Delikatna mgła osnuwała rozległe tereny Klanu Wilka. Słońce ostrożnie wyglądało zza przyszarzałych obłoków, jakby niepewnie rzucając kilka leniwych promieni na ziemię. Szmaragdowe łodygi upstrzone rosą drgnęły nieznacznie, gdy przez polanę przeszły koty, wydeptując za sobą ścieżkę. W powietrzu unosił się zapach wilgoci, jednak dla niejednego nosa wyczuwalny był również niewyraźny odór Klanu Klifu; zbliżali się do ich siedliska. Natura była tego dnia wyjątkowo spokojna, jakby wstrzymując oddech w oczekiwaniu na najgorsze. Tylko mróz bezlitośnie napierał na wilczaków z każdej strony, podszczypując skórę i gryząc poduszki łap, jakby nic nie robiąc sobie z obecnej sytuacji. Koty były cicho — aż zbyt cicho. Lamentująca Toń mogła usłyszeć powolne oddechy swoich pobratymców, dźwięki ich łap stawianych na ziemi. Kątem oka dostrzegała drżenie ich ciał, drganie ogonów. Niektórzy nieśli się dumnie, gotowi ponieść śmierć za swój klan, a inni raczej woleliby uciec… I do tej drugiej grupy należała Lament. Nigdy nie czuła wielkiego przywiązania do Klanu Wilka; połowa wilczaków była jej zupełnie obojętna i jak na jej oko mogli sobie zginąć. Ale nie, oczywiście, że musiała brać udział w tych bezsensownych potyczkach. Nie żeby coś, miała zamiar wszystkim skopać tyłki — po prostu wizja zostania w legowisku i odpoczywania sobie w zaciszu drzew wydawała jej się o wiele bardziej kusząca niż walka za jakąś bandę durni, która nie potrafi nie wychylać wąsów za swój teren. Oczywiście klifiacy byli jeszcze gorsi, bo Klan Wilka był jedynym klanem, który dało się tolerować… ale tak czy siak nie miała ochoty się bić.
Wreszcie fetor klifiaków stał się już praktycznie nie do zniesienia; szczypał jej nozdrza, przytłaczał z każdej strony, łapał się kosmyków futra. Fuj.
Dotarli na tereny krabojadów (czy jak im tam było), a ich oczom ukazały się przygotowane już koty; nie wydawały się jednak tak chętnie do stoczenia walki, jak wilczaki. Nawet ich przywódczyni, Liściasta Gwiazda, wydawała się niepocieszona ich wizytą. Jej oczy przepełnione były lękiem, wąsy drżały, a ogon nerwowo smagał powietrze. I to miała być liderka?
Nikła Gwiazda zamienił kilka zdań z ich żałosną przywódczynią, a wilczaki w tym czasie poczęły wyć jak zgraja psów (do czego ona oczywiście nie dołączyła; bez przesady, miała jeszcze trochę godności). Bojowy okrzyk rozniósł się po całej polanie, przedzierając się przez ciszę, a chwilę później Nikła Gwiazda dał im rozkaz do ataku. Wszystkie koty w szale bitewnym rzuciły się przed siebie. Błysnęły pazury, rozbrzmiały wrzaski agonii oraz szoku i szkarłatna posoka zbruczała ziemię po raz pierwszy tego dnia. Lamentująca Toń jednak nie rwała się do walk. Wmieszała się w tłum, uskoczyła przed ostrymi pazurami klifiaków i skryła się w jakichś zaroślach, ze zmrużonymi ślepiami przyglądając się obrotowi spraw. Widziała, że Klan Wilka miał przewagę; pierwsi klifiacy zaczynali już padać jak muchy, całkiem przytłoczeni ich siłą. I dobrze.
Wkrótce jednak ktoś — albo coś — przerwało starcie klanów, bo zapanowało chwilowe, bardzo niespodziewane milczenie. Po Czarnych Gniazdach rozległ się czyjś głos, ale z daleka Lament nie wiedziała, o czym dokładnie mówiła istota i co tak właściwie się działo; widziała tylko, jak po chwili znów wszyscy rzucają się sobie do gardeł, tym razem z jeszcze większą furią. Wrzaski walczących kotów wbijały się jej w uszy, odór krwi drażnił nozdrza… Lament nie zamierzała mieszać się w te ich sprawy — pewnie nie zrobiłaby nic, gdyby nie to, że nieopodal niej przemknął jakiś klifiak. Klifiak, który najwidoczniej miał zamiar czmychnąć z pola bitwy. Prychnęła z irytacją. Żałosne. Napięła mięśnie, wysunęła pazury i rzuciła się w destrukcyjny wir walki. Zanim zdążyła o czymkolwiek pomyśleć, przejechała pazurami po boku kocura. Odskoczyła na bok, mrużąc oczy i zarzucając łbem. Wojownik najwidoczniej był zbyt oszołomiony, aby się jej odpłacić; zamachnął się łapą, lecz chybił.
Z gardła Lament wydarł się przeraźliwy syk, zanim ponownie rzuciła się na przeciwnika, zatapiając pazury w jego ciele. W jej ruchach nie było zbyt wiele zwyczajowej jej gracji ani delikatności. Teraz każdy jej mięsień drżał z napięcia, a zmrużone oczy skrzyły się wsciekle, gdy naskakiwała na kocura jak rządne krwi zwierzę. Szkarłatne krople posoki rozbryzgnęły się, zatapiając się w ziemi i łapiąc się jej poczochranej sierści. Gdy kocur spróbował się odwrócić, odskoczyła na ziemię, wznosząc w powietrze tumany kurzu i piachu. I to niby byli ci wielcy wojownicy Klanu Klifu? Jak kociaki. Prychnęła, przecięła krótkim ogonem powietrze i ponownie naskoczyła na przeciwnika, tym razem przejeżdżając pazurami po jego pysku. Tylko kilka kropli krwi spłynęło po mordce klifiaka, zanim uskoczył na bok.
A potem wszystko się posypało. W jednej chwili oberwała od tamtego kocura z taką mocą, że momentalnie się zatoczyła, lądując na ziemi. Piekący ból, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyła, rozlał się po całym jej ciele. Poczuła ciepłą posokę na swoim pysku, na swoim grzbiecie... Nigdy nie czuła czegoś takiego. Takiego... dziwnego. Zabawne. Jej oczy momentalnie rozszerzyły się, gdy dotarło do niej, co tak właściwie się działo. Źrenice zwęziły się nieznacznie, a pysk otworzył w niemym krzyku zaskoczenia. Zanim jednak jej przeciwnik zdążył zadać kolejny cios, odzyskała częściowo jasność umysłu i dźwignęła się na równe łapy, po czym zrobiła kilka chwiejnych kroków w tył. Jej obrażenia nie były aż tak poważne, jednak szok i przerażenie sprawiały, że walka szła jej jeszcze gorzej. Nigdy w całym swoim życiu porządnie nie dostała... A teraz nagle okazało się, że nie jest niezniszczalna. Przeciwnik znów rzucił się na nią, a ona tym razem nie zdążyła uskoczyć na czas. Z jej gardła wydarł się stłumiony syk bólu oraz szoku, gdy po raz kolejny oberwała w pysk. Odskoczyła gwałtownie i zarzuciwszy łbem odkaszlnęła, plując na boki szkarłatną posoką... Zanim jednak zdążyła dokładnie przemyśleć swój kolejny ruch, z wrzaskiem naskoczyła na kocura, zatapiając kły w jego ogonie i szarpiąc gwałtownie. Usłyszała trzask, poczuła intensywny odór krwi. Momentalnie przez jej pysk przebiegł cień strachu, zanim dotarło do niej, że wygrała. Dysząc, odskoczyła od kocura, a on… po prostu zachwiał się i z hukiem upadł na ziemię. Zemdlał. Phi, nie mógł znieść odrobiny bólu… Zwykła mysia strawa.
W normalnych okolicznościach pewnie wykończyłaby go i w takim stanie, jednak teraz miała ważniejsze sprawy na głowie — musiała zająć się swoimi ranami. Jej sierść posklejana była posoką, która wciąż sączyła się z jej ciała. Odetchnęła głęboko. Starczyło już jej walk na dzisiaj…
Najwidoczniej jednak wszechświat miał inne plany, bowiem ledwo zdążyła dojść do siebie po walce z jednym śmierdzącym klifiakiem, a czyjeś szylkretowe futro mignęło jej przed oczami i z trudem uskoczyła, unikając ostrych pazurów jakiejś klifiaczki. Prychnęła z wściekłością i zarzuciła łbem. Nie zdążyła nawet wylizać ran po tamtym żałosnym kocurze, a już jakaś inna wronia strawa pchała się jej pod łapy… Dość niezdarnie wyminęła kocicę, tym samym unikając spotkania z jej pazurami, zanim sama rzuciła się na nią, orając jej grzbiet. Kolejne szkarłatne krople krwi zalały ziemię.
Przeciwniczka syknęła wrogo. Obróciła się i w szaleńczym, nieprzemyślanym szale zaczęła wymachiwać łapami. W końcu jej pazury dotarły do barku Lamentującej Toni, zadając jej cios; kocica zawyła i wygięła się, starając się wyrwać z objęć kocicy. Odwróciła się gwałtownie, aby jej oddać, ale chybiła. Kto mógłby przypuszczać, że ból będzie aż tak... bolesny. Klifiaczka tylko prychnęła pod nosem.
— To te wielke wilczaki? Banda głupich, leśnych myszy… — warknęła i rzuciła się na Lament. Naskoczyła na jej grzbiet. Pazury przeciwniczki dotkliwie wbiły się w kark dymnej, a następnie również jej kły zatopiły się w skórę, gdzie głowa łączy się z szyją. Lamentująca Toń zawyła przeraźliwie, starając się wyszarpnąć z uścisku starszej. Nic to jednak nie dało. Wojowniczka szarpnęła, a kocica straciła równowagę i upadła na ziemię. Łapa klifiaczki spoczęła na jej pysku.
— Chcesz coś jeszcze powiedzieć, mysia strawo?
Rzuciła jej pogardliwe spojrzenie spod półprzymkniętych powiek i odkaszlnęła, plując na boki śliną oraz krwią. Po jej całym, poranionym ciele spływała szkarłatna posoka. Nie wiedziała już, co ją bolało. Całe jej ciało odmawiało posłuszeństwa, całe jej ciało piekło i szczypało dotkliwie... Nigdy więcej nie będzie walczyć za ten przeklęty klan. Była gotowa rzucić się teraz do ucieczki i nigdy więcej nie wracać do Klanu Wilka, ale zamiast tego otworzyła okrwawiony pysk i przemówiła ochrypłym głosem:
— Paskudny szczur bez godności... Zdechnij... zdechnij w męczarniach!... — wysyczała, obnażając zęby i zamachnęła się, zatapiając kły w łapie przeciwniczki.
Klifiaczka jęknęła żałośnie, ale nie pozostała jej dłużna. Odskoczyła, po czym od razu ruszyła do ataku. Lamentująca Toń parsknęła; chciała odepchnąć ją tylnymi łapami, ale szylkretka złapała ją mocno między zęby.
Nie pisała się na coś takiego. Poczuła, jak przeciwniczka z całej siły zacisnęła szczęki na jej łapie i nie przestała, dopóki nie poczuła, jak gruchota kość. Wrzasnęła w agonii, wijąc się pod uściskiem przeciwniczki, zanim ta... po prostu sobie poszła. Zawyła i zmrużyła oczy, czując paraliżujący, przeszywający ból w łapie. Jej pierś unosiła się i opadała w rytm nierównych, chrapliwych oddechów. Przeklęci klifiacy... Nad sobą ujrzała rozmazaną sylwetkę Makowego Nowiu, ale ból sprawiał, że ledwo co była w stanie oddychać. Usłyszała cichy głos; dobiegał jakby z daleka, ledwo obijając się o jej uszy. Nie odpowiedziała. Łzy napłynęły do jej błękitnych oczu, gdy zacisnęła szczęki, aby powstrzymać kolejny skowyt przed opuszczeniem jej gardła. Tak właśnie umierał wojownik? Na polu bitwy, wśród krwi i trupów? Nie… ona nie umierała dzisiaj. Nie w ten żałosny sposób. A jednak ból mówił co innego. Nie mogła się poruszyć. Cały świat wirował jej przed oczyma... A może to tylko krew spływająca po jej pysku płatała jej figle; nie mogła stwierdzić. W każdym razie wkrótce pochyliła się nad nią jeszcze jedna sylwetka... tym razem bliższe jej, cętkowane futro mignęło przed łbem Lamentującej Toni, zanim znów poczuła przeszywający ból i... możliwe, że straciła przytomność. Nagle mrok osnuł jej wizję i zamknęła oczy, prawdopodobnie całkiem odpływając. A więc tak smakowała porażka.
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?W Klanie Nocy
Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.
W Klanie Wilka
Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).
W Owocowym Lesie
Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz