Guziczek nudził się niezmiernie. Dopiero niedawno nauczył się porządnie biegać, a już był istną kulką chaosu, dlatego, gdy zobaczył śpiące, troszkę większe kuleczki puchu, stwierdził, że jedna z nich, ta z białymi plamami, będzie jego celem. Dlatego wymykając się, gdy mama nie patrzyła, podbiegł do Kurki i pociągnął jego ogon, by ten się obudził. A więc gdy ten tylko podniósł głowę, kociak rzucił się, aby go przygnieść. Nie wiedział jeszcze jak dużo siły ma w łapach, dlatego nie szczędził się w przepychance. Jednak usłyszał tylko prychnięcie matki, musiała zauważyć, że go nie ma.
— Ale mamo… — zapiszczał niezadowolony, patrząc na nią tymi oczami, które sprawiały, że kotka tylko machnęła łapą i zapominała o tym,co właśnie przeskrobał jej syn.
— Chodź zjeść. Pobawisz się zaraz. I delikatniej! — upomniała, a towarzysz puścił kocura.
Guziczek wstał, nie do końca zadowolony i ruszył do mamy.
Mimo to, gdy dostał od niej mleko, poczuł jaki był głodny przez te zabawy i długi czas niejedzenia, więc chętnie zjadł swoją porcję, a potem usnął. Chociaż na początku chciał wrócić od razu po zjedzeniu do zabawy, tak Kajzerka poprosiła, aby ten został “jeszcze minutkę”. Z pełnym brzuchem i towarzyszącą nudą wybrał się na podróż w krainie snów. Mimo to raczej nie został w niej długo, gdy usłyszał jakieś szmery, przebudził się, a gdy usłyszał znany mu już głos towarzysza, od razu wstał, chociaż nadal zaspany i do niego podbiegł.
— Pobawisz się ze mną? Albo nie! Poszukamy ładnego kamyka? — zobaczył skaczącego przyjaciela i za moment sam dołączył.
— Ja też chcę!
— Em… No nie wiem… Kajzerko? — Kocur spojrzał na jego mamę. Guziczek wiedział, że kotka nie lubi, gdy ten odchodził za daleko, bardzo się o niego martwiła. Kochał to w niej, ale sprawiało to, że okropnie się nudził.
— Proszę mamo! — rzucił kocurek, zanim kotka zdążyła się sprzeciwić i oczywiście zaraz zrobił wielkie oczy, aby ją przekonać.
— Nie za daleko od żłobka! — rozkazała.— I wróć za chwilę. Miej je na oku Czernidłak!
— Oczywiście. — kocur skinął głową. — No to… Co? Chodźmy.
Guzik, zaciekawiony tym, co znajdą, albo w co się pobawią, chętnie ruszył za czarno-białym kotem.
— Super, że udało ci się namówić swojego tatę. A on namówił moją mamę! — zapiszczał szczęśliwy kociak, do nowego towarzysza. — Nigdy wcześniej nie byłem z dala od żłobka!
Ignorował fakt, że wcale nie byli daleko, wystarczyło się obrócić, a żłobek i czekająca na jego mama, nadal byli widoczni. Naprawdę był podjarany tą, jakże małą dla zwykłego kota, ale ogromną dla niego, wyprawą. Chciał zaczepić towarzysza i zacząć z nim kolejną zabawę, zauważył jednak, że tamten kuli ogon, a sierść stoi mu dębem. Wyszli trochę poza żłobek, a ten już się bał? Guziczek zastanawiał się czego, bo przecież sam był tylko zaciekawiony wszystkimi tymi kotami, które się kręciły i zimnym podmuchem wiatru, który łaskotał jego policzki.
— Popatrz, kamyczek! — mruknął zaraz Guziczek, rozpraszając się tym, co przed chwilą miał w głowie. Co to w ogóle było? Już nie pamiętał. Szturchnął tylko, na szczęście okrągły, kamyczek, który poturlał się w stronę jego towarzysza.
Kurka jednak nie zareagował, a gdy kamień dotknął jego łap, odskoczył jak oparzony. Spojrzał to na Guziczka, to na kamyczka, a zaraz zaśmiał się i poturlał piłeczkę w stronę młodszego, ten za to skoczył na “zdobycz” i uśmiechnął się szeroko, gdy kamyk stanął w miejscu przyciśnięty jego łapą.
— Pobawmy się w ganianego! — zaproponował zaraz. — Ty gonisz! — Spojrzał na najstarszego kocura. — Tylko odlicz do 10! — rzucił jakby oburzony i zaraz przybliżył się do Kurki. — Schowajmy się gdzieś! — zaproponował szeptem.
<Kurko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz