Pora Nagich Drzew w końcu nadeszła, z czego ruda kotka bardzo się cieszyła, gdyby nie fakt, że zamiast białego śniegu na ziemi ujrzała jedynie zimną pluchę. Czy naprawdę jej pierwsza zimowa pora będzie dalszym ciągiem Pory Opadających Liści, tylko że chłodniejszym…? Gdzie ten śnieg, o którym dawniej słyszała od mamy oraz niektórych wojowników, gdy przebywała na polance przed żłobkiem.
“Ja chciałam zobaczyć śnieg…” – pomyślała zrozpaczona, wracając do środka żłobku, gdy nagle poczuła na grzbiecie chłodne powietrze. Nawet pomimo bycia posiadaczką długiej sierści to odczuwała obniżenie temperatury, a co dopiero Sen z półdługą szatą lub koty z krótkim futrem.
“Jak tak ma wyglądać zawsze Pora Nagich Drzew, to ja chcę od razu Porę Nowych Liści” – dodała jeszcze do siebie, układając się obok brata i siostry. Długo jednak nie poleżała, czując, jak zaczyna boleć ją brzuch. Próbowała znaleźć jakąś wygodną pozycję, jednak nic z tego, aż w końcu się poddała i leżała nieruchomo niedaleko rodzeństwa. Było jeszcze przed wschodem słońca i większość kotów jeszcze spała, co próbowała uczynić ruda kotka, jednak ból brzucha nadal nie odpuszczał.
Cicho miauknęła męczeńsko, gdy do żłobka przyszła Brukselkowa Zadra z uśmiechem na pyszczku. Widząc, że jedno z jej przybranych pociech już nie śpi, przysiadła obok Horyzontu.
– Dzień dobry kochana – powiedziała łagodnym głosem, by następnie przejechać językiem po głowie koteczki, między jej uszami.
– Mam- – W połowie przerwała, uświadamiając sobie, jak chciała nazwać liliową kotkę. – Brukselkowa Zadro, brzuch mnie boli… – poskarżyła się.
“Czy naprawdę już się pogodziłam z faktem, że Makowiec nasz porzuciła, a jej rolę przejęła Brukselkowa Zadra…?”
– Może wczoraj zjadłaś za dużo. – Na te słowa ruda jedynie pokiwała przecząco głową. Lekko zaniepokojona wojowniczka złapała Horyzont za skórę na karku i zaniosła do legowiska medyka, dziękując w myślach, że znajdka ma dopiero sześć księżyców i jakoś dała radę donieść ją do lecznicy.
Tam małą zajęła się Jarzębinowy Żar, która miała przyjemność poznać rudą i jej zainteresowanie do ziół. Dlatego po szybkiej diagnozie dostała wysączony sok z łodygi kopru włoskiego do wypicia. Nie smakowało to tak dobrze, jak świeża piszczka, jednak ujdzie, w końcu ma leczyć, a nie dobrze smakować. Na szczęście okazało się, że Horyzont nabawiła się niegroźnej niestrawności, dlatego też szybko wróciła do żłobka, gdzie Gwiazdnica ze Snem już nie spali. Szylkretka od razu dopadła siostrę, z zaskoczenia powalając ją na ziemię, w końcu rzadko kiedy się rozdzielali, a w szczególności nigdy nie zdarzyło się, że jedno zniknęło bez słowa reszcie. Dlatego najmłodsza się przejęła zniknięciem rudej, choć brat zapewniał ją, że Horyzont, by ich ot tak nie zostawiła.
– Halo, a ja? – spytała Brukselkowa Zadra, kiedy to została zignorowana przez swoje przybrane dzieci. Gwiazdnica od razu zeszła z żółtookiej i po chwili już się ocierała o wojowniczkę. Sen również przywitał się z zastępczą matką, choć nie tak żwawo i energicznie jak szylkretka.
– Skąd ona ma tyle energii? – zagaiła Horyzont, w czasie, gdy ich siostra męczyła liliową, namawiając, by poszły razem po śniadanie.
– Nie mam bladego pojęcia, jednak w takim tempie to kogoś wykończy.
– Na szczęście my możemy się powoli czuć bezpiecznie, bo znając ją, to będzie zamęczać mentora – zażartowała.
– I tak znajdzie czas oraz pokłady energii, by nas również dopaść – stwierdził kocurek.
– No w sumie racja – potwierdziła z lekkim uśmiechem, by następnie nie wytrzymać i wybuchnąć krótkim śmiechem, którym zaraziła brata, choć ten jego był nieco cichszy i mniej donośny.
Po chwili jednak dobry humor minął kotce, gdy przypomniała sobie niedawną rozmowę z bratem i to, co ich czeka, by zostać uczniem. Akurat trafili na Porę Nagich Drzew, co jest chyba najgorszą możliwą porą, by odbyć samotnie noc w lesie. Przecież nim pomroka minie, to mogą zginąć więcej niż raz! Już nawet nie mówiąc o tym, że nie jest to sprawiedliwe, patrząc na to, że kociaki w Porze Zielonych Liści spędzają mniej czasu z racji krótszych nocy.
– Ciągle o tym myślisz?
– A jak mam nie myśleć, jak czuje, że ta noc zbliża się wielkimi krokami… Co będzie z Gwiazdnicą? Przecież ona jest taka mała i niewinna – mruknęła ruda, czując, jak brat łapie jej pyszczek łapami, by ta spojrzała w jego oczy.
– Mamy plan przecież, prawda?
“Prawda, obiecałam Brukselkowej Zadrze, że wami się zaopiekuje” – pomyślała, uśmiechając się po chwili do brata.
***
Reszta dnia minęła we względnym spokoju, choć ten czas w większości spędzili w żłobku z racji na niesprzyjające warunki atmosferyczne. Cały dzień utrzymywała się mżawka, czasami z nieco mocniejszymi epizodami, tworząc podmokły teren z polany. Z racji pory ze zwierzyną było ciężko, choć przy tak ulewnych dniach lepiej, by nic długo nie zostawało na stosie, w końcu nikt nie chce, aby cenne piszczki się marnowały.
Kiedy słońce schowało się za linią drzew, nie czuła zmęczenie, jakby jej ciało chciało czuwać dzisiejszej nocy nad rodzeństwem, które tuż obok spało przytulone do siebie. Na ten widok ruda uśmiechnęła się, by po chwili przenieść wzrok na wejście do żłobka z neutralnym wyrazem pyska. Z głową położoną na wyciągniętych przednich łapach, miała oczy wlepione w jeden punkt na polanie, a na każdy najmniejszy szelest jej uszy obracały się w kierunku dźwięku.
Niebo przybrało ciepłe barwy, gdy do żłobka wcześniej przyszła Brukselkowa Zadra ze słowami wsparcia i radami. Teraz jednak Srebrna Skóra była widoczna nawet z wnętrza legowiska, gdzie Horyzont czekała na rozpoczęcie testu. W końcu nadeszła trójka wojowników, w których kotka wlepiła swoje żółte jarzące się w ciemnościach oczy. W przybyłych rozpoznała Kosaćcową Grzywę i Prążkowaną Kitę, trzeciego wilczaka nie zidentyfikowała z racji, iż liliowy kocur o niebieskich oczach złapał ją za skórę na karku. Nie spodobało jej się to zbytnio, jednak nie miała zamiaru protestować, chcąc mieć to wszystko za sobą. W międzyczasie niebieski van postąpił podobnie z jej bratem, który zaczął powoli się wybudzać. Gwiazdnica zapewne również.
Po opuszczeniu obozy każdy wojownik skierował się w innym kierunku, rozdzielając rodzeństwo. Ruda momentalnie zaczęła się wiercić i szamotać, przez co kocur musiał ją po niedługiej chwili postawić na ziemi. Czując błotnistą ściółkę leśną pod łapami, od razu chciała ruszyć biegiem w stronę Gwiazdnicy, martwiąc się o nią najbardziej, lecz drogę zagrodził jej Prążkowana Kita, spoglądając na nią z góry.
– Rozumiem, że martwisz się o rodzeństwo, jednak nic im nie będzie. Od Kosaćcowej Grzywy wiem, że zostaną zaniesieni w bezpieczniejsze miejsca na naszym terenie, gdzie jest mała szansa na zagrożenia ze strony innych drapieżników – przemówił straszy, co raczej nie uspokoiło kotki, która jedynie zmierzyła go od łap do głowy. Nie słysząc ani nie widząc ponownego sprzeciwu, wojownik złapał ponownie Horyzont i ruszył w dalszą drogę.
Podróż nie trwała długo, docierając nad linie dużego jeziora, które przylegało z jednej strony terenów Klanu Wilka. Liliowy postawił kotkę na skraju linii drzew z widokiem na taflę wody. Ruda z zapartym tchem pochłaniała ten magiczny widok spokojnego jezioro, w którym odbijała się Srebrna Skóra. Każdy, nawet najmniejszy powiew wiatru marszczył dotychczas niezmąconą powierzchnię.
– Lepiej nie wychodź z lasu, a jak coś usłyszysz, to schowaj się w bezruchu w najbliższych krzewach lub norze. Jedna jest nieopodal między korzeniami drzewa. Dasz sobie radę – oznajmił Prążkowana Kita, by następnie wyruszyć w drogę powrotną. – Przyjdę o świcie – dodał jeszcze, zatrzymując się na moment. Machnął lekko ogonem, by wznowić marsz.
Horyzont jeszcze chwilę obserwowała miejsce, gdzie poszedł kocur, nawet jak zniknął z jej pola widzenia, by dopiero po dłuższej chwili wrócić myślami do obecnej chwili. Momentalnie zaczęła nasłuchiwać możliwego zagrożenia, wyłapując każdy możliwy szelest, aby przy bliższym jej dźwięku napiąć każdy mięsień, będąc gotową do ruszenia w stronę tymczasowego schronienia. Chłód lekko szczypał ją w poduszki łap, końcówki uszu oraz nos, czując przy każdym wdechu chłodne powietrze, które później zamieniało się w obłok pary, gdy opuszczało płuca kotki – było to na pewien sposób orzeźwiające.
Nasłuchując dźwięków lasu, jak dalekie pohukiwanie sowy czy szmer wiatru, natrafiającego na nagie gałęzie drzew, choć znalazły się też liście, które dzielnie trzymały się swego miejsca, jakby w obawie przed nieuniknionym – ruda usiadła, wpatrzona w taflę wody, wprawioną w ruch co jakiś czas. Niewielkie fale muskały brzeg w swoim życiowym rytmie. Urzeczona widokiem poczuła, jak dotychczas jej czujne ciało zaczyna się uspokajać – w końcu nie pierwszy raz jest sama w lesie i to nocą, przecież Makowiec zdążyła ich przygotować poprzez porzucenie swoich dzieci. Na samo wspomnienie tej chłodnej i deszczowej nocy Horyzont prychnęła pod nosem. Dawniej, by jeszcze broniła swoją rodzicielkę, lecz od niedawna zaczęła ją postrzegać jako wroga, choć i tak na pierwszym miejscu zawsze będzie Konfident.
Podążając za myślami na temat swoich rodziców, trafiła na te o rodzeństwie czy są teraz bezpieczni, a może coś ich porwało, jak brata Brukselki?! Z czarnymi scenariuszami w głowie, uniosła wzrok ku Srebrnej Skórze z cichą prośbą.
“Proszę, Klanie Gwiazd, zaopiekuj się nimi teraz, dopóki mnie nie będzie przy nich lub ta noc nie minie” – pomyślała, przymykając oczy, by następnie wrócić wzrokiem na lekko pomarszczone jezioro. Po chwili usłyszała szelest między drzewami za sobą, na co od razu się spięła, obracając głowę i skanując las żółtymi ślepiami. Początkowo myślała, że tu Prążkowana Kita już po nią przyszedł, jednak to było za szybko – Srebrna Skóra nadal była dobrze widoczna. Po cichu podniosła się z podmokłej ściółki, chcąc skierować się do kryjówki, o której mówił kocur, lecz było już za późno – właśnie w jej kierunku zmierzała młoda kuna. Nim kotka zdążyła zareagować, drapieżnik już był przy niej, szykując się do rzucenia jej do gardła. Momentalnie adrenalina przejęła jej ciało i teraz była gotowa do walki na śmierć i życie. Jedną różnicą między nią a kuną była taka, że ruda oprócz zwykłego przeżycia musiała też zaopiekować się Snem i Gwiazdnicą, nie może ich również opuścić, nie bez walki.
Zjeżona w ostatniej chwili odskoczyła i z syknięciem oraz wysuniętymi pazurami czekała na ruch ze strony drapieżnika. Długo nie musiała czekać, obrywając pazurami zwierzęcia po pysku, zauważając, że ta chce się dorwać do jej gardła. Jak na razie miała rany na wardze z lewej strony oraz nacięcie na uchu po tej samej stronie. Czując niewielką ilość posoki na pyszczku, oblizała się, wyczuwając na języku metaliczny smak własnej krwi. Nie będąc dłużna, zamachnęła się łapami, orając nimi ciało kuny – widać było, że to młody osobnik i nie ma doświadczenia w walce z kotami, w tym z możliwymi kociakami, które przechodzą test na ucznia. Zwierzę ponowiło atak, uczepiając się grzbietu rudej, co było największym błędem, ponieważ ta, czując, jak kuna pozostawia po sobie krwawe pręgi, od razu przewaliła się plecami na ziemię, a raczej drapieżnika, który dzielił ją od mokrej ściółki lasu. Gdy zwierzę odpuściła, Horyzont podniosła się szybko na równe łapy, a przeciwnik czmychnął między drzewa, skąd przybył. Kotka jeszcze zwycięsko syknęła i z dumą wypięła pierś, zarzucając grzywką, która została potargana podczas starcia.
Z nadal przyspieszonym oddechem podeszła bliżej brzegu, gdzie twardy grunt był muskany przez zimną wodę. Sięgnęła jedną łapą do cieczy, by następnie ją zanurzyć i mokrą zacząć przecierać pysk. Czemu nie językiem, tak jak powinna wyglądać prawidłowa pielęgnacja? Ponieważ nadal czuła smak krwi i miała wrażenie, że gdyby polizała łapę, to zostawiłaby czerwoną smugę na swojej rudej szacie. Przejeżdżając łapą po sierści, skupiała się głównie na miejscach, które w jakimś stopniu emanowały bólem, choć grzbiet musiała już wymyć w tradycyjny sposób za pomocą języka.
“Pierwsze rany bojowe? Hah, dość szybko” – pomyślała, wpatrując się we własne odbicie w tafli jeziora. W zniekształconym obrazie mogła zobaczyć świeżą ranę na wardze oraz rozcięcie ucha po jednej stronie. Jak widać, przodkowie już teraz wystawiali ją na próbę, ta miała nadzieję, że jej rodzeństwa nie spotkała podobna przygoda.
Reszta nocy minęła spokojnie, zagłuszana jedynie dźwiękami lasu i fal wody, które ustępowały stałemu lądowi. Tak jak obiecał Prążkowana Kita, przybył o świcie, by wraz z Horyzont powrócić do obozu, gdzie zostanie mianowana na ucznia.
– Co ci się stało? – spytał, widząc rany na kocięcym ciele kotki.
– To? Tylko mała potyczka z kuną. – Wzruszyła ramionami, jakby fakt walki z drapieżnym zwierzęciem nie był czymś nadzwyczajnym.
– Niech cię obejrzy Cisowe Tchnienie tak dla pewności.
– Spokojnie, to tylko zadrapania – stwierdziła, robiąc parę kroków do przodu, dając znać kocurowi, by wyruszyli w końcu, a nie marnowali czas na pogaduszki. Ruda chciała się jak najszybciej upewnić, że Sen i Gwiazdnica są cali oraz tylko ona miała przebieg eskapady.
***
W obozie już czekali zebranie, tworząc półkole przed miejscem przemówień, gdzie parę księżyców temu odbyła się walka dwóch kocurów, znanych obecnie jako Krucze Pióro oraz Pustułkowy Szpon. Prążkowana Kita podprowadził kotkę bliżej zbiorowiska kotów, by samemu po chwili do niego dołączyć, podczas gdy Horyzont dołączyła do siostry, czekając jeszcze na czarnego kocura, który przybył jako ostatni, rozwiewając obawy rudej.
– Horyzoncie, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Zaćmiona Łapa. Twoim mentorem będzie Piołunowy Dym. Mam nadzieję, że Piołunowy Dym przekaże ci całą swoją wiedzę – przemówił kocur na mównicy. A z każdym słowem kotka miała wrażenie, że zaraz mu się rzuci do gardła! Jakim prawem śmiał tak ingerować w jej imię! Przecież to Makowiec dla niej wybrała takie, a nie inne! Wiedziała, że nie ma wpływu na to, jakie zostanie jej nadane imię, lecz od innych słyszała, że zwykle to było po prostu dodanie uczniowskiego członu Łapa i tyle.
– Piołunowy Dymie, jesteś gotowy do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałeś od swojego mentora, Płonącej Duszy doskonałe szkolenie i pokazałeś swoją bezkonfliktowość i oddanie. Będziesz mentorem Zaćmionej Łapy, mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę – dodał przywódca, kładąc nacisk na słowo oddanie, przy czym patrzył przez ten krótki moment prosto w żółte oczy uczennicy. Ta zastrzygła rozciętym uchem, nie uginając się pod naporem spojrzenia Nikłej Gwiazdy.
Zaćmiona Łapa wróciła myślami do najważniejszego w tym momencie, widząc ruch obok siebie – to Piołunowy Dym według tradycji chciał się dotknąć nosem ze swoją uczennicą. W tym czasie klan zaczął wykrzywiać nowe imię Horyzontu. Sam kontakt z mentorem nie trwał długo, ponieważ jeszcze Gwiazdnica i Sen mieli zostać mianowani. Kiedy wojownicy skandowali ich imiona, rodzeństwo najgłośniej mogło usłyszeć głos Zaćmionej Łapy, która z dumą patrzyła na nich.
Kotka nie była zbyt zadowolona z decyzji przywódcy, nie tylko z powodu imienia, ale także mentora, do którego nic nie miała, jednak nie widziała go w tej roli. Szczególnie że Senna Łapa dostał Wrotyczową Szramę. Właśnie chciała porozmawiać z bratem i siostrą na ten temat, gdy liliowa wojowniczka postanowiła od razu pokazać tereny klanu swojemu uczniowi. Piołunowy Dym dał rudej chwilę na rozmowę z Brukselkową Zadrą, nim sami również wyruszą.
– Brukselkowa Zadro, czemu? – spytała od razu, gdy już odnalazła kotkę pośród rozchodzącego się zbiorowiska.
– Zapewne Nikłej Gwieździe nie przypadły do gustu wasze imiona i postanowiła je zmienić, by bardziej pasowały do reszty klanu – odpowiedziała, nie dzieląc się z uczennicą swoimi podejrzeniami co do tego, czym kierował się Nikły przy nadawaniu imion jej małym znajdkom.
– Poza tym, dlaczego mam się szkolić na wojownika jak większość? Może ja chcę zostać medykiem i w ten sposób pomagać klanu.
– Tylko pewne koty mogą podążać tą ścieżką – wyjaśniła Brukselka, kładąc ogon na grzbiecie rudej w geście pocieszenia i wsparcia.
– Zaćmiona Łapo! – zawołał liliowy kocur, czekający na swoją uczennicę.
“Nie cierpię tego imienia…” – prychnęła w myślach, niespiesznie udając się w stronę, po żal się Klanie Gwiazd, mentora.
[2460 słów] - trening wojownika
Wyleczeni: Horyzont
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz