BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Klanie Klifu!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Znajdki w Klanie Wilka!
(dwa wolne miejsca!)

Zmiana pory roku już 5 października, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

13 marca 2023

Od Błotnistej Plamy CD. Nastroszonego Futra

 Skrzywiła się nieco. Rozumiała, że te mądre poglądy mamy mogły być dla innych dziwne, ale… Musiała tak zrobić. Kontynuować to czego nauczyła ją Arielka i o co tak dbała podczas wychowywania jej. Przyzwyczaiła się do bycia gorszą, więc jeżeli urodzi czekoladowe dzieci… Urodzi… Z obrzydzeniem myślała o tej całej ciąży i jej przymilaniu się do Nastroszonego. Tak ją przeraził, że bała się zachowywać źle. Nie chciała by ktoś cierpiał przez jej głupstwo, dlatego robiła wszystko to czego chciał. Jej umiejętności w tej dziedzinie były marne tak jak we wszystkim, ale musiała chociaż spróbować udawać taką chętną na czułostki i inne obrzydliwe rzeczy.
- A-ale... N-no w-wiesz... N-na p-przykład t-ten c-cały Rybka, j-jest czekoladowy... I n-nie j-jest d-dobrym k-kotem... P-proszę N-nastroszony... P-po prostu b-będę się n-nimi... G-gorzej o-opiekować, n-nic się nie stanie a j-ja b-będę szczęśliwa...
- Rybka jest zdrajcą. W klanie jest więcej czekoladowych kotów i nikt po nich nie jedzie. Ale jak uważasz. To twoje kocięta i ty je wychowujesz. Ja będę tylko sprawdzać, czy nie wyrastają na gejów i zdrajców. Jak umrą, to... zrobi się kolejne - wymruczał. Otworzyła na chwilę pysk, jednak zamknęła go skruszona. Kolejne… Powiedziała mu, że jej się podobało ostatnim razem, ale czuła się obrzydzona samą sobą i tym, że tak mu uległa. Przez to była w ciąży, a mogła poczekać te dwa księżyce… Może w ogóle by do tego nie doszło. Może przynajmniej da jej spokój jak odchowa dzieci?
- T-tak... A-ale n-nie umrą! U-urodzę j-je z-zdrowe i n-nie z-zostaną g-gejami i z-zdrajcami!- przekonała go, nerwowo machając ogonem.
- Mam taką nadzieję. - usiadł na plaży, wpatrując się w falujące morze. - Patrz jak tu pięknie.
Usiadła obok niego i oparła swój łeb na nim. Na Klan Gwiazd, jak ona nie chciała go dotykać. 
- T-tak... J-jest t-tu ślicznie...- wyszeptała mu do ucha, po czym polizała go. Fuj, czemu to robiła. Była taka głupia. Nie potrafiła inaczej go usatysfakcjonować jak głupim mruczeniem i lizaniem. Nastroszony objął ją ogonem. Zamruczała cicho, chociaż w rzeczywistości marzyła o tym, by się od niego odsunąć.
- J-już nigdy cię nie z-zawiodę... U-urodzę dzieci i b-będziesz j-jeszcze z-ze mnie dumny...
- Obym był skarbie, obym był - otarł się o nią pyskiem z mruczeniem. Wymiotować jej się chciało od tych gestów (no i poza tym miała trochę nudności podczas ciąży).  
- J-jeżeli b-będzie ich z-za mało... T-to m-mogę n-nawet u-urodzić d-drugi miot... I t-trzeci...
- Och tak... Chciałbym byś dobrze się spisała i będę miał to na uwadze, gdy już urodzisz skarbie.
Zamruczała cicho i “zadziornie” skubnęła go pod brodą. Niech to się już kończy. Niech to się po prostu skończy, chciała pójść do legowiska i w spokoju się położyć oraz wypłakać. Miała dość tej karuzeli spierdolenia.
- Niegrzeczna jesteś... Tak skubać mnie? - uśmiechnął się do niej. Zachichotała cicho i objęła go ogonem, nie mówiąc ani słowa. To wszystko było takie obrzydliwe. Chciałaby przyspieszyć czas, żeby było po tej całej randce. 
- Chcesz tutaj spędzić resztę dnia? - zapytał.
Pokiwała delikatnie głową. Nie, nie chciała. Chciała stąd iść, spróbować coś zjeść by mieć co zwrócić po tym wszystkim. 
- Chcę tutaj być... Z tobą…
Potem popełniła poważny błąd. Przez swoją niezdarność zamiast po prostu przytulić kocura, popchnęła go przez przypadek na ziemię, co oczywiście mu się nie spodobało, bo nie dość że rąbnął o ziemię, to nie lubił z pewnością mieć takiego okropieństwa na sobie.
- Paskudo... - wydał z siebie warkot, podnosząc się i kładąc łapy na jej karku i głowie. - Chyba się zapominasz. Nie rób tak więcej. Tylko ja mogę cię powalać na ziemię.
Pisnęła cicho zawstydzona. Myślała, że mu się później spodoba! Ale była głupia! Czemu musiała przez przypadek go tak popchnąć, chciała doprowadzić tą całą randkę do końca i mieć spokój, a teraz cały jej postęp poszedł na marne.
- P-przepraszam...- zaszlochała cicho, zanosząc się łzami.- J-ja... N-nie w-wiedziałam...
- Nie rycz - puścił ją. - Nie lubię, gdy ktoś mnie zbija z łap. Zapamiętaj to skarbie. To ja tu jestem górą, nie ty. I nigdy nie będziesz.
Schowała pysk łapach i zaczęła się trząść. Dopiero po chwili wstała, czując nudności. Skrzywiła się nieco. Znowu ją brało na wymioty, akurat w takiej chwili, kiedy miała ochotę zapaść się pod ziemię z tą swoją niezdarnością i ciapowatością. A co dopiero będzie z wielkim brzuchem…
- No i co się trzęsiesz? - rzucił, patrząc na nią krytycznym wzrokiem. Szybko pobiegła za jakiś kamień i zwymiotowała, głośno kaszląc. Ledwo co jadła, przez co zwróciła całe śniadanie. Nie lubiła jeść przy innych, bo wiązało się to z wyciąganiem czyjejś zdobyczy, kiedy nawet nie powinna jeść.  Wróciła zapłakana i jeszcze trochę brudna, ledwo co trzymając się na łapach. 
- B-brzuch m-mnie b-boli...- pisnęła cieniutko, nie mogąc nawet spojrzeć kocurowi w oczy.- B-boję się, ż-że t-to coś z dziećmi...
- Wracajmy do obozu. Medyk cię obejrzy. - zarządził, wstając. Pokiwała delikatnie głową. Może tak będzie lepiej? Zbadają ją i zobaczą, czy z dziećmi wszystko dobrze. Mimo tego jak bardzo nie chciała być w ciąży, to bała się o te maluchy, bo ta cała tragedia w jej życiu to nie była ich wina. Chciałaby, żeby mieli dobre dzieciństwo i nie urodzili się zdeformowali, bo ona coś zepsuła.
- M-mogło im się c-coś stać?- zapytała z paniką w głosie.- J-ja... N-nie chciałam! P-powinny się p-przecież z-zdrowe urodzić! N-na p-pewno się okaże, ż-że t-to zwykła niestrawność... T-tak...- próbowała samą siebie przekonać, nerwowo machając ogonem.
- Nie panikuj. Nic im nie będzie, ty przesadzasz. A jak tak, to znów ci zrobię kocięta, co za problem - prychnął. Zwiesiła łebek. Może mówił nawet mądrze? Przesadzała tylko i wszystko będzie z nimi dobrze, urodzą się zdrowe… I może nawet będą szczęśliwe?
- T-tak... M-masz rację... Ale... N-nie chciałabym, ż-żeby z m-mojej winy u-umarły... R-robię coś źle? P-powinnam się inaczej p-przy ciąży z-zachowywać?
- Tak. Nie powinnaś mnie zrzucać na ziemię. To twoja wina. Wracajmy - ruszył w kierunku obozu. Pisnęła cichutko i z pokorą szła obok niego, wyrzucając sobie w myślach, że wszystko zepsuła. Ona naprawdę nie chciała… Próbowała być taka jak chciał!

***

Ciąża była coraz bardziej nie do zniesienia. Była jak wielka beczka. Ledwo co potrafiła ustać na łapach, a teraz musiała nieść te wszystkie kocięta, które rosły coraz bardziej. Powstrzymała się od piśnięcia, kiedy kocur do niej podszedł i się o nią otarł. Ten to miał dobrze. Mógł obserwować jak ją zniszczył i pewnie go to bawiło.
- Witaj kochanie. Jak nasze kocięta?
Skuliła się lekko i odwróciła wzrok.
- Ch-chyba d-dobrze... A-ale... S-strasznie r-rośnie m-mi b-brzuch... P-przecież ostatnio p-prawie nie b-było widać!
- To dobrze, że rośnie. Bardzo dobrze - wymruczał, przyglądając się jej. Czemu go tak intrygował ją brzuch? - Połóż się na boku. Chcę sprawdzić jak tam moje dzieci się miewają.
Przechyliła lekko łebek zdziwiona. Jak to? Nie był przecież medykiem i niezbyt chciała by ją ugniatał, ale… Musiała to zrobić, by nie był zły.
- Oh... Skoro chcesz...- wymamrotała i powoli położyła się na boku. Nie spodziewała się, że kocur położył się tuż obok i położył łeb na jej brzuchu. Wyglądał na strasznie zaintrygowanego rosnącymi w niej maluchami. Miała tylko nadzieję, że nic im nie zrobi. Zachichotała cicho przez to, że tak dziwnie się do niej zbliżył. 
- Słyszysz je? T-twoje dzieci? R-ruszają się t-tam?
- Tak. Czuje ich małe łapki na policzku. Słyszę bulgotanie. A ty? Wyczuwasz jak się w tobie wiją? - zapytał. To było strasznie dziwne. Czemu on się pytał, czy czuła płody w swoim brzuchu? Miał jakąś dziwną obsesję na punkcie ciąży, co ją przerażało.
- Ch-chyba t-tak... Cz-czasem j-jak się g-gwałtowniej ruszają... B-będą z nich urwisy....
Dla Nastroszonego wydawało się to być najwyraźniej bardzo zabawne i zaśmiał się pod nosem. Jej nie było tak do śmiechu z takim ciężarem.
- Poradzisz sobie. Uwielbiam to jak cię wydęło... pewnie jest ich tam spora grupka.
- T-tak... B-bo p-powoli mi jest ciężko się p-poruszać... A one d-dalej rosną... T-to j-jest trochę dziwne...
- Dobrze to słyszeć. Bardzo dobrze się spisujesz moja droga. Właśnie tak. Daj mi dużo potomstwa.
- Uh... N-nastroszony? N-nic im n-nie z-zrobisz?- zapytała zmartwiona, widząc jego poczynania.- Chcę, ż-żeby się wszystkie z-zdrowie urodziły... T-ty t-też tego chcesz, s-skoro t-tak ich dużo t-tam jest...
- Jeżeli nawet umrą, to zrobimy sobie kolejne. - rzekł z lekkością, przytulając się do jej brzucha bardziej. - Łaskoczą te ich małe łapki.
Zaśmiała się nerwowo, patrząc na jego działania. Czuła się coraz gorzej i chyba wolała, żeby przestał zachwycać się nad dziećmi. To było chore. Bardzo chore.
- Uh... T-tak... A-ale m-mógłbyś się j-już o-odsunąć? P-proszę...
Uniósł łeb. 
- Nie podobają ci się tulaski?
- P-podobają, t-tylko... T-trochę się b-boję t-teraz o t-te dzieci...
- Nie bój się. Nawet jeśli coś się im stanie, zrobimy sobie kolejne - polizał ją w policzek. Zignorowała go i spróbowała podnieść się na łapach, co jedynie skończyło się niepowodzeniem i dalej leżała na ziemi. Westchnęła ciężko i ponowiła próbę, jednak przez kruche łapy ledwo co udawało jej się utrzymać równowagę. Spojrzała błagalnym wzrokiem na Nastroszonego, chcąc by jej pomógł. Chciała gdzieś pójść, a nie leżeć tuż przy nim. To było strasznie niekomfortowe. Nastroszony zamiast zlitować się nad nią, uśmiechnął się jakby to było zabawne.
‐ Co kochanie? Niewygodnie ci?
Pokiwała delikatnie głową zawstydzona.
- T-tak... P-pomożesz m-mi?
- Musisz się przekręcić na boczek, skarbie - zamruczał, nie ruszając się o krok. - Ależ twój brzuszek jest cudowny. 
Chciałaby mu powiedzieć, żeby przestał, ale bała się, że będzie na nią zły. W końcu, skoro czegoś chciał, to nie mogła się stawiać. Ze stęknięciem próbowała się jakoś przekręcić, ale brzuch jej w tym strasznie przeszkadzał. Zaskomlała smutno. Będzie tak leżeć do końca dnia aż ktoś jej nie pomoże? Przecież na tych słabych łapach nie wstanie, a położyła się w strasznie niekomfortowej pozycji. Powinna się zapytać medyków, czy musi iść do żłobka, bo w takim stanie na pewno niczego nie upoluje.
- N-nie j-jest c-cudowny, l-ledwo się m-mogę z nim p-poruszać! P-pomóż mi, b-bo nie w-wstanę!
- A dokąd chcesz iść? - zapytał. - Czujesz jak się ruszają w tobie? Mocno uciskają? Boli cię?
- R-ruszają, ale nie b-boli- zbyła go, próbując dalej cokolwiek wskórać. Nie chciała dalej tak leżeć, a pewnie jej wyczyny wyglądały po prostu komicznie!
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - zauważył, dalej siedząc przy niej. - Dokąd chcesz iść skarbie?
- G-gdzieś- pisnęła, wijąc się jak jakiś robak. Chciała pójść daleko od niego! Jak najdalej się dało! Choćby do innego klanu! Patrzenie na tą jego obsesję było dziwne!
- A gdzie jest to gdzieś? Zmęczysz się tylko.
- N-nie chcę p-po p-prostu t-tak leżeć... T-to dziwne.
- To nie jest dziwne. Jesteś kotką. Tym się zajmujesz. Leżeniem, rodzeniem i karmieniem kociąt. 
Zwiesiła łebek. To była prawda, ale niezbyt chciała siedzieć w żłobku bez życia. Wolała korzystać jeszcze z tego, że mogła udawać wojownika.
- A-ale j-jeszcze t-to nie t-ten czas. Chciałabym s-sama m-móc coś s-sobie wziąć d-do jedzenia... I n-nie l-leżeć t-tylko w ż-żłobku.
- Jesteś nieporadna jak kocię, to prawda, jednakże tak musi być - poklepał ją po łebku. - Medyk mówił ile nosisz w sobie kociąt?
Pokręciła głową. Nie pytała się o to, bo po co? Po co jej była wiedza jak wiele kociąt Nastroszonego urodzi?
- N-nie p-pytałam się o t-to, a-ale chyba d-dużo...
‐ To dobrze. Jestem z ciebie dumny Paskudo. Na pewno ci się spodoba rodzenie tylu kociąt... Podobno to boli... Myślisz, że będę mógł być przy tobie w tym wielkim dniu?
Zadrżała na myśl, jakie to będzie bolesne. Nawet wolała sobie nie przypominać o tym, że kiedyś będzie musiała wypluć dzieci. Zawsze jak kotki rodzą, to strasznie krzyczą i chyba niezbyt chciała być na miejscu takiej karmicielki.
- M-mam n-nadzieję... Ż-że b-będziesz... T-trochę się t-tego b-boję, b-bo to  t-takie... P-przerażające... J-jeszcze coś zepsuje...
- Nawet jak ci coś nie wyjdzie to musisz wydać je na świat. Podobno to jak zatwardzenie. Przesz a samo wyjdzie z czasem. A ja wierzę, że sobie poradzisz... I zaśpiewasz dla mnie i naszych dzieci piękną pieśń - zamruczał jej do ucha. Skrzywiła się nieco. Wrzaski nie były fajne. Oznaczały jedno- ból. Nie chciała, by ją bolało. 
- T-tak... P-piękną pieśń...- wymamrotała, znowu próbując wstać.- Ch-chciałabym, ż-żeby się już urodziły... B-bo t-tak t-to mnie t-tylko w-wypełniają od ś-środka...
- To cudownie. Jesteś pełna, grubiutka, a przez to taka piękna - dał jej całusa w policzek. - Uwielbiam jak jest cię tak dużo. Ciekawe czy urośnie ci jeszcze większy...
- P-pewnie t-tak... B-bo n-nawet nie j-jestem j-jakoś długo w tej ciąży... N-najwidoczniej b-będę m-mieć d-dużo dzieci cz-czy coś w t-tym stylu... A c-co j-jeżeli b-będę t-taka g-gruba, ż-że ledwo b-będę stać?- zapytała z przestrachem. Wolała nie dotrzeć do takiego etapu ciąży.
- To będziesz leżeć. A ja przy tobie - zamruczał zadowolony.
W tym momencie się już poddała. Nie mogła nic zrobić, była po prostu na niego zdana. Musiała urodzić te kocięta, odchować… Przynajmniej się postara być dobrą mamą.

***

Tak bardzo nie chciała by ten dzień nadszedł, ale stało się. Wrzaski rozdzierały ciszę w całym obozie. Nie potrafiła przestać krzyczeć z bólu. Coś szło nie tak, była tego pewna. Zepsuła coś. Coś jej nie wyszło. Przynajmniej Nastroszony był tu przy niej, chociaż wydawał się być bardziej zainteresowany tym kiedy wypluje dzieci niż tym, że potrzebowała pomocy. Ciężko oddychała próbując znieść kolejną falę bólu, która przepłynęła przez jej brzuch. Medycy nie mogli nic wskórać na jej darcie mordy i jedynie próbowali doprowadzić do tego, by wszystko poszło dobrze. Zacisnęła oczy, czując jak kolejne łzy spływają z jej powiek, po czym spojrzała zamglonym wzrokiem na szarego. Czemu nic dobrego się nie działo? Czemu nie mogła mieć tego za sobą i po prostu pozbyć się dzieci z brzucha? 

<Nastroszony?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz