich terenów, aby z oddali dostrzec delikatne wzniesienie. Kotu z innego klanu trudno byłoby zdać sobie sprawę, że to właśnie jest obóz Klanu Burzy, ale on jako wojownik doskonale wiedział, że to tam. Prawie z równą pewnością wiedział, że gdzieś tam krząta się Lamparcia Gwiazda, który nie byłby zadowolony z tego wszystkiego. A może byłby? Nie wiadomo co odczuwał. W końcu z początku nie był zbyt zadowolony z tego, że przynieśli tu Virusa, ale koniec końców zdecydował się, aby to klan zdecydował. Wtedy kudłaty syn Złotej Melodii przytulał młodego, chcąc dać mu otuchy. Stwierdził zgodnie ze swoją przyjaciółką, że jeżeli się nie zgodzą to i tak go nie odniosą. Wiedzieli, że wyrósłby na wojownika. Jednakże Nocne Niebo go poparł... i po co? Żeby siedział wieki w kociarni?
- To dobrze.
- Do-dobrze? Próbujesz mi popra-prawić hu-humor, tak? - Spytał prawie pewny wojownik i po chwili próbował się podnieść, ale jego łapy zadrżały. Delikatnie oparł się o drzewo, pod którym jeszcze przed chwilą leżała Ciernista Łodyga. Trawa kołysała się za każdym razem, kiedy z południa przybywał ciepły, przyjemny podmuch wiatru. Był on tak kojący, że było to aż frustrujące. Jakby natura chciała to wszystko zataić, wrzucić jak niepotrzebne brudy pod dywan. Wypuścił szybko przez nos powietrze, a następnie podniósł swoje zaszklone oczy w dal. - Na Gwiezdny Klan, trakto-traktowałam go jak własne dziec-dziecko! Był z nami tak kró-kró-krótko, że to aż dzi-dziwne...
- Bo nie masz dziecka, Brzoskwiniowa Gałązko! Z resztą... myślisz, że ja jestem z tego zadowolona?! Musimy po niego iść, zrobić cokolwiek.
- Gdzie chcesz iść? To tak jak wyszukane malutkiego węgielka wśród kamy-kamyków. - Parsknął, uderzając łapą mały, zaokrąglony przez wiatr wiejący tu na okrągło kamyk, a ten poturlał się w przód. Zniknął w trawie, ale to nie było teraz zbyt ważne. Z resztą, ten mały odłamek nigdy nie był ważny. W tym momencie w myślach obydwojga kotów krążyła jedynie jedna myśl, Virus.
- W którą stronę pojechał ten potwór?
- W stronę Złotej Trawy.
Kocur zmarszczył brwi i skierował wzrok w dal. Ich tereny były praktycznie pozbawione drzew, oprócz pojedynczych dębów czy Czterech Sióstr, dlatego było tutaj bardzo przejrzyście. Z tego miejsca widział złote plamki, którymi mogły być wyższe kłosy. Gdyby nie pagórki to być może widziałby całe żółtawe pole, a obok niego ciemną, błyszczącą w blasku słońca Grzmiącą Ścieżkę.
- Jechali wolno, prawda?
- Co? Nie wiem, w porównaniu do innych potworów nie była to duża prędkość, ale nie zdążyłabym ich dogonić, jeżeli o to ci chodzi.
- Czyli im się nie śpieszyło! - Dalej kminiła bura Ciernista Łodyga, a po swoim słowach rzuciła się przed siebie, w stronę czarnego pasu i krańcu terenów Klanu Burzy. Była o wiele szybsza od wojownika, dlatego ten już po chwili był cały zmęczony, a jego grube futro w taką pogodę wcale nie pomagało. W końcu zatrzymał się zdyszany, a młodsza kotka spojrzała się na niego z ukosa i zatrzymała się. - No co, nie rozumiesz? Za bagnami, nieopodal Złotej Trawy jest siedlisko. Skoro im się nie spieszyło to najpewniej są gdzieś w pobliżu.
- Niestety, nie mogę podzielić twojego entuzjazmu, nie wiemy gdzie go wysadzili ani... nic!
<Ciernista Łodygo? :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz