Pierzasta Łapa uniosła głowę, kiedy usłyszała znajomy głos, a jej srebrne futro zadrżało od podmuchu wiatru wpadającego przez wejście do obozu. Murena szła w jej stronę, stawiając pewne kroki, choć w oczach miała błysk, który zdradzał, że od rana była w ruchu.
— Witaj, Piórko! — zawołała radośnie Murena, a na jej pysku pojawił się uśmiech. — Jak idzie ci trening? — zapytała. Pierzasta Łapa mrugnęła, odkładając na bok pakunek świeżych liści i korzonków.
— Właśnie wróciłam z wyspy ogrodników. Różana Woń kazała mi przejrzeć młode siewki. Zaczynają się pierwsze chłody, więc musimy chronić delikatniejsze rośliny. — Murena usiadła obok niej, owijając ogon wokół łap.
— Czyli znowu cały dzień wśród liści? — spytała zaczepnie. — Ja dzisiaj mam poznać tropy zwierzyny. Algowa Struga mówi, że znałam dotąd tylko te, które same wpadają mi pod nos.
— I pewnie nie ma w tym wiele przesady — zachichotała Pierzasta Łapa. — Ja zgubiłabym się po pięciu krokach, gdybym miała iść tropem wiewiórki. Za to potrafię rozpoznać kiełkujący dąb po samym zapachu ziemi — mruknęła dumnie. Murena prychnęła.
— Brzmi... pasjonująco — powiedziała, ale w jej głosie brzmiało rozbawienie. — Chociaż może to nie jest takie złe. Przynajmniej nie trzeba się wspinać na drzewa w deszczu.
— I nie trzeba się ścigać z królikami — dodała Pierzasta, mrużąc oczy. — Ale trzeba słuchać, jak Różana Woń przez pół dnia opowiada o glebie, słońcu i „prawidłowym kształcie łodygi”. Czasami mam wrażenie, że ona potrafiłaby wykładać kamieniom o uprawach. — Murena roześmiała się, a echo jej głosu rozniosło się po obozie.
— Wiesz co? Może kiedyś zamienimy się na jeden dzień — zaproponowała. — Ty pobiegniesz ze mną tropić zająca, a ja posiedzę wśród twoich sadzonek. — Pierzasta Łapa przekrzywiła głowę, udając, że się nad tym zastanawia.
— Tylko jeśli obiecasz, że nie będziesz kopać ziemi tak, jak przy polowaniu na nornice. Ostatnim razem prawie wyrwałaś całą młodą pokrzywę.
— Dobrze, dobrze — zaśmiała się dymna, szturchając ją łapą w bok. — Umowa stoi. — Przez chwilę siedziały w ciszy, obserwując, jak grupa młodszych uczniów bawi się przy wejściu do obozu, gonitwą rozpraszając kłębki mchu. Słońce wspinało się coraz wyżej, rozświetlając ich futra złotymi refleksami.
— Wiesz... — zaczęła Murena powoli. — Fajnie byłoby kiedyś naprawdę zrobić coś razem, a nie tylko rozmawiać przy okazji.
— To może po południu? — zaproponowała Pierzasta Łapa. — Jeśli Różana Woń i Algowa Struga będą zajęte, wymkniemy się. Pokażesz mi swoje olszyny, a ja ci wyspę ogrodników. — Murena uśmiechnęła się szerzej.
— Umowa! Ale teraz muszę lecieć, zanim Algowa Struga uzna, że zapuściłam korzenie — burknęła. Zerwała się na łapy i pobiegła w stronę wyjścia z obozu, a Pierzasta Łapa odprowadziła ją spojrzeniem, czując w sercu ciepło.
***
Poranek nad rzeką był jasny i chłodny. Mgła unosiła się nisko nad wodą, oplatając pnie wierzb i trawiaste brzegi. Czyhająca Murena szła obok Pierzastej Kołysanki, stawiając kroki w równym tempie. Obie były już doświadczonymi wojowniczkami, ale wciąż potrafiły odnaleźć radość w zwykłej rozmowie.
— Twój uczeń znowu spóźnił się na trening? — zapytała Murena z lekkim uśmiechem.
— Nie spóźnił się, ale... — Pierzasta Kołysanka westchnęła ciężko. — Wpadł do wody, zanim zdążyliśmy zacząć. I wiesz co? Lulkowe Ziele od razu kazało mi pomóc mu wyłowić jakąś kępę sitowia, bo „może się przydać na wyspie”. Mam dość dźwigania sadzonek przez pół Klanu — powiedziała, przełykając ślinę. Murena roześmiała się.
— Brzmi znajomo. Kiedyś Latająca Ryba próbowała wytropić nornicę z zamkniętymi oczami. Wpadła prosto na Biedronkowe Pole!
— A propo Wężyny… — Ogrodniczka podniosła łeb. — Słyszałaś już o walce z Mewą? — zapytała. Murena spoważniała.
— Tak. Szałwiowe Serce też tam był, prawda? — zapytała, z nutą zmartwienia gdzieś za językiem.
— Był. Mówią, że Mewa napadła na obóz Klanu Nocy, jakby nie wystarczyło, że został prawie zniszczony przez powódź. Wężynowy Splot i Szałwiowe Serce ją odparli, ale podobno była wściekła jak nigdy — dodała. Szły chwilę w milczeniu, słuchając plusku wody i szelestu traw. Gdzieś w oddali rozległ się skrzek czapli.
— Czasem zastanawiam się, jak Klan Nocy w ogóle się podniesie — powiedziała Murena. — Stracili tylu wojowników, a teraz jeszcze to.
— Jest jedna dobra rzecz. — Pierzasta Kołysanka uśmiechnęła się lekko. — Widziałam nowego kociaka, Szepta. Znaleziono go w gnieździe mewy. Wyobrażasz to sobie? Maleńki, a taki odważny — miauknęła.
— Może wprowadzi trochę nadziei — mruknęła Murena. — Choć pewnie długo będzie pamiętał, gdzie go znaleziono — burknęła czarna. Zatrzymały się na chwilę, obserwując rzekę. Woda odbijała niebo, a liście dryfowały z nurtem. Murena zamyśliła się, po czym spojrzała na siostrę.
— Pamiętasz, jak kiedyś chciałyśmy zrobić sobie wspólną wyprawę? — spytała.
— Pamiętam aż za dobrze. Skończyło się tym, że utknęłyśmy w błocie po brzuchy, a Algowa Struga i Różana Woń miały do nas więcej pytań niż pcheł w legowisku starszyzny. — Murena roześmiała się głośno.
— I chyba wtedy obiecałaś, że już nigdy nie opuścisz wyspy ogrodników.
— A ty obiecałaś, że nie będziesz mnie wciągać w swoje szalone pomysły — odparła Pierzasta z udawaną powagą. Szły dalej, wymieniając się opowieściami o uczniach. Murena mówiła o dawnych wypadkach Latającej Ryby, Pierzasta narzekała na kolejne zadania Lulkowego Ziela. Rozmawiały też o zbliżającej się ceremonii, nowych kociakach w obozie i planach na Porę Nagich Drzew. W końcu, kiedy słońce stanęło wyżej, Pierzasta Kołysanka spojrzała na siostrę z błyskiem w oku.
— Wiesz co? Może kiedyś zrobimy powtórkę z tamtej wyprawy. Tylko tym razem... ty wybierasz trasę. — Murena uśmiechnęła się.
— Umowa stoi. — Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, a jej pomarańczowe oczy błysnęły. Razem ruszyły dalej wzdłuż brzegu, a rzeka szumiała, jakby słuchała ich rozmowy. Obóz powitał je ciepłem zapachu wielu futer i niskim pomrukiem toczących się rozmów. Słońce zdążyło wspiąć się wyżej, a światło wpadało przez rozwidlenia gałęzi osłaniających polanę. Murena pierwsza przestąpiła próg wejścia, a srebrna podążała tuż za nią, otrzepując łapy z wilgoci. Na środku polany leżał stos świeżego jedzenia, otoczony przez młodszych uczniów. Jeden z nich, kremowy pręgus, próbował przeciągnąć większego od siebie królika, potykając się co krok. Kolcolistne Kwiecie obserwował go spod półprzymkniętych powiek, mrucząc coś pod nosem. Po lewej stronie obozu rozbrzmiewało miarowe uderzenie pazurów w drewno, młoda wojowniczka ostrzyła je na starym pniu, unosząc ogon w górę jak chorągiewkę. Przy wyjściu z legowiska medyków Lulkowe Ziele rozkładał na słońcu zebrane wcześniej zioła. Wiatr rozwiewał cienkie łodyżki i drobne płatki, które wirowały przez chwilę, nim opadły z powrotem. Obok, zgarbiony nad koszykiem, siedział Szept: maleńki kociak o jasnym futerku, który z przejęciem przyglądał się każdemu ruchowi starszego kota. Jego uszy poruszały się niespokojnie, a oczy błyszczały ciekawością. Murena zwolniła kroku, przystając na moment, by objąć wzrokiem całą polanę. Mimo gwaru panował tu pewien porządek, każdy miał swoje zajęcie, a rytm dnia płynął spokojnie, choć w powietrzu unosił się cień niedawnych wydarzeń. Nad polaną krążyły wrony, trzymając się jednak na dystans od obozu. Przy legowisku wojowników, Pierzasta Kołysanka dostrzegła Szałwiowe Serce, który siedział z podkuloną łapą. Futro na jego barku było zmierzwione, a w powietrzu czuć było zapach zaschniętej krwi i świeżych ziół. Obok niego Wężynowy Splot rozmawiała ze starszym wojownikiem, wskazując coś łapą w kierunku wschodniej granicy. Obaj wyglądali na zmęczonych, ale w oczach mieli iskrę satysfakcji. Ogrodniczka minęła ich, skinęła krótko łbem i skierowała się ku stosowi ziół, gdzie Lulkowe Ziele właśnie układał w równym rządku liście. Murena przeszła obok stosu jedzenia, sięgnęła po drobną rybę i usiadła z nią w cieniu jałowca. Z każdą chwilą coraz wyraźniej słyszała odgłosy obozowego życia: mlaskanie młodzików przy jedzeniu, trzask gałęzi w gnieździe uczniów, cichy pomruk kociąt bawiących się przy kępie mchu. Z legowiska uczniów wybiegł kremowy kocur z liściem w pysku. Goniła go drobna szylkretka, sycząc coś gniewnie. Ich gonitwa zakończyła się tuż obok Mureny, kiedy oboje wpadli na siebie i rozsypali liść na drobne kawałki. Wojowniczka jedynie podniosła brew, pozwalając im szybko pozbierać resztki i zniknąć w wejściu. Podczas gdy Pierzasta Kołysanka zajęta była układaniem ziół, Murena obserwowała Szepta, który nieśmiało przesuwał się bliżej Lulkowego Ziele. Kociak wąchał każdą roślinę, a kiedy starszy kot podsunął mu jedną z łodyżek, dotknął jej ostrożnie nosem, po czym kichał tak gwałtownie, że aż przewrócił się na bok. Mimo tego wstał od razu i znów wpatrywał się w koszyk z ziołami. Do obozu weszła patrolowa grupa wojowników, niosąc zapach granic i obcych śladów. W powietrzu zawisła nowa nuta: niepokój. Murena wyczuła, że jeden z kotów niesie wieści, ale nikt nie przerwał pracy. Było w tym coś charakterystycznego dla klanu: najpierw skończyć to, co w toku, dopiero potem zebrać się na radę. Wysokie drzewo nad obozem zaszumiało mocniej, zwiastując zmianę wiatru. Płatki suchej kory opadały wolno, osiadając na futrach kotów. Murena otrzepała grzbiet i zsunęła się z miejsca pod jałowcem, podchodząc do siostry. Pierzasta Kołysanka miała łapy całe w ziemistym pyle, a ogon poruszał się rytmicznie, gdy przestawiała kolejne kępy roślin.
— Dużo tego dzisiaj — zauważyła Murena, patrząc na ułożone równo rzędy.
— Lulek twierdzi, że trzeba przygotować zapas na całą Porę Nagich Drzew — odparła Piórko, nie odrywając wzroku od pracy. Murena spojrzała jeszcze raz w stronę Szałwiowego Serca i Wężynowego Splotu. Obaj opuścili teraz swoje miejsca, kierując się do legowiska przywódcy. Gwar przycichł na moment, jakby wszyscy w obozie czekali, co przyniosą następne chwile. Gdzieś w głębi polany Szept ziewnął szeroko, po czym wtulił się w cień przy wejściu do legowiska medyków. Piórko odwróciła wzrok i przysiadła obok siostry, wsłuchując się w rytm obozu, który powoli wracał do codziennej pracy.
<Murena?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz