Był to jeden z tych wietrznych, z nagła pochmurnych dni, które zjawiają się znikąd w środku ciepłego lata, jakby jakiejś nadnaturalnej sile zabrakło w zapasach słońca i dobrej pogody. Silny wicher hulał po łąkach, wypełniając powietrze nieustannym wizgiem i szumem; tak jak i zahartowane źdźbła nadmorskich wzgórz, mierzwił też sierść dwóch kotek skazanych na polowanie w tych zniechęcających warunkach. Świetlisty Potok wzdrygnęła się z zimna, nadciągającego nad ich dom prosto znad otwartego morza, i uniosła głowę, by w tym wzburzonym oceanie trawy odnaleźć swoją przyjaciółkę.
Wśród smaganych wiatrem łodyżek Błękitna Cętka przypominała nieregularną srebrną plamkę. Szylkretka wiedziała, że coś planuje. Chociaż nie polowały bezpośrednio obok siebie, a szalejąca wichura skutecznie utrudniała komunikację, to gdy ramię w ramię wychodziły z obozu, wyłapała u młodszej kotki zdenerwowanie – a może ekscytację? Cokolwiek to było, miała podstawy przeczuwać, że coś się szykuje, i to coś prawdopodobnie związanego z nią samą. Szybko zauważyła, że posiada zbyt niewiele informacji, by wydedukować coś jeszcze, a więc jako osoba praktyczna nie zaprzątała sobie tym dłużej głowy i zwyczajnie czekała, mechanicznie podkradając się do kolejnych ofiar i w zależności od wyniku podejścia zakopując je lub przyglądając się, jak uciekają. Nie myślała o niczym w szczególności – weszło jej to już w nawyk, takie nicniemyślenie podczas polowania. Było zajęciem niezwykle pustym i przez to z natury nie mogło być przyjemne, ale i nie bolało; nie pozostawiało miejsca natrętnym traumatycznym wspomnieniom. Pustka była jedynym miejscem, w którym można się było schować przed drapieżczym światem. Gdyby mogła pozostać tam na zawsze, zgodziłaby się bez wahania.
Zauważyła, że niebieska macha do niej ogonem, i posunęła w jej stronę. Ocierające się o jej ciało źdźbła wyginały się za nią niczym kilwater.
– Kończymy już? – Wiatr porywał jej słowa, zanim jeszcze w pełni wydobyły się z jej pyska. W jakiś sposób zdołały jednak dotrzeć do uszu Błękitnej Cętki, która kiwnęła głową. Świetlista powtórzyła jej gest na znak, że zrozumiała, po czym zawróciła, by odgrzebać upolowane przez siebie zdobycze. Przeczucie, że przyjaciółka ma co do niej jakieś ukryte zamiary, wróciło ze zdwojoną siłą.
***
– Dlaczego ten królik pachnie ziołami, Błękit? – W jej wnętrzu już zaczynała rodzić się nieufność. Spojrzała niebieskiej prosto w oczy, usiłując odnaleźć tam odpowiedź.
– Wiesz, podejrzewam, że się w czymś wytarzał… – Zdradzała ją mowa ciała. Być może zdolności konwersacyjne nie były najlepsze, ale mogła się poszczycić czymś w rodzaju biegłości, jeśli chodziło o wychwytywanie takich niuansów. W milczeniu uniosła łapę, by odsunąć od siebie podejrzane jedzenie, jednak przyjaciółka czym prędzej ją powstrzymała.
– No, dobra! Nafaszerowałam go ziołami na twój smutek, szczęśliwsza?
Drgnęła. Wcale nie spodziewała się czegoś takiego.
– Burzowe Serce ci na to pozwolił? – Podejrzliwość w jej głosie zastąpiło niedowierzanie.
– Prawdę mówiąc, to… nie ma o niczym pojęcia… – Myśli szylkretki skłębiły się niczym owcze futerko; nie miała pojęcia, jak zareagować. Błękit… chciała jej podać zioła? Bez jej wiedzy, ba, bez konsultacji z medykiem? Przed oczami mignęły jej możliwe konsekwencje takiego działania. Nie chciała ich doświadczać na własnej skórze. Czy przyjaciółka rzeczywiście chciała zrobić coś takiego?
Poza tym… czy naprawdę wyglądam aż tak źle?
– Wiesz co? Mam pomysł! – Poczuła jej dotyk na swojej łapie. Przez ułamek sekundy wahała się, czy jej nie cofnąć. – Zjemy obie! Mi… mi też jest ciężko po śmierci Laska – Błękit zadrżała i otarła pysk, po czym spróbowała się uśmiechnąć, choć nie wyszło to najlepiej.
Świetlista zamrugała. Przeniosła zagubione spojrzenie z przyjaciółki na rozdartego królika i z powrotem, nie mogąc podjąć decyzji.
A nie chodziło tylko o to, co powinna teraz zrobić; nie wiedziała przecież nawet, jak miała się czuć. Chyba powinna się zdenerwować? Cóż, tak pewnie zrobiłaby większość kotów na wieść, że bliska osoba bez ich świadomości zamierzała podjąć takie radykalne kroki… Ale nie mogła się na to zdobyć. Nie, kiedy widziała, w jakim stanie jest sama Błękitna Cętka.
Widziała łzawy błysk w jej oczach, zanim odwróciła głowę, słyszała delikatne drżenie w jej głosie, a w jej mowie ciała dostrzegła ślady głębokiego smutku. To wszystko było znajome, boleśnie znajome, bo czasem odnajdywała to w sobie samej.
Niebieska chciała jej tylko pomóc, tak, jak zawsze. Ale teraz musiała dźwigać swój własny ciężar i nie starczało jej już sił.
Powoli pochyliła głowę i zatopiła zęby w pachnącym mięsie. Zioła miały dziwny, lekko gorzki posmak. Przełknęła.
To, że nie tylko ona ma tutaj problemy, dotarło do niej wyraźnie; czuła się winna. Chciała wesprzeć córkę Białej Sadzawki, jak ona zawsze wspierała ją, ale nie wiedziała, jak. Nie miała pojęcia, co robić; czuła się jak kilkuksiężycowe kocię, które po raz pierwszy znalazło się na zewnątrz bez swojej matki. Mogła tylko powoli przeżuwać królika, by na końcu rzucić cichym:
– Dziękuję.
***
Nikt nie zwrócił uwagi na szczupłą kotkę, która cichutko prześlizgnęła się w pobliże legowiska medyka. Nic dziwnego; nie było tu wielu, którzy zainteresowaliby się jej obecnością, a ona sama ostrożnie wybrała odpowiedni moment, w którym ci właśnie nieliczni znajdowali się poza obozem. Obrzuciwszy polanę ostatnim, czujnym, ale sprawiającym wrażenie spokoju spojrzeniem, odwróciła się i powoli wsunęła pod głaz, gdzie Burzowe Serce zwykle przyjmował chore lub zranione koty.
Odczekała kilka uderzeń serca. Nikt nie wołał, nikt nie nadchodził. Nie zauważyli jej lub nie uznali jej zachowania za odbiegające od normy. Dobrze.
Nie znała się na ziołach, jednak te, które kilka dni temu wybrała Błękitna Cętka, potrafiła odróżnić po zapachu; po kilku wizytach w aromatycznym legowisku nauczyła się też rozpoznawać ich wygląd. Odnalezienie ich wśród stosów innych roślin nie zajęło jej wiele czasu; doświadczenie podpowiadało jej, gdzie zostały ułożone, tak, że nie musiała polegać na węchu, który w obliczu takiego natężenia zapachów – zarówno otaczających ją ziół, jak i jej własnego, nabytego przez wytarzanie się w lawendzie – stawał się bezużyteczny.. Zgrabnym ruchem chwyciła po kilka listków i natychmiast przełknęła.
Zaczną działać za godzinę, może pół. Wtedy zawoła swojego ucznia na trening i może dzięki temu uda jej się go przeżyć.
Ostrożnie opuściła legowisko i na powrót wymknęła się z obozu, by udać się na spacer.
Pół godziny...
Wytrzyma.
***
Kolejne wschody słońca mijały bezpowrotnie. Nie przynosiły one ze sobą – mooże poza śmiercią Złotej Melodii – żadnych większych smutków i nie wyglądało na to, by czarne scenariusze, które kreśliła w myślach Świetlista, miały się w najbliższym czasie ziścić. Wręcz przeciwnie; Kasztanowa Łapa radził sobie coraz lepiej, aż wreszcie pewnego dnia Błękitna Cętka oznajmiła, że zasłużył na mianowanie. Szylkretową wojowniczkę zalała w tamtym momencie taka fala ulgi, że omal nie zbiła jej z nóg. Prawdę mówiąc, nawet tego dnia, już po tym, jak Kasztanowy Szpon odbył milczące nocne czuwanie, dalej chodziła lekko otumaniona.
Koniec mordęgi. Wreszcie nie będzie musiała nikogo uczyć, pouczać, poprawiać i powtarzać całej sekwencji kolejne trzydzieści razy. Mogła wrócić do luźnych, spokojnych, samotnych polowań, nie martwiąc się tym, czy kiedykolwiek uda się zrobić wojownika z kocurka, którego los pokarał taką niekompetentną mentorką. Nie będzie musiała spotykać się, rozmawiać z kimkolwiek, odganiać wżerającego się w nią stresu za pomocą ziół...
Nie była wolna. W tamtym momencie osiągnięcie wolności nie było możliwe. Nadal błąkała się we mgle, której mleczna trucizna nie odstępowała jej na krok; jednak jeżeli w ten sposób opiszemy jej trudności, to mianowanie Kasztanowej Łapy można przyrównać do wąskiego promyczka słońca, który zdołał przedrzeć się przez ponure obłoki i spocząć na jej zmierzwionym futrze.
Promień słońca. Kropla ciepła, krótka chwila ulgi.
Niedługo się skończy, ale teraz jest dobrze.
Zrobiła się nieco bardziej rozmowna.
– Wiesz co – miauknęła w zamyśleniu, wbijając wzrok w błękitne niebo, kiedy razem z Błękitną Cętką siedziały na skraju obozowej polanki – gdyby to nie stanowiło problemu… Mogłabyś powiedzieć Brzoskwiniowej Gwieździe, żeby nie dawała mi już więcej uczniów?
– Jesteś pewna? Wytrenowałaś już dwóch i popatrz, jak dobrze ci poszło! – Błękit wskazała łapą Orli Trzepot, który właśnie przechodził nieopodal, na co Świetlista westchnęła.
– I to, jakim cudem to się udało, do dzisiaj jest jedną wielką zagadką – mruknęła w odpowiedzi. – Mówię serio. Oczywiście, gdyby się nie dało, to… Ale no, wiesz przecież, że tego nie znoszę. Poza tym, ostatnio jakoś nie czuję się najlepiej, i...
– Dobrze, dobrze, nie musisz się tak tłumaczyć! Pewnie coś uda się zrobić. – Niebieska uśmiechnęła się, ale zmierzyła przyjaciółkę czujnym spojrzeniem. – I jak to nie czujesz się najlepiej? Może powinnaś dać się zbadać Burzowemu Sercu?
– Nie, nie. – Zbyła reakcję cętkowanej machnięciem głowy. – To nic takiego. Zresztą pewnie teraz już tak będzie. – Wbiła wzrok w nieistniejący punkt gdzieś za horyzontem, po czym westchnęła krótko i dodała ciszej: – W końcu starość, nie radość, nie?
– Że co!? Wypraszam sobie! – Nie zdołała uniknąć nagłego ciosu łapy. Zaskoczona obróciła głowę, tylko po to, by natrafić na pełne zgrywanego oburzenia spojrzenie Błękitnej Cętki. – Jesteś pięć księżyców starsza ode mnie, kupo futra! O jakiej starości ty mówisz!?
– Czekaj, nie o to mi… – wydukała, z początku zmieszana; pojęcie kryjącego się w tym żartu zajęło jej pewną chwilę. Od następnego przyjacielskiego pacnięcia nie uchyliła się naumyślnie i w dramatycznym geście nakryła pysk łapą. – Aaa, nieee, poddaję się. Wybacz mi, zastępczyni. Oczywiście jesteś piękna i młoda niczym wiosenny kwiatek.
Błękit roześmiała się głośno, a Świetlista wyprostowała się, zadowolona z osiągniętego efektu. Ostatecznie nieczęsto się zdarzało, żeby rozbawiła kogokolwiek swoimi marnymi zdolnościami aktorskimi. A właściwie, to… chyba nie zdarzało się to nigdy.
– Ale i tak, ostatnio rzeczywiście wyglądasz lepiej. – Polizała futro na piersi, po czym rzuciła jej ciepłe i nieco zaciekawione spojrzenie. Niedawno zauważyła, że humor niebieskiej zauważalnie się poprawił, szczególnie, jeżeli porównać go do poziomu, na jaki posłała go utrata Leśnego Cienia. Nie miała pojęcia, co było tego przyczyną, ale w żadnym razie nie zamierzała narzekać, skoro to coś spowodowało zmiany na lepsze. – Stało się coś miłego?
Podniosła głowę i przymknęła oczy, delektując się ciepłem słońca.
<Błękit?>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz