Nocne Niebo szedł przez las, ostrożnie rozglądając się dookoła. Nadeszła pora nagich drzew, a on chciał się jakoś przydać klanu. Nagle poczuł zapach świeżej krwi. Gotowy do skoku, odkrył jednak, że coś nie pasuje. Zdecydowanie nie był to zapach zwierzyny, tylko... kota! Zszokowany pobiegł kierunku, z którego dobiegała woń. Było to dość blisko granicy z Klanem Klifu. Na początku zobaczył szkarłatną krew, rozlaną na ziemi. Następnie zauważył srebrne, metaliczne zęby, a dopiero na końcu, białawego kota. Może na pierwszy rzut oka, z poszarpaną szyją i czerwonym pyskiem i grzbietem na nią nie wyglądała, to Nocnemu Niebu nie trudno było ją rozpoznać. To przecież Zamieciowa Łapa! Wojownik przez chwilę stał z otwartym pyszczkiem, nie bardzo pojmując, co właśnie zobaczył, po czym zalał się łzami. Nie starał się nawet ich powstrzymywać - zawsze uważał, że emocje trzeba powstrzymywać całkowicie, lub wcale. A przecież oprócz niego i ciała uczennicy, nikogo przy nim nie było. Przed kim miałby ukrywać smutek? Kocur podszedł do kotki i polizał ją po pyszczku. Nie była niesamowita. Nie interesowały jej treningi, nigdy nie wierzyła w Klan Gwiazdy i nie przestrzegała kodeksu wojownika. Ale wciąż była jego uczennicą. Miał nadzieję ją naprostować, nauczyć wszystkiego, co sam wiedział. Chciał, żeby wyrosła na wielką wojowniczkę. Jednak to się nigdy nie stanie. Skończyła tak samo, jak jego poprzedni uczeń, z którym Nocne Niebo wiązał równie wielkie nadzieje. Dlaczego tak musiało się to skończyć? Czy wszyscy uczniowie kocura tak skończą? Czy nigdy żadnego nie wyszkoli?
Otrząsając się, spróbował wyjąć Zamieciową Łapę z tych przeklętych, metalowych szczęk. Gdy w końcu mu się udało, wyglądał, jakby sam zamordował kotkę. Wtedy jednak nawet tego nie zauważył. Jedynie pobiegł do obozu.
- Lamparcia Gwiazdo! - zawołał już przy wejściu.
Na początku lider tylko na niego spojrzał, jednak gdy zobaczył zmasakrowaną kotkę leżącą na ziemi, od razu do niego podbiegł.
- Nocne Niebo, czy to...
- To Zamieciowa Łapa - wrzasnął z łzami w oczach kocur. - Umarła! Bo ja nie potrafiłem jej przypilnować!
Resztę pamięta jak przez mgłę. Zebranie, pochowanie ciała. Nie obchodziło go to. Nic go nie obchodziło. Złota Melodia i Fioletowa Chmura próbowały go pocieszać, jednak nadaremnie. Jedyne, co się dla niego teraz liczyło, to on, ze swoim smutkiem.
Och, Klanie Gwiazdy, Dlaczego?
<Idk, ktoś z kb?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz