Był wyczyszczony, pachnący, jego futro mogłoby zabić rudym blaskiem... a w głowie miał niezłe pranie. Szkrab który niegdyś z chęcią podchodził do kotów z klanu, z zaciekawieniem wypytując o klanowe sprawunki, teraz z chęcią przebywał tylko wokół tych, którzy mieli na sobie nieco rudości. Co prawda mieszaniec to wciąż mieszaniec, jednak jako ich... może nie całkiem bóg, ale pół-bóg, powinien okazać im łaskę. Z resztą, nie robił tego w tak ostentacyjny sposób jak jego ojciec, a wybrał bardziej subtelną drogę. Wciąż przecież chciał, by inni na niego patrzyli. Mieli go podziwiać, a nie zerkać z niechęcią, a by to osiągnąć, musiał prezentować się nienagannie. Pokonywało go jednak powoli jego własne ego. Bo w sumie, czemu miał się starać? Czy już i tak nie był wystarczający? Ba, był ponad wystarczający. Wystarczający, znaczy przeciętny, a do tego nie miał zamiaru nigdy się zniżyć. Mógł być nawet na samym dnie gryząc gruz, a byłby to lepszy los od bycia przeciętniakiem. Ale czego się w sumie obawiał? Przecież nigdy nie skończy na gruzie. Był młodym, powoli wyrastającym paniczem, który za niedługo przewyższyć miał swoje siostry, jak przynajmniej mówił ojciec. Dlatego też nie mógł sobie pozwolić, żeby jego ceremonia przebiegła źle.
- Wślizgnie ci się do posłania w nocy - Odpowiedziała bezbarwnie jakby do siebie, nie zwracając uwagi na brata, którego aż otrzepało.
- Idziemy już? - Rudzik nie mogła usiedzieć w miejscu, a w zestawieniu ze swoją siostrą, gdyby nie przez rude futro, kocur mógłby, jako ktoś obcy, powiedzieć, że wcale nie są spokrewnione. Gdyby je obie połączyć w jedno, zyskaliby całkiem normalnego kota. Sójka, widocznie szczęśliwa z tego, że wreszcie na stałe może opuścić żłobek, udała się na zewnątrz, a za nią, niczym gąski, trzy kocięta. Nie uraczył nawet spojrzeniem białych szczurów które zostały w tyle.
- Myślicie, że dostaniemy jakieś ładne imiona?
- To dopiero ceremonia ucznia - Uspokoił siostrę Ognik - Z resztą, nie ma się co martwić. Skoro ten pomarszczony ogór zdobył normalne uczniowskie imię, to my tym bardziej - Odnosił się oczywiście do Skrzypiącej Łapy. O ile przez kilka księżyców miał spokój w żłobku, gdy ten się wyniósł, tak teraz od nowa będą musieli dzielić to samo zadaszenie. Usiadł wyprostowany gdzieś na przedzie, z lekkim uśmiechem pewności siebie na pysku, patrząc w stronę Królika. Lider nie wyglądał na pełnego życia. Zmęczone, zamglone oczy patrzyły z okna wierzy na zebrane koty. Został tylko on i niemal identyczny syn. Ciężko jednak było Ognikowi mu współczuć, trudno się dziwić, nie znał lidera, a dzieci są dość nieczułe. Miał więc tylko nadzieję, że stan lidera nie będzie wpływał na to, jakie imię dostanie.
- Rudziku, Ogniku, Płomykówko, ukończyliście sześć księżyców i nadszedł czas, abyście zostali uczniami. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziecie się nazywać, kolejno, Rudzikowa Łapa, Oskrzydlona Łapa oraz Skrzydlata Łapa. Treningiem Rudzikowej Łapy zajmie się Słodka Dziewanna. Oskrzydlona Łapo, ciebie powierzam w łapy Kminkowego Szumu, a Skrzydlatą Łapę oddaję pod opiekę Dzwonkowego Świstu. Mam nadzieję, że nowi mentorzy przekażą wam całą swoją wiedzę. - I to by było na tyle. Nie był jakoś szczególnie zachwycony, ale nie był też niezadowolony ze swojego imienia. Zamiast tego rozejrzał się za swoim mentorem. Wiedział, jak wygląda Kminkowy Szum i rad był, że to na niego trafił. Nie wiedział jak by przeżył, gdyby szkolił go jakiś nie-rudy. Chociaż i tak, nawet jeśli by było do przeżycia, to ojciec by tego nie pochwalał. Tak... na pewno by to tylko przysporzyło mu bólu głowy. Nie przywitał się, jak to kiedyś miał w zwyczaju. Po zetknięciu nosami tylko czekał na dalsze wskazówki.
- Dzisiaj może dam ci dzień wolnego, żebyś sobie przyszykował legowisko, co ty na to? - Zerknął kątem oka na wychodzące z obozu siostry, kręcąc po chwili głową. Może i rudy, ale nie miał umysłu do trenowania.
- Chętnie bym się przeszedł - wyznał - Możemy wyjść trochę rozprostować kości, a jutro zrobić coś więcej. Siedziałem do tej pory w żłobku, na pewno nie będę szczególnie wytrzymały, żeby zrobić coś więcej niż spacer - Rozgadał się, po chwili gryząc się w język - Oczywiście, jeśli Pan pozwoli.
- Wyrzuć to ,,Pan" - Kminek pokręcił głową - Jeśli tylko chcesz, możemy zaraz wychodzić. - Skierował się w stronę tunelu prowadzącego do wyjścia z obozu, a Ognik, teraz już Oskrzydlona Łapa, pozwolił się prowadzić. Oczywiście, nie nastawiał się na bardzo męczące szkolenie, w końcu był pół-bogiem, wszystko umiał.
- Wślizgnie ci się do posłania w nocy - Odpowiedziała bezbarwnie jakby do siebie, nie zwracając uwagi na brata, którego aż otrzepało.
- Idziemy już? - Rudzik nie mogła usiedzieć w miejscu, a w zestawieniu ze swoją siostrą, gdyby nie przez rude futro, kocur mógłby, jako ktoś obcy, powiedzieć, że wcale nie są spokrewnione. Gdyby je obie połączyć w jedno, zyskaliby całkiem normalnego kota. Sójka, widocznie szczęśliwa z tego, że wreszcie na stałe może opuścić żłobek, udała się na zewnątrz, a za nią, niczym gąski, trzy kocięta. Nie uraczył nawet spojrzeniem białych szczurów które zostały w tyle.
- Myślicie, że dostaniemy jakieś ładne imiona?
- To dopiero ceremonia ucznia - Uspokoił siostrę Ognik - Z resztą, nie ma się co martwić. Skoro ten pomarszczony ogór zdobył normalne uczniowskie imię, to my tym bardziej - Odnosił się oczywiście do Skrzypiącej Łapy. O ile przez kilka księżyców miał spokój w żłobku, gdy ten się wyniósł, tak teraz od nowa będą musieli dzielić to samo zadaszenie. Usiadł wyprostowany gdzieś na przedzie, z lekkim uśmiechem pewności siebie na pysku, patrząc w stronę Królika. Lider nie wyglądał na pełnego życia. Zmęczone, zamglone oczy patrzyły z okna wierzy na zebrane koty. Został tylko on i niemal identyczny syn. Ciężko jednak było Ognikowi mu współczuć, trudno się dziwić, nie znał lidera, a dzieci są dość nieczułe. Miał więc tylko nadzieję, że stan lidera nie będzie wpływał na to, jakie imię dostanie.
- Rudziku, Ogniku, Płomykówko, ukończyliście sześć księżyców i nadszedł czas, abyście zostali uczniami. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziecie się nazywać, kolejno, Rudzikowa Łapa, Oskrzydlona Łapa oraz Skrzydlata Łapa. Treningiem Rudzikowej Łapy zajmie się Słodka Dziewanna. Oskrzydlona Łapo, ciebie powierzam w łapy Kminkowego Szumu, a Skrzydlatą Łapę oddaję pod opiekę Dzwonkowego Świstu. Mam nadzieję, że nowi mentorzy przekażą wam całą swoją wiedzę. - I to by było na tyle. Nie był jakoś szczególnie zachwycony, ale nie był też niezadowolony ze swojego imienia. Zamiast tego rozejrzał się za swoim mentorem. Wiedział, jak wygląda Kminkowy Szum i rad był, że to na niego trafił. Nie wiedział jak by przeżył, gdyby szkolił go jakiś nie-rudy. Chociaż i tak, nawet jeśli by było do przeżycia, to ojciec by tego nie pochwalał. Tak... na pewno by to tylko przysporzyło mu bólu głowy. Nie przywitał się, jak to kiedyś miał w zwyczaju. Po zetknięciu nosami tylko czekał na dalsze wskazówki.
- Dzisiaj może dam ci dzień wolnego, żebyś sobie przyszykował legowisko, co ty na to? - Zerknął kątem oka na wychodzące z obozu siostry, kręcąc po chwili głową. Może i rudy, ale nie miał umysłu do trenowania.
- Chętnie bym się przeszedł - wyznał - Możemy wyjść trochę rozprostować kości, a jutro zrobić coś więcej. Siedziałem do tej pory w żłobku, na pewno nie będę szczególnie wytrzymały, żeby zrobić coś więcej niż spacer - Rozgadał się, po chwili gryząc się w język - Oczywiście, jeśli Pan pozwoli.
- Wyrzuć to ,,Pan" - Kminek pokręcił głową - Jeśli tylko chcesz, możemy zaraz wychodzić. - Skierował się w stronę tunelu prowadzącego do wyjścia z obozu, a Ognik, teraz już Oskrzydlona Łapa, pozwolił się prowadzić. Oczywiście, nie nastawiał się na bardzo męczące szkolenie, w końcu był pół-bogiem, wszystko umiał.
- Ew! Zostaw to, jest brudne! - Jęknął dramatycznie marszcząc pysk w odrazie, gdy Płomykówka bawiła się w przygniatanie robaczka do ziemi, pozwalając mu nieco uciec, by znów go przygnieść. Tak, ona na pewno nie zostanie głową rodziny. Nie z tymi dziwnymi upodobaniami i manierą.
[747 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz