Poranny wiatr delikatnie muskał sierść kotki, podczas gdy wybierała się właśnie na polowanie z bratem i jego uczniem, Świergoczącą Łapą. Młodszy kocur właśnie węszył w powietrzu, szukając zwierzyny. Gdy już zareportował mentorowi zapachy, które wyczuł, został odesłany do łowienia. Postrzępiony Mróz uśmiechnęła się delikatnie. Przypomniały się jej czasy, w których sama szkoliła Astrową Łapę… Może i teraz znów dostała uczennicę, jednak była przy niej bardziej spięta, niż wtedy, gdy trenowała Aster. Bała się, że znowu zawali jej trening, że popełni błąd. Potrząsnęła głową, czując ogon brata na swoim barku.— Wszystko okej? — zapytał zmartwiony. Kotka uśmiechnęła się ciepło. Jego wsparcie naprawdę pomagało jej przejść cięższe chwile.
— Tak, dzięki. Szkolenie Świergoczącej Łapy idzie ci nawet nieźle, z tego, co widzę? — spojrzała w krzaki, w których zniknął kocurek.
— Oczywiście, jestem z niego dumny. A Zmierzchnicowa Łapa? Słyszałem, że jest nietypowa.
— Jakoś sobie radzi… Nie trenuję jej jakoś długo. Nie wiem, czy mogę powiedzieć coś więcej. — spojrzała na swoje łapy. Kocur przez chwilę tylko przyglądał się jej.
— To nie twoja wina — wyszeptał czule — Każdy przeczuwał, że Astrowa Łapa zmieni ścieżkę. Od małego interesowała się ziołami. Kręciła się obok legowiska medyków nieustannie.
— Ale wydawała się być na mnie zła. Albo… niezadowolona. Gąsieniczku, ja po prostu czułam się niechciana. — spojrzała na niego z zaszklonymi przez łzy oczami. Kocur liznął ją pomiędzy uszami i spojrzał na nią ze zmartwieniem.
— Nie przejmuj się. Po prostu nie potrafiła przekazać tego, jak się czuje.
— Może masz rację… — przyznała szylkretka. Jednak jeśli miała być szczera, w obecności byłej uczennicy czuła się niekomfortowo, jakby w gardle ugrzęzło jej coś, czego nie była w stanie połknąć. Z krzaków wyskoczył Świergocząca Łapa z sójką w pyszczku, na co kotka prawie podskoczyła, nie spodziewając się go.
— Zobacz! Może być? — skierował pytanie do mentora, na co ten skinął głową z aprobatą.
— Brawo. Ja i Postrzępiony Mróz też pójdziemy zapolować, więc jeśli chcesz, to możesz coś jeszcze znaleźć. — na jego słowa kocurek od razu zakopał pod drzewem zdobycz i znów zniknął w krzakach. Gąsienicowy Ogryzek wstał, wskazując na dalszą część lasu. Kotka podążyła więc za nim, aby zapolować. Wskoczyła za nim w jeden z krzaków jeżyn, zadrapując brzuch, przez co syknęła. Jej brat od razu odwrócił się, patrząc na nią z pytającym wzrokiem.
— Wszystko okej?
— Tak, tylko te krzaki jeżyn potrafią być denerwujące. — burknęła pod nosem, łapiąc kłaczek futra zębami, delikatnie wydostając go z kolców. Polizała ranę, zdenerwowana na swoją nieuwagę. Kocur podszedł do niej i westchnął.
— Będzie najlepiej, jak Wieczne Zaćmienie to obejrzy. — stwierdził, na co kotka przewróciła oczami.
— Jakby po wojnie nie miała wystarczająco roboty. — mruknęła, wstając. — Zapolujmy i wracajmy.
***
Patrzyła, jak rudy kocurek odkłada zdobycz na stertę ze zwierzyną. Sama odłożyła złapaną przez siebie wiewiórkę i wybrała sobie z niej kosa. Ostatnio jej brzuch robił się bardziej okrągły, pomimo tego, że ze zwierzyną było słabo. Co się dziwić, skoro po wojnie było wiele rannych, nie było wystarczająco kotów do polowań, a uczniowie musieli chodzić przez to na jeszcze więcej treningów. Niedaleko dostrzegła Płomienną Łapę, która wychodziła z legowiska uczniów, patrząc na swojego brata. Szylkretce było szkoda tych kociaków, a szczególnie Płomiennej Łapy. Nie dość, że straciła brata, to jeszcze okazało się, że jej mentorka, z którą zapewne była blisko, okazała się być zdrajczynią. Ona sama patrzyła na Zielone Wzgórze z nienawiścią. W końcu to przez nią umarła jej matka. Prawie podskoczyła, już drugi raz tego dnia, gdy znikąd pojawił się obok niej jej brat.
— To co, odwiedziłaś już Wieczne Zaćmienie? — spytał, na co kotka westchnęła.
— Już, już… Chociaż bym zjadła…
— Już ja wiem, że będziesz się próbowała wymigać. — odpowiedział kocur, unosząc brew. Cóż, może i miał trochę racji…
— No dobrze, dobrze… — odłożyła kosa obok niego, aby popilnował jej posiłku, a sama skierowała się do legowiska medyczek. Cóż, jak podejrzewała, te wcale nie cieszyły się na więcej roboty. Wieczne Zaćmienie westchnęła, widząc kotkę.
— Czego trzeba… — zapytała, widocznie zbierając się na bycie miłą. Postrzępiony Mróz rozejrzała się. W kącie legowiska Ćmi Księżyc uczyła czegoś Astrową Łapę. Od razu odwróciła wzrok. Nie chciała patrzeć na młodszą…
— Zraniłam się w brzuch, jeśli nie da się na to nic poradzić, to po prostu pójdę… — odpowiedziała na pytanie medyczki. Ta przywlokła się do szylkretki, sprawdzając ranę. Zatrzymała się jednak gwałtownie, gdy pod swoją łapą oprócz krwi wyczuła też coś winnego. Spojrzała na kotkę dociekliwie.
— Postrzępiony Mrozie, czy ty… Starałaś się z kimś może o potomstwo? — zaczęła ostrożnie medyczka. Potomstwo? Postrzępiony Mróz momentalnie zamarzła. Dlaczego o to pyta?
— Nie, skąd takie pytanie..? — czy medyczka zawsze była tak ciekawska pod względem czyjegoś życia miłosnego? Może i Klanowi Klifu brakowało po wojnie kotów, jednak czemu miałaby akurat jej wspominać o takich rzeczach. Wieczne Zaćmienie spojrzała na nią poważnie.
— Cóż, twój brzuch w takim razie wskazuje na coś innego. — stwierdziła jak gdyby nigdy nic. Futro szylkretki zjeżyło się słysząc te słowa.
— Co!? Jak to, to niemożliwe, ja… — zaczęła się gubić we własnych słowach. Język plątał się jej, jak chyba nigdy dotąd. — Wieczne Zaćmienie, musisz żartować, prawda..?
— Czy wyglądam na kogoś, kto żartuje? Zresztą, nie miałabym nawet na to humoru. — odburknęła.
— Nie możesz sprawdzić jeszcze raz..? To musi być pomyłka… Po prostu więcej ostatnio jem… — zaczynała powoli panikować. Przecież nie mogła być w ciąży, jak? Kiedy to się stało..?
— Postrzępiony Mrozie, po twoich sutkach widzę, że za niedługo zaczniesz produkować mleko, a twój brzuch nie zrobił się większy, zrobił się nabrzmiały. Lekko, ale jest to znak, że jesteś w ciąży. Nie wiem, co mogę ci jeszcze powiedzieć, oprócz tego, że z twoją raną nie jestem w stanie nic zrobić. — Postrzępiony Mróz słuchała tych słów w szoku.
— Oh. Cóż, no… Dobrze… Dzięki za pomoc. — odpowiedziała cicho, tępo patrząc w ziemię. Odwróciła się i wyszła z legowiska. Skierowała się w stronę wyjścia z obozu, jednak zatrzymał ją Gąsienicowy Ogryzek.
— Hej, Postrzępiony Mrozie, co się stało? Źle wyglądasz… — zmartwiony pysk kocura skanował jej twarz dokładnie, jednak ta nadal patrzyła w ziemię. Nie mogła w to uwierzyć. Jak mogła do tego dopuścić? W normalnych okolicznościach cieszyłaby się, jednak… Jej ukochany kocur nie był tu z nią. Nie mógł jej wesprzeć. Nagle, pomimo tego, ilu miałam przy sobie bliskich, poczuła się… Samotna. Jakby ktoś wyrwał jej serce. Spojrzała na swojego brata, na swojego ukochanego braciszka… Przecież jeszcze nie tak dawno razem bawili się w żłobku, a teraz..? A teraz wali się jej życie. Nie wiedziała, co powiedzieć. Słowa ugrzęzły jej w gardle, rozglądała się w kółko nerwowo, aż poddała się, zwieszając głowę. Jedyne, co była z siebie w stanie wydusić, to:
— Jestem w ciąży. — słowa te były tak ciężkie do wypowiedzenia. Podniosła delikatnie głowę, patrząc na zszokowanego już teraz brata. On sam nie mógł uwierzyć tak jak i ona. Klanie Gwiazdy, wybacz mi. Wybacz, że miłość pochłonęła mnie, nie zostawiając nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz