Dzień i dzień, i dzień, i dzień i tak wszystko idzie i idzie. Pomiędzy dniami, noce. Potem znowu dzień i nic tylko mech, Borowik i Puma. Czasem Czernidłak, czasem jakieś zabawy z młodymi Kajzerki, ale one są trochę młodsze, więc czasami nudne. Puma robi co może, żeby zająć im czas, ale ma też swoje obowiązki, więc często jest zwyczajnie… nudno.
I tak też było tego dnia. Niby wszystko było jak zawsze. Kurka wstał, odepchnął się łapami od brata śpiącego obok i przetarł zaspane oczka. Kajzerka spała niedaleko, jej pierś unosząc się i opadając delikatnie i miarowo. Nie było sensu jej nawet zaczepiać. Bezgłos i towarzystwo wyraźnego śpiewu ptaków wskazywał na to, że kociaki Kajzerki też były jeszcze pogrążone w odpoczynku. Kurka wstał jako pierwszy. I mu się nudziło. Jednak dobrze wiedział, że budzenie innych nie było najlepszym pomysłem. Borowik wczoraj nie spał do późna. Dzieci Kajzerki były marudne jak wstały za wcześnie, a Kajzerka “musi odpoczywać” - w słowach taty Pumy. A tata Puma? Może już nie spał.
Kurka wygramolił się ze swojego wygodnego posłania i na swoich krótkich łapkach podążył do miejsca, z którego koty zawsze wyłaniały się, kiedy wchodziły do żłóbka. Bo właśnie w żłobku Kurka spędzał swoje długie i nudne dni. Nudne, kiedy wszyscy spali i nie było taty Pumy oczywiście.
Kurka nie musiał się wciskać w wejściu, był na tyle drobny, że wyślizgnął się na zewnątrz z łatwością. Już tu kiedyś był, raz dokładnie. Wszystko duże, nawet w porównaniu do dorosłych kotów, wydawało mu się wtedy przerażające. I nadal trochę tak było, ale wtedy bał się znacznie bardziej. Teraz, nabrał trochę pewności, że drzewa wokół były bezpieczne. W końcu na nich spali wojownicy i uczniowie i nawet lider. Sówka, lider Owocowego Lasu była dla Kurki nadal jedną wielką niewiadomą. Nie widział jej jeszcze, ale słyszał już to i owo, głównie dobre rzeczy i jakieś plotki, które wypadły mu z głowy. Był za mały, żeby się tym wszystkim przejmować. Kociak wyszedł przez żłobek i zadarł główkę do góry, tylko po to, żeby się wzdrygnąć na samą myśl o tym, jak otwarte jest niebo. Ale to było wysoko, tutaj, między drzewami było dobrze. Kruka żwawym krokiem ruszył przed siebie, jego oczka wbite wysoko w korony owych drzew szukając taty lub drugiego taty, który też czasem się pokazywał. Dlatego też wchodząc w obcego mu kota, prawie od razu spojrzał na jego pyszczek. Ten na początku zgrymasił się w niezadowoleniu, aby potem zmienić się w nieco zdziwiony. Kurka uśmiechnął się nieśmiało, nieco kuląc w sobie. Kotka, bo tak pachniała, miała długą, pręgowaną sierść i…
— Oklapnięte uszy! — Kurka zauważył błyskotliwie, jakby to było poprawne powitanie. Kotka przewróciła na niego oczami chyba niezadowolona z jego obecności.
— I co w związku z tym? — prychnęła, a jej wąsy poruszyły się nieznacznie.
— Ładne.
Kurka jednak się nie przejął, bo przecież w kocięcej krwi płynie kompletnie błędne interpretowanie zachowania dorosłych kotów, prawda? Prawda. W końcu kociaki dopiero uczą się, kiedy inni są niezadowoleni. Kotka zmierzyła go wzrokiem i nie skomentowała jego komplementu.
— Co tutaj robisz? — dodała prędko, w końcu był kociakiem, małym i bezbronnym, poza żłobkiem.
— Szukam taty, bo wstałem... I mi się nudziło — odparł. Chwilę się zastanawiał czy mówić prawdę, ale kotka pachniała trochę jak tata i Kajzerka. Chyba jak koty z lasu? Wszystko na to wskazywało, bo każdy kot, którego do tej pory spotkał Kurka pachniał trochę inaczej, ale tak samo. Przynajmniej dla niego.
— Który to twój tata?
— Puma i Cze... Czer-ni-dłak — Drugi tato miał trochę trudne imię, Kurka musiał je przeliterować.
— Wyszli, nie ma obu — Kotka machnęła ogonem i zdawało się, że będzie odchodzić. - Wracaj do żłobka.
— Ale tam jest nudno. Może ty się ze mną pobawisz?
<Figa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz