Jakiś czas temu
Liliowy kot jako (nie)stabilny członek warzywnej rodziny postawił sobie za słuszność, aby doglądać Kalafior, Brukselki, a także… Pokrzywa. Ci, którzy przebywali z kocurem wcześniej, wiedzieli, że coś się święci. Choroba Kwitnącej Kalafior musiała bardzo na niego wpłynąć. Gdy Pokrzywowy Wąs zaglądał do legowiska medyków, rozmawiał również czasem z asystentem medyka. Ich rozmowy nigdy nie były długie, czy jakoś szczególnie treściwe. Właściwie poza aktualnymi konwersacjami o matce Koperka nie odbywali większych rozmów nigdy. Cętkowany nigdy nie był pewny, czy ojciec był z niego dumny. Czy jeno docenia? Czy zasługiwał na choćby odrobinę aprobaty ze strony wojownika, będąc asystentem medyczki? Widziało to jednak czasem w jego uśmiechu. Wydawał się szczery, choć Koperkowi często brakowało słów pociechy. Chciało z nim móc rozmawiać. Pragnęło zaczepić go, gdy wyrzucili jeno z legowiska medyka i zapytać co o tym myśli. Czy on także obwiniał jeno o śmierć Sosnowej Gwiazdy i jej zastępczyni? A może uważał, że dwoje medyków jest zbyt słaba, aby uśmiercić dwie kotki będące tak wysoko w wojowniczej hierarchii? Tylko że nawet i bez rozmów dosyć dobrze się znali. Niebieski kocur z pewnością mógł się nawet domyślać, kto był prawdziwym winowajcą, lecz się bał. Chociaż co mogło o tym wiedzieć Koperek? Nic. Wyjrzało z legowiska medyków, a widząc, że ojciec po raz kolejny kieruje się w stronę legowiska starszych, uśmiechnęło się lekko, choć trochę martwiło się o stan zwierzyny w ostatnich czasach. Samo wolało odpuścić sobie niektóre posiłki, aby można było najpierw nakarmić najmłodszych. Widząc obok kocura Lodowy Omen, westchnęło cicho i schowało się w legowisku.
“Pewnie pójdą na jakiś patrol… Mam nadzieję, że coś znajdą” pomyślało.
***
Akurat układało ziółka, gdy usłyszało hałas gdzieś nieopodal wejścia do obozu. Lekko przerażone obejrzało się, aby sprawdzić, czy nie był to atak na obóz. Jak się jednak okazało była to tylko piątka kotów. Z czego dwoje z nich Roztargniony Koperek jeszcze niedawno widziało wychodzących z legowiska. Najpierw się uśmiechnęło, lecz gdy ujrzało futro Lodowego Omenu, coś w nim zadrżało. Cisowe Tchnienie patrzyła na Pokrzywowego Wąsa z czymś w rodzaju obrzydzenia, z kolei Koper właśnie przeżywało szok. Spojrzało na Cis przerażonym, pytającym, o co chodzi wzrokiem.
— Nie — pokręciła głową kotka. — Nie rozmawiaj z nim. Zdradził klan. Niedługo i tak umrze. Najlepiej w ogóle się przejdź. Poszukaj Jarzębinowego Żaru i pomóż jej w zbiorze ziół — dodała, a Koper zmarszczyło brwi.
— Mój ojciec nigdy nie zdradziłby klanu. Mnie mogli osądzać, ale nie moją najbliższą rodzinę — syknęło cicho, po czym wzburzone wyszło na spacer. Ostatnie czego chciało to rozmowa dwóch rozemocjonowanych kotów. Z jednej strony cętkowany, który nie chciał wierzyć w rzekomą zdradę jego ojca, a z drugiej strony sam Pokrzyw, który z pewnością nie wiedział co począć w tej sytuacji.
“Czy coś wydarzyło się między tatą, a jego byłą mentorką? Znalazł ich patrol…wraz z Bladym Licem” myślało, mając nadzieję, że coś z tego załagodzi sprawę.
“I dlaczego ma umrzeć? Przecież to nienormalne. I niemoralne! Takiego kota nie powinno się po prostu…wygnać?” pomyślało, a z jego oczu wypłynęło kilka łezek. Położyło się pod jednym z drzew i ułożyło głowę na łapach.
“Chciałobym z kimś o tym porozmawiać. Tylko z kim? Brukselka mnie nienawidzi, mama jest ciężko chora, a Kosaciec to mysi móżdżek… Jestem samo. I chyba jednak muszę to zaakceptować” mruczały jeno myśli, aż w końcu wyczerpane emocjami zasnęło, zupełnie zapominając o otaczającym jeno świecie.
***
Nie minęło dużo czasu, jeno drzemka trwała naprawdę krótko. Wróciło do obozu, zaglądając na moment do legowiska medyków.
— Przepraszam. Zaraz wrócę, muszę porozmawiać z Kwitnącą Kalafior — mruknęło do tortie i ruszyło w stronę legowiska starszych, spotykając się tylko z krótkim prychnięciem ze strony byłej mentorki.
Usiadło blisko białej kotki i uśmiechnęło się słabo. Bało się, że może zmartwić matkę, tym co zaraz powie. Zastanawiało się nawet czy nie lepiej, aby dowiedziała się później. Tylko że Koper nie chciało, aby matka uznała, że jej nie ufa.
— Mamo. Cz-Cześć. J-Jak się czujesz? — zapytało, liżąc Kalafior czule po głowie. Kotka uśmiechnęła się lekko, choć widać było, że jest wyczerpana.
— Nie jest źle. Tylko…wszystko mnie boli, wiesz? — mruknęła, kładąc głowę na wyraźnie obolałych łapach.
— Wiem mamo, wiem. Naprawdę robimy, co możemy, aby ci pomóc. Tylko że to wszystko z reguły za słabo działa. Jest…bezużyteczne — miauknęło, a w kąciku jeno oka zakręciła się łezka.
— Ale po lekach przez moment czuję się lepiej… To chyba dobrze co? — miauknęła, uśmiechając się do liliowego, który dosłownie jedno bicie serca później zaczął płakać.
— Tak mamo. To dobrze… — miauknęło, odruchowo wtulając się w jej futro. Kalafior zdziwiona po chwili lekko opatuliła swoje dziecko obolałą łapą.
— To chyba pierwszy raz, gdy przytulasz się do matki. Czy coś się stało? — zapytała Kalafior, przechylając głowę lekko na bok.
— J-Ja… Znaczy. Z-Znaczy tata. Tata chyba…tata chyba zaatakował Lodowy Omen. Z tatą coś się stało. P-Pokrzywowy W-Wąs… Ch-Chyba zdradził k-klan. Mamo, on ma umrzeć! — miauknęło jak najciszej, aby nie zbudzić ze snu pozostałych starszych.
Kalafior leżała przez moment zmrożona słowami bicolora.
— Och… Mogę z nim porozmawiać? — zapytała, dalej przytulając syna.
— N-Nie wiem. Dasz r-radę? — zapytało, przechylając lekko głowę na bok.
— Nie może przyjść tutaj?
— Odseparowali go — stwierdziło, gdy już odrobinę ochłonęło. — Przepraszam mamo. Nie powinnom ci tego mówić. Proszę, nie wychodź stąd bez potrzeby. Jesteś głodna? — odsunęło się od matki i dodało, chcąc zatrzymać matkę w legowisku, choć widać było, że ta rwała się do wyjścia.
— Nie jestem głodna. Chcę porozmawiać z Pokrzywowym Wąsem…proszę — mruknęła, patrząc na niebieskookiego zrozpaczona.
— Nic nie jadłaś… Mamo. Mamo, ja przepraszam. Zostań tu. Naprawdę proszę cię, zostań tu. Tyle emocji też może być dla ciebie niebezpieczne — miauknęło, a gdy w końcu zauważyło, że matka odpuściła i zmęczona zasnęła na posłaniu, wypuściło całe powietrze z płuc.
“Przepraszam mamo. Nie powinnom do tego wszystkiego dopuścić…”
***
Stało z boku. Słuchało słów Nikłej Gwiazdy tak, jak odległego szumu fal, który kompletnie nic jeno nie mówił. Patrzyło na ojca, mając nadzieję, że choć na chwilę zyska jego uwagę, choć wiedziało, że w jego oczach to Brukselkowa Zadra była tym lepszym potomstwem. Nie zdążyli porozmawiać z ojcem i w zasadzie to właśnie ten fakt najbardziej zaprzątał mu w tej chwili myśli. Obserwowało niebieskie futro, a w momencie, gdy usłyszało słowa ojca, uśmiechnęło się lekko.
“Fakt. To idioci.” pomyślało i obserwowało w ciszy sytuację.
“Dziwne. Tata jeszcze walczy. Nie wiem, czy byłeś dumny ze mnie… Ale ja jestem dumne z ciebie tato” spojrzało na ojca po raz ostatni, a widząc, że sytuacja zmierzała do zakończenia, odwróciło głowę, nie chcąc widzieć śmierci ojca.
“Tak musiało się stać. Mam nadzieję, że Kwitnący Kalafior da sobie z tym wszystkim radę…” mruknęło do siebie w myślach, a gdy już było po wszystkim, wróciło do legowiska medyków. Niedługo po tym zasnęło przytłoczone własnymi myślami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz