— Coś się stało, Różana Woni? — zapytała, mrużąc przyjaźnie oczy.
Medyczka wskazała głową na znajdę, ogonem smagając powietrze.
— Mogłabyś zaprowadzić go do żłobka i przekazać Kotewkowemu Powiewowi? Jestem nieco zajęta, a ty przytargałaś go tutaj do obozu… Uznałam więc, że z chęcią pokażesz mu wszystko, co trzeba — oznajmiła, zanim, nie czekając na odpowiedź, ruszyła do składziku z ziołami:
— Dzięki, Mureno! — rzuciła przez ramię.
Księżniczka westchnęła cicho, jednak na jej pysku wciąż widniał delikatny uśmiech. Odwróciła się w kierunku malca, a jej wzrok nieco złagodniał; przynajmniej na tyle, na ile mógł w obliczu obcego kociaka.
— Hej, maluchu. Co tam?
Kocurek przekrzywił główkę, przez chwilę obserwując wojowniczkę z zaciekawieniem, zanim uśmiechnął się wesoło i odpowiedział:
— W porządku! Tak myślę… To wszystko jest strasznie nowe, ale koty tutaj są wyjątkowo miłe! — zaświergotał pogodnie, szczerząc maleńkie kiełki w uśmiechu.
Czyhająca Murena skinęła łbem, a jej oczy błysnęły.
— Cieszę się, że tak twierdzisz — odpowiedziała spokojnie. — W takim razie zakładam, że jesteś gotowy na przenosiny do żłobka, czyż nie?
Zmierzch przez chwilę wyglądał, jakby się wahał, ale potem pokiwał energicznie łepetynką i w podskokach skierował się do wyjścia z legowiska medyków, stając przy przejściu.
— Idziemy?
Księżniczka uśmiechnęła się ciepło na jego pytanie i przytaknęła mu, razem z nim opuszczając lecznicę i kierując się do żłobka. W trakcie ich krótkiej przechadzki odpowiedziała na kilka prostszych pytań znajdy, a gdy tylko zawitali w jego nowym legowisku, nakazała mu uprzejmie przywitać się z wszystkimi znajdującymi się tam kotami, co zrobił bez najmniejszego problemu, radośnie witając nowych współklanowiczów. Czyhająca Murena jeszcze chwilę siedziała z nim w żłobku, w milczeniu przysłuchujący się jego rozmowom z Kotewkowym Powiewem oraz upewniła się, że kociak dobrze się czuje i nie będzie sprawiać kłopotów piastunce; dopiero potem opuściła zaciszny żłobek, aby zapolować i zająć czymś myśli, które wciąż krążyły wokół małej znajdy. Czy dobrze spisze się jako członek ich klanu?
─── ⋆⋅ ☾⋅⋆ ───
Jakiś czas po powodzi
— Och, przepraszam cię najmocniej! Sądziłem, że nie mogę pałętać się po terenach Klanu Nocy, nie po terenach obok… Nie miałem nic złego na myśli, oczywiście! Po prostu tak fascynuje mnie ta okolica, no i spotkania z tobą również nie są takie najgorsze — stwierdził rozmarzonym głosem czekot, przechadzając się wśród drzew; kątem oka wciąż jednak obserwował księżniczkę uważnie, z tym samym tajemniczym błyskiem… — No wiesz, życie samemu bywa nudne — dodał po chwili.
Parsknęła na jego słowa.
— Jeśli wychylisz choć wąs na tereny Klanu Nocy lub odważysz się zapolować tutaj albo w okolicy to wiedz, że zabiję cię bez wahania. Nie masz czego tu szukać — oznajmiła chłodno.
Był samotnikiem… powinna była zabić go kilka wschodów słońca temu. Nie miała nawet okazji powiadomić o nim Spienionej Gwiazdy; liderka była ostatnio zbyt zabiegana przez tę całą powódź, a Murena nie chciała się narzucać.
— Ach, oczywiście! Wierzę ci i trzymam cię za słowo. — Wygiął kąciki ust w zadziornym uśmiechu. — A właśnie… wciąż nie zdradziłaś mi swego imienia. Może zechcesz się przedstawić, hę? — Zatrzepotał rzęsami, na co ona tylko zmrużyła oczy i uderzyła ogonem o tylne łapy.
— Nie zamierzam dzielić się z tobą informacjami o mnie, samotniku. Nie jesteś tu mile widziany, a co za tym idzie, moje imię na nic ci się nie zda. Liczę na to, że nigdy więcej nie będzie nam się już dane spotkać. Żegnaj.
I mówiąc to, krótkim machnięciem ogona pożegnała go i odwróciła się, oddalając się w głąb terenów Klanu Nocy. A mimo swojej spokojnej fasady, jej myśli i emocje pędziły jak szalone. Nie zasłużył na jej szacunek i zaufanie, nie wierzyła w żadne jego słowo… A jednak w jej umyśle zostało zasiane ziarno wątpliwości, o ile nie dwa. Coraz częściej spotykała go gdzieś — niby przypadkowo, niby nie. Czasami wyglądał, jakby jej szukał, a czasami jakby rzeczywiście tylko podziwiał okolicę lub wypoczywał; a to niepokoiło ją jeszcze bardziej. To nie wyglądało jak zwykły przypadek czy zbieg okoliczności — bardziej jakby rzeczywiście oczekiwał spotkań z nią… tylko dlaczego? Czy należał do tamtej grupy samotników? Planował zemstę? Gdzie mieszkał? Jakie były jego motywy? Tak wiele pytań a tak mało odpowiedzi… To było wręcz bolesne.
— Jeśli wychylisz choć wąs na tereny Klanu Nocy lub odważysz się zapolować tutaj albo w okolicy to wiedz, że zabiję cię bez wahania. Nie masz czego tu szukać — oznajmiła chłodno.
Był samotnikiem… powinna była zabić go kilka wschodów słońca temu. Nie miała nawet okazji powiadomić o nim Spienionej Gwiazdy; liderka była ostatnio zbyt zabiegana przez tę całą powódź, a Murena nie chciała się narzucać.
— Ach, oczywiście! Wierzę ci i trzymam cię za słowo. — Wygiął kąciki ust w zadziornym uśmiechu. — A właśnie… wciąż nie zdradziłaś mi swego imienia. Może zechcesz się przedstawić, hę? — Zatrzepotał rzęsami, na co ona tylko zmrużyła oczy i uderzyła ogonem o tylne łapy.
— Nie zamierzam dzielić się z tobą informacjami o mnie, samotniku. Nie jesteś tu mile widziany, a co za tym idzie, moje imię na nic ci się nie zda. Liczę na to, że nigdy więcej nie będzie nam się już dane spotkać. Żegnaj.
I mówiąc to, krótkim machnięciem ogona pożegnała go i odwróciła się, oddalając się w głąb terenów Klanu Nocy. A mimo swojej spokojnej fasady, jej myśli i emocje pędziły jak szalone. Nie zasłużył na jej szacunek i zaufanie, nie wierzyła w żadne jego słowo… A jednak w jej umyśle zostało zasiane ziarno wątpliwości, o ile nie dwa. Coraz częściej spotykała go gdzieś — niby przypadkowo, niby nie. Czasami wyglądał, jakby jej szukał, a czasami jakby rzeczywiście tylko podziwiał okolicę lub wypoczywał; a to niepokoiło ją jeszcze bardziej. To nie wyglądało jak zwykły przypadek czy zbieg okoliczności — bardziej jakby rzeczywiście oczekiwał spotkań z nią… tylko dlaczego? Czy należał do tamtej grupy samotników? Planował zemstę? Gdzie mieszkał? Jakie były jego motywy? Tak wiele pytań a tak mało odpowiedzi… To było wręcz bolesne.
─── ⋆⋅ ☾⋅⋆ ───
Właśnie skończyła jeść całkiem niczego sobie płotkę, gdy dostrzegła Zmierzchającą Łapę, wkraczającą do obozu po kolejnym treningu u boku Wężynowego Splotu. Raczej nie spędzała z kocurkiem zbyt wiele czasu, ale wciąż czuła obowiązek doglądania go, a z racji, że nie robiła już tego od pewnego czasu, postanowiła dopytać się, co u niego. No i oczywiście nie podobał jej się wybór mentora dla młodziaka, ale to już musiała przemilczeć.
Podniosła się z ziemi, kierując się w jego stronę. Stanęła przed uczniakiem, przekrzywiając nieznacznie głowę i mierząc go spokojnym, uważnym spojrzeniem.
— I jak tam, maluchu? Zdążyłeś się już zadomowić w Klanie Nocy? Słyszałam od kilku kotów, że bardzo chętnie się uczysz i dobrze sprawujesz się jako uczeń, co bardzo mnie cieszy — stwierdziła, unosząc prawy kącik ust w delikatnym uśmiechu. Jej ciepłe, pomarańczowe oczy zmrużyły się nieznacznie, gdy tak przyglądał się znajdzie. Mimo upływu księżyców wciąż nie potrafiła patrzeć na niego jak na ucznia, a nie kociaczka znalezionego przez nią w krzakach, toteż wciąż nazywała go maluchem. Zabawne, czyż nie? Musiała niedługo przestać… pewnie kociaki w tym wieku złoszczą się już o takie rzeczy.
<Maluchu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz