Kilka księżyców temu, kiedy Trzcinowa Łapa jeszcze była kociakiem.
Trzcinka zastanowiła się dobrze. Czy ona kogoś aż tak nie lubi, by rzucić go na pożarcie dla potwora? Nie powiedziałaby, że byłaby to Różyczka. Spojrzała wrogo w kierunku leżącej Wężynowej Łapy na posłaniu, która właśnie dbała o swoje futerko. Nie była pewna jak kocur by przyjął tę wiadomość, że wolałaby wcisnąć jego siostrę na płetwę, czy tam skrzydło, wszystko jedno co to było.
— Może i być rodzeństwo — Skinęła główką.
Czy Żmijowcowa Łapa odbierze to jako jego siostrę, czy jej siostrę? Nie miała z tym problemu. Miała to być tylko straszna historyjka, która utula ich do snu, a przynajmniej do momentu, kiedy przestanie gradobicie.
— Jeśli jest takie małe jak ty, to nawet lepiej. Na jeden kęs potwora... Może nie wróci wtedy aż do następnej Pory Zielonych Liści; klan by na tym zyskał. Ofiary z dzieci są strasznym ciosem, pewnie umiesz to sobie wyobrazić. Mojemu rodzeństwu i mi się poszczęściło; żadne z nas nie zginęło w toni, chociaż... Myślę, że w naszym przypadku akurat jakaś strata byłaby dobra. Mamy kilku... łamagów – powiedział ze złośliwym uśmiechem. — No ale cóż.... Życie jest długie, dużo się może przydarzyć, a my nigdy nie wiemy, czy wielka ryba nie czai się za następną falą...
Kocur nonszalancko zaczął grzebać pazurem w mchu. Słyszał, że grad powoli się uspokaja; chociaż do całkowitego zaprzestania było jeszcze daleko.
— A co za farsa z twoim rodzeństwem, że byś nim nakarmiła potworzysko?
Trzcinka potakiwała mu głową. Mogła powiedzieć, że się z nim zgadza, w dodatku czuła jak jej ego jest łaskotane przez sam fakt, że była brana za bardziej fajnego kociaka, gdyż zaczęła się zadawać ze starszym od siebie uczniem.
— Wsadziłabym tam Różyczkę, ponieważ strasznie mnie denerwuje! Ciągle tylko słucham, jak to ona nie byłaby super uczennicą! Jakby to ona umiała wszystko, nawet niezwiązane z byciem wojownikiem! Skąd ona niby by chciała dowiedzieć się albo nauczyć jeszcze wszystko o ziołach! Za to mi przypisała, że będę tylko i wyłącznie odkrywczynią! Może i zostanę, tą odkrywczynią i znalazłabym nowe tereny dla Klanu Nocy, ale też dla niej znalazłabym idealne miejsce, by już nikogo stąd nie denerwowała! Zaprowadziłabym ją do jakiejś jaskini i ją tam zostawiła, niech będzie najlepszym kotem jaskini, nie musiałaby wychodzić. Jaskinia by ją bardziej potrzebowała!
Wypluła z siebie wszystkie negatywne emocje, które były mocno ukierunkowane do siostry i może jeszcze do siostry jej nowego starszego kolegi. Tylko gdzieś tam w serduszku wiedziała, że po jakimś czasie tęskniłaby za Różyczką i musiałaby po nią wrócić. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby oddała ją dla potwora na pożarcie. To byłoby zbyt okrutne jak na Trzcinkę.
Słuchał kociaka z lekkim rozbawieniem. Możliwe, że uczeń ją rozumiał, może miał wiele tego typu przemyśleń co ona ?
— Wiesz... Jaskinie są nawet gorsze od toni jeziora... — zaczął tajemniczym głosem. — Woda zawsze ma powierzchnię, ona zawsze pozostaję nad nami. To jest pewne. A jaskinia... hm...
Wyciągnął pazur i przysunął się bliżej krańca mchu. W pyle i piasku narysował coś, co wyglądało jak tunele.
— Wystarczy jeden zły zakręt i już po tobie. Nawet jakbyś chciała zostawić siostrę gdzieś, gdzie wiesz, jak dotrzeć, wystarczy, że ona spróbuje się nieudolnie wydostać i puf! Nigdy już jej nie zobaczysz — powiedział. — No i te ogromne nietoperze... Skrzydlate szczury, ale wielkości wielkich sumów... Wysysają z kota życie, nie tylko go połykają!
— Ugh... Tylko gdzie by tutaj znaleźć jaskinie? Jesteśmy na terenach gdzie raczej coś takiego trudno znaleźć... – powiedziała zrezygnowana, wychodząc spod czyjegoś posłania.
Odwróciła łepek w stronę wyjścia, przestało rzucać śnieżnymi kulami, co było wielkim plusem. Mogła przebiec szybko do żłobka, jednak rozmowa Żmijowcową Łapą dobrze się kleiła oraz była interesująca, więc stwierdziła, że jeszcze nie musi wracać do Baśniowej Stokrotki.
— Widziałeś kiedyś nietoperza, Żmijowcowa Łapo? – zapytała – Czy naprawdę wyglądają jak szczury? Słyszałam opowieści, że to Klan Klifu siedzi gdzieś w jakichś jaskinio podobnym miejscu. Myślisz, że jedzą latające szczury? Czy nietoperze jedzą ich? Byłoby mi wstyd, gdyby mnie zjadł nietoperz. Przecież kot mógłby chyba takiego złapać?
Polizała się po piersi. Futerko zdążyło jej wyschnąć. Dość wolno jak na nią, jednak gdyby miała sierść długą jak jej siostra albo jak jedno z dzieci Wężyny, strasznie długo mogłoby jej zająć dosuszenie.
— Można by było oddać ją Klanie Klifu oraz ich nietoperzom. W ogóle jak oni pachną? Byłeś na zgromadzeniu przecież. Opowiedz mi trochę o innych Klanach!
Spróbował przypomnieć sobie woń, o którą pytała koteczka.
— Hm... Nie bratałem się z tymi mewożercami, ale nie wyglądają jakoś szczególnie brzydko. Mój brat Tojad jest brzydszy od nich. Co do jaskini; zawsze możemy kogoś po prostu zakopać; niech sam sobie ryje w ziemi i tworzy tunele, jeśli nie chce przeżyć życia w jednym rowie. – Westchnął i podniósł się na przednich łapach. Ziewnął głośno i przeciągnął się, prostując ogon. Jednym ruchem łapy zrzucił z Trzcinki mech.
— Żeby kogo oddać Klanowi Klifu, trzeba go przywiązać do mewiej nogi, a mewy by takiego kociaka jak ty zjadły w jednym łyku. – Zerknął na nią z góry. — Chodź, bo jeszcze przyrośniesz mi do legowiska, a ja się z nikim nim dzielić nie będę. Zwłaszcza z takim brudasem jak ty. Matka pewnie sobie wyrywa wąsy i myśli, że cię grad przysypał.
Trzepnął ją delikatnie łapą.
Koteczka zaśmiała się pod noskiem. Kocur był śmieszny. Komentarz o Tojadzie, przywiązywanie kogoś do nogi mewy, bądź zakopanie w pod ziemią. Było wesoło do momentu, kiedy uczeń starał się ją wyprosić z legowiska. Ba, powiedział to wprost.
— Niech ci będzie. — powiedziała, wstając i podchodząc do wyjścia — Fajny jesteś, lubię cię.
Powiedziała w końcu i wesoło wybiegła z legowiska uczniów. Omijając sprawnie wszystkie kałuże, wbiegła do kociarni. Matka wylizała ją spanikowana, Żmijowcowa Łapa miał rację, Baśniowa Stokrotka bardzo się stresowała jej brakiem w żłobku podczas tak wielkiego gradobicia. Wszystko grało, jak trzeba, do momentu, kiedy spytano się jej, gdzie przeczekała burze. Trzcinka przemilczała temat, głupio się uśmiechając oraz wymyślając najróżniejsze historie związane z Klanem Klifu.
***
Po mianowaniu Trzcinki na uczennicę
Trzcinowa Łapa leżała na polanie, była padnięta po sesji treningowej z Mandarynkowym Piórem. Pływanie o głodzie było wyczerpujące i jej mentorka bardzo dobrze o tym wiedziała, tylko kiedy wróciła, nie była głodna. Była zmęczona do takiego stopnia, że po prostu wpatrywała się w leżącą przed nią uklejkę. Widząc, jak przechodzi przez polanę Żmijowcowa Wić, pomachała do niego ogonem, mając nadzieję, że tamten do niej się przysiadzie.
— Żmijowa Wić! Chcesz zjeść ze mną kolację? — zawołała do wojownika.
< zjesz ze mną kolację, Żmijowcowa Wić? >
[1049 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz