Zauwarzyłem Blady Świt wbiegającą na drzewo z kociakiem samotników. Kiedy matka tylko się spostrzegła ruszyła w kierunku drzewa, ale byłem szybszy - zignirowałem kocura i odepchnąłem ją przewracając, a następnie wskoczyłem między nich, a drzewo. Zacząłem syczeć. Wojowniczka Klanj Burzy odłorzyła kociaka obok siebie.
- Jeżeli odejdziecie oddamy wam kociaka. - oznajmiła pewnie.
- Nie sądzę, żebyś go zabiła. - syknął kocur. Zaczął uderzać ogonem w ziemię zdenerwowany.
- Ona może nie, ale napewno znalazłby się jakiś chętny. - powiedziałem i polizałem się po prawej przedniej łapie. Miałem wysunięte pazury, raczej zrozumieli przekaz. W oczach kotki wyraźnie widać było niepokój. Chciała jak najszybciej odzyskać swoje dziecko. Widać było także zacięcie na jej pyszczku - nie chciała pokazać, że są gorsi od klanowiczów. Spojrzałem w kierunku Bladego Świtu wyczekująco. Ta po krótkim namyśle delikatnie przesunęła kociaka w stronę boku gałęzi, jeszcze pół długości ogona myszy, a spadnie. Pozornie nie zrobiło to na nich większego wrażenia, ale widziałem, że kotka pragnie rzucić się na pomoc potomkowi. Wojowniczka znów popchnęła kociaka w kierunku przepaści. Został już tylko niecały ogon kociaka.
- Stój! - syknęła zdesperowana. - Przestań! - nieprzestawała syczeć. Rzuciła się na mnie by dotrzeć na gałąź i wyrwać kociaka. Szybko kopnąłem ją w brzuch i wylądowała niedaleko pobliskiego drzewa. Kociak próbował wejść na środek gałęzi, ale Blada nie pozwalała mu na to. Widząc poczynania samotniczki położyła łapę na maluchu. Nieznajomy zaczął syczeć. Chyba podejrzewał, że tak naprawdę nic nie zrobimy młodemu. Przeskoczył nade mną i zaczął się wspinać. Szybko skoczyłem za nim i dosięgłem jego stopy. Najpierw wbiłem pazury i pociągnąłem w swoim kierunku, a następnie wbiłem zęby i cisnąłem nim w kierunku ziemi. Mało brakowało, a byłby już na gałęzi. Zeskoczyłem do niego i uderzyłem go w głowę, dopadła do niego jego towarzyszka. Kociak zaczął głośno miauczeć, bo Blasy Świt kazała zrobić mu następny krok w stronę śmierci.
- Stój! Odejdziemy! - zawołał kocur. Blady Świt chwyciła kociaka za kark i zniosła do opiekunów. Położyła kulkę przed nimi.
- I żebyśmy was tu więcej nie widzieli. - syknęła. Zaczęli odchodzić w pośpiechu, kiedy zniknęli w paprociach wygładziłem sierść na karku.
- Wracajmy już, trzeba powiedzieć o tym Srebrnej Gwieździe. - powiedziałem. Kotka pokiwała głową.
<Blady Świcie?>
- Jeżeli odejdziecie oddamy wam kociaka. - oznajmiła pewnie.
- Nie sądzę, żebyś go zabiła. - syknął kocur. Zaczął uderzać ogonem w ziemię zdenerwowany.
- Ona może nie, ale napewno znalazłby się jakiś chętny. - powiedziałem i polizałem się po prawej przedniej łapie. Miałem wysunięte pazury, raczej zrozumieli przekaz. W oczach kotki wyraźnie widać było niepokój. Chciała jak najszybciej odzyskać swoje dziecko. Widać było także zacięcie na jej pyszczku - nie chciała pokazać, że są gorsi od klanowiczów. Spojrzałem w kierunku Bladego Świtu wyczekująco. Ta po krótkim namyśle delikatnie przesunęła kociaka w stronę boku gałęzi, jeszcze pół długości ogona myszy, a spadnie. Pozornie nie zrobiło to na nich większego wrażenia, ale widziałem, że kotka pragnie rzucić się na pomoc potomkowi. Wojowniczka znów popchnęła kociaka w kierunku przepaści. Został już tylko niecały ogon kociaka.
- Stój! - syknęła zdesperowana. - Przestań! - nieprzestawała syczeć. Rzuciła się na mnie by dotrzeć na gałąź i wyrwać kociaka. Szybko kopnąłem ją w brzuch i wylądowała niedaleko pobliskiego drzewa. Kociak próbował wejść na środek gałęzi, ale Blada nie pozwalała mu na to. Widząc poczynania samotniczki położyła łapę na maluchu. Nieznajomy zaczął syczeć. Chyba podejrzewał, że tak naprawdę nic nie zrobimy młodemu. Przeskoczył nade mną i zaczął się wspinać. Szybko skoczyłem za nim i dosięgłem jego stopy. Najpierw wbiłem pazury i pociągnąłem w swoim kierunku, a następnie wbiłem zęby i cisnąłem nim w kierunku ziemi. Mało brakowało, a byłby już na gałęzi. Zeskoczyłem do niego i uderzyłem go w głowę, dopadła do niego jego towarzyszka. Kociak zaczął głośno miauczeć, bo Blasy Świt kazała zrobić mu następny krok w stronę śmierci.
- Stój! Odejdziemy! - zawołał kocur. Blady Świt chwyciła kociaka za kark i zniosła do opiekunów. Położyła kulkę przed nimi.
- I żebyśmy was tu więcej nie widzieli. - syknęła. Zaczęli odchodzić w pośpiechu, kiedy zniknęli w paprociach wygładziłem sierść na karku.
- Wracajmy już, trzeba powiedzieć o tym Srebrnej Gwieździe. - powiedziałem. Kotka pokiwała głową.
<Blady Świcie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz