Dzień stawał się coraz krótszy. Słońce przemykało nad ich głowami ukryte za gęstwiną chmur. Na dodatek te deszcze. Podróż przez nie zdawała się dłużyć niemożliwie. Pierwomrówka zdążyła polubić i ponownie znienawidzić czarnych bliźniaków. Póki się nie odzywali byli w miarę do zniesienia. Gorzej, gdy mieli ochotę na głębokie i duchowe rozmowy, czekoladowa za takimi nigdy nie przepadała. Leżała skulona obok spokojnie oddychającej Kłak. Znaleźli schronienie przed zmrokiem. Deszcz uderzał rytmicznie o ziemię. Opuszczona nora nie była wymarzonym noclegiem. Zapach dawnych mieszkańców napawał ich wszystkich o ciarki. Wygnieciony mech usiany był ciemnym futrem. Pierwomrówka pociągnęła nosem. Ostatnio zmokła. Skutki tego nadeszły akurat tej nocy. Kręciła się niespokojnie. Słyszała niezadowolone westchnienie, lecz miała je gdzieś. Ona tutaj cierpiała. Myślami mimowolnie wędrowała ku siostrze medyczce. Pewnie miała by jakieś badyle i na tą dolegliwość.
* * *
Stłumiony zapach mięty zaskoczył ją. Odwróciła się w stronę burej kotki. Musiała dostrzec jej pytające spojrzenie, odłożyła zioła na ziemię.
— Smarkałaś wczoraj. — miauknęła, mrużąc ślepia. — Tylko nie mów, że nie weźmiesz, bo gorzkie.
Dymna zmarszczyła nos.
— Ale jesteś zabawna. — mruknęła, nie wiedząc czy kotka żartuje czy nie. — Miętę poznaje, a to drugie to też mięta?
Bura uniosła ogon i przysunęła łapą ziele w jej stronę.
— Nie do końca. Ale jesteś bliżej niż dalej. Pierwomrówka zmarszczyła brwi.
— Więc?
— Co więc?
Droczyła się z nią? Czy celowo robiła jej na złość? Czując nieprzyjemne uczucie w piersi trzepnęła ogonem. Nie miała nastroju na takie zabawy.
— Nie powiesz mi? — burknęła zniecierpliwiona. Kłak uśmiechnęła się lekko.
— Nie. — zwróciła łeb w stronę wejścia do nory. — Wracają. Złapał ich deszcz. Czyli pewnie czeka nas kolejny mokry poranek. Weź je po posiłku. Szybciej zaśniesz.
Czekoladowa pokazała jej język, lecz bura nic na to nie odpowiedziała.
* * *
— Patrz, berberys!
Kłak przyglądała się zafascynowana jakimś czerwonym liściom. Pierwomrówka zmrużyła oczy. Nie widziała w nich nic ciekawego. Krzak jak krzak. Na dodatek z kolcami. Czyli już taki bezużyteczny krzak. Nieprzyjemne spotkanie z jeżyną i utknięcie w jej gałęziach do dziś pozostawało w jej pamięci. Czuwająca Salamandra musiała wtedy wołać jej ojca, by oswobodzić uczennice. Czekoladowa wiła się i bluzgała wniebogłosy, a jak na złość parszywe krzaczysko powyrywało jej sierść.
— Niesamowite. — wymamrotała w końcu, widząc, że ta oczekuje jej reakcji.
Kłak nie zdawała się przejmować jej słomianym zapałem. Obserwowała kątem oka, jak ta zrywa liście krzaka cholera wie po na co. Może miał jakieś lecznicze zdolności?
Usiadły pod starym bukiem, czekając na bliźniaków. Drzewo stało już niemal ogołocone. Pora Nagich Drzew zbliżała się wielkimi krokami. Ostatnia wydłużyła ich wędrówkę aż za bardzo. Pierwomrówka wolałaby dotrzeć na znane jej tereny nim śnieg ponownie pokryje polany. Lecz nie wiedziała gdzie jest i ile im zostało wędrówki, a Kłak była dość mało precyzyjna w swych odpowiedziach.
— Ładnie mi? — dotarł do niej, głos kotki.
Czerwone listki wystawały gdzieniegdzie z jej futra. Zmrużyła ślepia, unosząc ogon z zadowoleniem. Zaraz jej dopiecze.
— Szczególnie z tymi kolcami w pysku.
Zgodnie z przewidywaniami Kłak zmarszczyła brwi.
— Dobrze wiesz o co pytam. — mruknęła napuszona, próbując zlokalizować łapą ciernie rośliny.
Niezbyt jej to szło. Wręcz osiągała efekt przeciwny niż zamierzony, wbijając niechciane kawałki berberysu głębiej. Za którymś stłumionym jękiem kotki, dymna miała już dość tej sytuacji.
— No dobra, pomogę ci. — burknęła, podchodząc do niej.
Kłak uniosła brew zdziwiona. Odwróciła się do niej zadem.
— Podziękuję, świetnie sobie radzę.
— Właśnie widzę. Siedź i nie ruszaj się. — mruknęła, przystępując do wyjmowania kolców z pyska kotki.
Pierwszy raz widziała jej pysk z tak bliskiej odległości. Czarne pręgi przecinające jej poliki. Rudą plamkę nad nosem. Drobne blizny poukrywane w sierści. Jasnozielone ślepia, które obserwowały każdy jej ruch.
— I na co ci to było? — westchnęła, wyjmując kolejny kolec.
Kotka spuściła wzrok.
— Berberys. — miauknęła w końcu. — Mama nadała mi takie imię.
Pierwomrówka skrzywiła się.
— I zmieniłaś je sobie na Kłak? Idiotyzm. — mruknęła dymna.
Bura milczała parę uderzeń serca. Przez chwilę Pierwomrówce przeszło przez myśl, że uraziła ją. Zdziwiona bardziej swoją myślę niż decyzją kotki, odsunęła się od niej.
— Skończone. — ogłosiła, kończąc oficjalnie tą interakcje. — Nie właź już w krzaki, ok?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz